Liber mortuorum

Księga zmarłych polskich pallotynów i pallotynek

Dziś, to jest 19 kwietnia 2024, mija rocznica śmierci:
s. Józefa Glamowska (†1993)

Wczoraj, to jest 18.04.2024, miała miejsce rocznica śmierci:
ks. Giuseppe Faà di Bruno (†1889)
ks. Józef Kotlęga (†1973)
ks. Józef Matyka (†1995)
br. Mieczysław Wróbel (†2003)

W dniu jutrzejszym, to jest 20.04.2024, przypada rocznica śmierci:
ks. Ludwik Krawczyk (†1986)

HERKT Henryk (1924 – 2005), ksiądz, mistrz nowicjatu, profesor seminarium, rekolekcjonistaPROWINCJA CHRYSTUSA KRÓLA

HERKT Henryk (1924 – 2005), ksiądz, mistrz nowicjatu, profesor seminarium, rekolekcjonista

Urodził się 15 I 1924 w Szewcach, w parafii Buk, w archidiecezji poznańskiej, jako najmłodszy z ośmiorga rodzeństwa. Rodzice – Stanisław i Jadwiga z d. Cieślak – byli rolnikami. Szkołę powszechną (I stopnia) ukończył w Szewcach. W okresie okupacji pracował na roli w rodzinnym gospodarstwie, zajętym wówczas przez Niemców. Od 1945 uczęszczał do Gimnazjum i Liceum dla Dorosłych w Częstochowie, zaliczając po 2 klasy rocznie. Ukończywszy IV klasę gimnazjum w 1948, wstąpił do stowarzyszenia. Strój pallotyński przyjął 8 IX 1948. Pierwszą konsekrację złożył 15 VIII 1950 w Wadowicach, a wieczną 18 VI 1953 w Ołtarzewie – obie na ręce ks. Stanisława Czapli. Tam też odbył w latach 1949-55 studia z filozofii i teologii. Pracę seminaryjną napisał pt. Analiza aktu wiary według Karla Adama (1954). Święcenia kapłańskie przyjął 13 VI 1954 w Ołtarzewie z rąk bpa Zygmunta Choromańskiego.

Po święceniach pracował w duszpasterstwie w Chełmnie i Ząbkowicach Śląskich. Był magistrem nowicjatu alumnów w Ząbkowicach (1958-61) i Otwocku – po rozwiązaniu przez władze państwowe NSD w Wadowicach (1962-64). Potem pracował jako rekolekcjonista w Otwocku. W latach 1963-65 studiował w Prymasowskim Studium Życia Wewnętrznego, uzyskując w 1967 stopień licencjata teologii na podstawie pracy dyplomowej Wartość klauzury ducha dla życia wewnętrznego i działalności apostolskiej na przykładzie św. Wincentego Pallottiego. Od 1 IX 1966 objął obowiązki ojca duchownego i profesora teologii ascetycznej w seminarium w Ołtarzewie. Następnie był rektorem w Ząbkowicach (1968-74) i Częstochowie (1974-77), gdzie pełnił też funkcję proboszcza (1974-81), i Otwocku. W 1971 został skierowany do Katarzyny Śląskiej, gdzie na prośbę Bolesława kard. Kominka zorganizował duszpasterstwo nauczycieli. Od 1981 zamieszkał w Otwocku jako duszpasterz, a potem rektor domu (od 19 VIII 1983), łącząc to z dotychczasowymi obowiązkami dyrektora budowy domu sanatoryjnego i rekolekcyjnego.

Pozwolenie Urzędu Stołecznego Miasta Warszawy i Urzędu ds. Wyznań na budowę domu seminaryjnego w Otwocku prowincja otrzymała 12 III 1981, a zatwierdzony plan budowy ks. Herkt odebrał 30 XII 1981 w Urzędzie Architektury i Urbanistyki w Warszawie. Budowa domu otwockiego rozpoczęła się w 1982 i była realizacją uchwały Kapituły Prowincjalnej z 1980, postanawiającej wybudować tam dom sanatoryjny dla członków prowincji. Wkrótce zdecydowano się na budowę kościoła. Pozwolenie ks. Herkt otrzymał 1 VI 1983 i 9 VI tego roku rozpoczął budowę 2-poziomowej świątyni. Wmurowania kamienia węgielnego, pochodzącego z grobu św. Piotra i poświęconego przez papieża Jana Pawła II, dokonał bp Jerzy Modzelewski 20 X 1985. W górnym kościele pierwszą mszę, którą była pasterka 1986, odprawił ks. prowincjał Czesław Parzyszek. Konsekracji nowego kościoła dokonał 7 V 1989 bp pomocniczy warszawski Marian Duś. Zaraz po tej uroczystości, bo 20 VII 1989 prymas Józef Glemp erygował parafię przy tym kościele. Parafia otrzymała wezwanie Zesłania Ducha Świętego. Ks. Henryk w 1984 założył w Otwocku i okolicach wspólnoty ZAK, których był pierwszym moderatorem. Funkcję dyrektora budowy domu sanatoryjnego w Otwocku pełnił do 1997. Od 1999 należał do Zespołu Koordynacyjnego ZAK. W 2004 obchodził złoty jubileusz kapłaństwa. Zmarł nagle 21 IV 2005 w godzinach popołudniowych w Otwocku. Liturgia pogrzebowa odbyła się tamże 25 IV. Spoczął na Katolickim Cmentarzu Komunalnym przy ul. M. Andriollego.

Ksiądz Herkt kochał kapłaństwo i zachowywał wiernie naukę Kościoła. Gdziekolwiek był, miał dar i wrodzoną umiejętność rozpoznawania ludzkich serc, czy jako magister nowicjatu, czy ojciec duchowny w seminarium, czy duszpasterz nauczycieli lub animator wspólnot Zjednoczenia. Jako wychowawca był bardzo pracowity i oddany swoim wychowankom. Nie chciał nikogo skrzywdzić. Poświęcał wszystkie swe siły innym i w każdym czasie, nie patrząc na własne zdrowie. Służył ludziom przy ołtarzu, w sakramentach lub jako duszpasterz. Był człowiekiem zwyczajnym, ale bardzo rodzinnym, otwartym i wrażliwym. Jako pallotyn zawsze żywo interesował się życiem stowarzyszenia i Zjednoczenia, jego działalnością i rozwojem.

Ostatnio zmodyfikowano: 12 stycznia 2015 (uzupełniono 13 marca 2017)
Tekst biogramu: Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów (1915-2012), Ząbki 2013, 218-219


Materiały źródłowe

OJCIEC HENRYK HERKT (1924 – 2005)

Ks. Henryk Herkt (1924-2005), ks. Leon Cieślak (1914-1953) i ks. Ignacy Cieślak (1916-2002), to trzej spokrewnieni ze sobą pallotyni z Wielkopolski (matka ks. Herkta: Jadwiga z d. Cieślak; matka ks. Cieślaka: Maria z d. Herkt). Zapisali oni te piękniejsze karty w dziejach Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Polsce. Wyróżniały ich i łączyły nie tylko pracowitość i poświęcenie dla Stowarzyszenia, ale także podobny apostolski szlak. W ich biografiach nie trudno zauważyć, że w szczególny sposób związani są z dwoma niezwykle ważnymi miejscami na pallotyńskiej mapie: Częstochową i Warszawą; duchową stolicą Polski i szeroko rozumianą Warszawą (miasto stołeczne i tzw. Varsovia suburbica: Ołtarzew i Otwock; centrum życia apostolstwa polskich pallotynów). Księża Leon i Ignacy byli u początków zadomowienia się pallotynów w Częstochowie, w cieniu Jasnej Góry. Wiosną 1948 ks. Ignacy rozpoczął budowę domu i kościoła na gruzowisku po dawnej cegielni, był tam pierwszym przełożonym. Od 1975 swoje budowlane pasje rozwijał na kontynencie afrykańskim. Zaś ks. Leon był u początków zawiązania się wspólnoty pallotynów w Otwocku, był jej pierwszym rektorem (1950). Ponadto, na długo przed soborem współtworzył w Otwocku pierwsze pallotyńskie centrum formacji świeckich.

Najmłodszy z nich był ks. Henryk Herkt. Na tym przetartym już przez starszych kuzynów szlaku, zostawił swoje własne ślady. Do Częstochowy, w której spędził młodość, zdobył maturę i z której wstąpił do Stowarzyszenia, w 1974, wrócił jako przełożony wspólnoty i proboszcz miejscowej parafii. Tym jego własnym śladem, odciśniętym na śladach poprzednika ks. Ignacego Cieślaka okazała się rozbudowa pierwotnej świątyni i jej adaptacja do potrzeb parafii. Na owe czasy było to ogromne wyzwanie, wprost niewykonalne, z którym musiał sobie poradzić.

Jednak, tym docelowym miejscem dopełnienia dzieła rozpoczętego przez Cieślaków okazał się Otwock. Przybył tu po raz pierwszy w 1962, jako mistrz nowicjatu i rekolekcjonista. W 1981 wrócił do Otwocka, by, jako przełożony, budowniczy kompleksu klasztorno-duszpasterskiego i organizator regionalnych struktur Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, dopełnić dzieła swoich poprzedników i zarazem dzieła swego życia. Tu, jak niegdyś ks. Leon Cieślak, zakończył swoje życie 21 kwietnia 2005.

W swoim życiu miałem szczęście spotkania ks. Herkta na tym jego „rodzinnym” i apostolskim szlaku: zarówno w Częstochowie (1976), jak i w Otwocku (1985). Jego osobowość najbardziej zaważyła na moich życiowych wyborach, a jego postać należy do najważniejszych w moim życiu. Spotkałem go w momencie kiedy na tyle poczułem się dorosły, że zapragnąłem żyć na własny rachunek. Pozostałem samodzielny, niezależny i niepokorny, ale nigdy nie samotny. Mówił nam „Synu”, my zaś „Ojcze”. Miałem zaszczyt należeć do tego grona duchowych „synów”. Jako, jeden z ostatnich czuję się szczególnie zobowiązany w imieniu wszystkich do wyrażenia wdzięczności i czci naszemu „Ojcu”, któremu tak wiele, a może i wszystko, co nas dobrego w tym życiu spotyka, zawdzięczamy.

W cieniu Jasnej Góry

Częstochowa drugiej połowy lat siedemdziesiątych w niczym nie przypomina tej dzisiejszej. Wówczas była sennym miastem głęboko pogrążonym w oparach socjalizmu. Częstochowa wyraźnie podzielona na tę podklasztorną (z Rynkiem Wieluńskim), swego rodzaju „republikę mniszą”, przeznaczoną na unicestwienie, i tę właściwą: socjalistyczną, robotniczą, proletariacką, wzdłuż ul. Warszawskiej i Krakowskiej. A między nimi? Aleja Najświętszej Maryi Panny. Wówczas: Aleja I, Aleja II, i Aleja III. Przy Alei względny spokój. Resztki dawnej kultury, „dyskretny urok burżuazji”: kierowany przez małżeństwo Bartosików secesyjny teatr z ambitnym repertuarem, filharmonia, kina, ośrodki kultury. Także coś z dziedzictwa przeszłości: muzea, prawosławna cerkiew, luterański zbór. Oczywiście że było coś z przyszłości. W oddali, w szczerym polu majaczyło potężne blokowisko Osiedla Tysiąclecia z egzotyczną dzielnicą „Kosmos” z ulicą Gwiezdną, Księżycową. Tam wielu upatrywało dla siebie miejsce na przyszłość. Ja też! Dwa światy i jedno miasto. Dlatego próbowano odizolować tę część z częstochowskim wzgórzem od reszty miasta i „cywilizowanego świata” trasą szybkiego ruchu. W 1976 trafiłem do tej części klasztornej, żyjąc w przenośni i dosłownie „w cieniu Jasnej Góry”. Pamiętam nie uprzątnięte jeszcze przed szczytem scenografii do niedawno nagrywanego filmu Potop, ze słynną „Kolubryną”. Także spotkałem historyczną i czynną całą dobę budkę strażniczą od strony Placu św. Jana, w której funkcjonariusze UB „odprawiali” swoiste „nieustanne czuwanie”.

Wówczas, zamieszkałem przy Kordeckiego 5, w oficynie kamienicy przylegającej bezpośrednio do muru klasztornych „Hal”. Za ścianą były sale dla pielgrzymów prowadzone przez zawsze uśmiechnięte szare urszulanki i kaplica duszpasterstwa młodzieży. Chodziłem tam na bardzo popularne wówczas msze „beatowe”. Podjąłem pracę w zakładzie wychowawczym przy ul. Różanej (dzisiaj: Biskupa Kubiny). Do pracy chodziłem „na skróty”, zwykle przez Jasną Górę. Na placu przed szczytem nasze dzieciaki grały w piłkę. Z parkowej górki zjeżdżały na swoich, własnoręcznie zrobionych na naszych zajęciach „bobslejach”. Tam, stojąc pod szczytem z grupą wychowanków słyszałem słynne prymasowskie: „Czas to miłość”. Jednocześnie kończyłem szkołę średnią. Szkoła mieściła się już poza strefą opanowaną przez niezliczone klasztory i kościelne instytucje. Cóż z tego? Mimo iż dyrektor naszej szkoły był jednocześnie szefem Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej, to nie tylko, że sam był absolwentem KUL, to, o ironio, szkoła mieściła się w budynkach poklasztornych, a gro uczniów to młodzież, głównie zakonnice (habitowe i nie tylko) ze strefy przyklasztornej. Pod Jasną Górą, jak w Monachomachii bpa I. Krasickiego było: „Bram cztery ułomki, dziewięć klasztorów i gdzieniegdzie domki”. Bram, o ile pamiętam było pięć, klasztorów znacznie więcej. Były też świątynie parafialne, albo ich brak. Ulica Kordeckiego stanowiła granicę pomiędzy parafią św. Barbary, do której formalnie należałem; proboszczem był człowiek legenda bp F. Musiel (†1992) i parafią Matki Bożej Miłosierdzia księży pallotynów w Dolinie Miłosierdzia, z ówczesnym proboszczem, ks. Henrykiem Herktem. Ksiądz biskup prowadził wówczas ostre boje o budowę kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej z „właścicielami” PRL. Ostatecznie zwyciężył, ale to, co przeszedł wystarczyłoby na scenariusz do serialu o „Dzikim Wschodzie”, z dziedziny: „i straszno i śmieszno”. Dla nas był jednym z nielicznych, który w owym czasie odważył się sprzeciwić komunie. Przykłady powtarzaliśmy sobie jako anegdoty. To jemu ostatecznie zawdzięczamy zaniechanie prac zmierzających do zablokowania bezpośredniego przejścia z Alei NMP, aleją między parkami, pod jasnogórski szczyt.

Podobna sytuacja wystąpiła w Dolinie Miłosierdzia. Warto tu przypomnieć, że pierwotna myśl o osiedleniu się pallotynów w Częstochowie i założenia ośrodka kultu miłosierdzia Bożego w pobliżu Jasnej Góry, miała zrodzić się u ks. Leona Cieślaka podczas modlitw przed cudownym obrazem na Jasnej Górze. W miarę upływu czasu, wydzielona niegdyś peryferyjna i niewielka parafia, powiększała się do tego stopnia, że wybudowana przez ks. Ignacego Cieślaka na początku lat 50. domowa kaplica, okazała się za mała na potrzeby parafii. O budowie nowej świątyni nie było mowy. Ponadto, po każdorazowej próbie wystąpienia o pozwolenie na budowę kościoła, władze proponowały inne rozwiązanie: przejęcie całego kompleksu jasnogórskiego po paulinach (rzekomy kryzys w zakonie paulinów, brak powołań, trudności w obsłudze sanktuarium, nasilający się ruch pielgrzymkowy, a ponadto: „paulini to zakon pustelniczy, nie apostolski”, sugerowano, że przy zamianie nikt nie zauważy; podobnie brzmiące nazwy: paulini – pallotyni). Głupota, czy prowokacja? Jest to temat całkowicie nieznany, a pomysł ponoć, jak wspomina ks. J. Żemlok, znalazł zwolenników nawet w naszym środowisku. Temat wart przebadania z tego choćby prostego powodu, że w opisywanych czasach trwał wewnętrzny konflikt w zakonie, w który bezpośrednio ingerował legatus natus, Stefan kard. Wyszyński, Prymas Polski, a władze „nie zasypywały gruszek w popiele”. Ponadto, wówczas wyczuwało się lekkie napięcie w relacjach pomiędzy Jasną Górą i parafią w Dolinie Miłosierdzia. Nic dziwnego, wewnątrz nie tylko drżało ale wrzało. Nad wszystkim czuwał również miejscowy pasterz, bp S. Bareła (†1984) i nowy proboszcz.

Obecność od 1974 w Dolinie Miłosierdzia ks. Herkta okazał się czasem budowania bardziej niż poprawnych, bo serdecznych relacji zarówno z ks. biskupem, jak i z Jasną Górą. Ksiądz biskup był „uczonym”, ale także niezwykle subtelnym, maryjnym pasterzem. Życzliwość i swego czasu wsparcie okazane przez ks. Herkta o. J. Płatkowi, paulinowi, po kanonicznym potwierdzeniu jego wyboru na generała zakonu (1978-84) zapoczątkowały epokę wzajemnego zaufania i współpracy paulinów i pallotynów. Pamiętam ich serdeczne spotkanie w lipcu 1978 w Zakopanem, jeszcze gdy oczekiwał na decyzje Stolicy Apostolskiej.

Pozostała kwestia budowy świątyni parafialnej. Nie było szans na budowę nowej. Jakieś nadzieje na wyjście z kłopotu stwarzała myśl o wystąpieniu o pozwolenie na rozbudowę starej kaplicy. Problem w tym, że istniejąca kaplica „wrosła” już w lokalną tradycję pielgrzymek na Jasną Górę. Pielgrzymi, przybywając do Częstochowy, obowiązkowo i tłumnie nawiedzali piękny kościółek „ze świecącym różańcem na suficie”, gdzie zamawiali msze św. wieczyste i kupowali poszukiwane wówczas dewocjonalia. Istotnie, kaplica, dzięki zaradności i talentom współbraci przekształciła się w „bombonierkę”, cacko, dzieło sztuki (oświetlony różaniec na suficie był autorstwa ks. F. Rafacza, podobny wykonał na Kopcu). Ponadto, było to miejsce kultu Bożego Miłosierdzia i „Tej, co w Ostrej świeci Bramie”, Matki Miłosierdzia. Kult maryjny w kościółku pallotynów okazał się nie konkurencją, ale uzupełnieniem, dopełnieniem kultu Tej, „co Jasnej Broni Częstochowy”. Zresztą, ks. Herkt bardzo emocjonalnie reagował na wszelkie, choćby najmniejsze objawy pallotyńskiej megalomanii wobec Jasnej Góry. Uważał, że nikt i nic w Częstochowie nie jest w stanie zdominować kultu Matki Bożej Jasnogórskiej. Jakiekolwiek przeciwne myślenie uznawał za nierozsądne i niebezpieczne. Raczej, ze wszystkich sił wspierał i osobiście angażował się w rozwój tego kultu. Sam był Jej gorliwym czcicielem.

Jednak, trzeba było podjąć decyzję, co do rozbudowy kaplicy. Nic nie wskazywało, że komuna osłabnie, parafia potrzebowała świątyni. Zdecydowano o rozbudowie starej. Miejsca było niewiele, ale na ówczesne potrzeby wystarczająco. Obudowano kaplicę nowymi ścianami, a środek wyburzono. Zniknęło dzieło sztuki, pozostała „stodoła”. Na nic zdały się próby nadania jej rysów dawnej kaplicy. Stary ołtarz nie pasował już do nowego i powiększonego wnętrza. Nie pomogło nawet wymalowanie różańca na suficie nowej świątyni przez samego profesora Z. Łoskota. Pielgrzymi daremnie podnosili głowy szukając tego dawnego, świecącego różańca. Ale parafia zyskali za to własną świątynię i mogło rozwijać się w niej zwyczajne, parafialne życie. Organizowaniem tego w nowych warunkach poświęcił się bez reszty proboszcz, ks. Herkt, jednocześnie przełożony domu i wspólnoty. Swego czasu korzystałem tam gościnnie z lekcji religii w grupie młodzieży maturalnej.

Księdza proboszcza spotkałem po raz pierwszy na ul. Różanej, tuż pod murami Jasnej Góry. Wracałem akurat z dyżuru, z pracy, on wychodził z klasztoru sióstr józefitek. Znaliśmy się z widzenia. Zapytał, co tu robię, czym się zajmuję. Bardzo mu to zaimponowało, że pracuję i uczę się. Mówił, że też tak zaczynał przed laty w Częstochowie. Teraz organizuje kancelarię parafialną, potrzebuje kogoś do pomocy, także chce zagospodarować gabloty przed świątynią. Trochę się na tym znałem, bo prowadziłem zajęcia plastyczne z dziećmi. I tak się zaczęło. Porządkowałem różnego rodzaju dokumenty kościelne, długie i mądre listy pasterskie ówczesnego bpa S. Bareły, nosiłem je do oprawy, przepisywałem księgi, uzupełniałem kronikę, kompletowałem zbiory. Wówczas poznałem tam introligatora, który oprawiał dokumenty w głównej kwaterze armii carskiej. Nazywał się Wylężałek. Lekcje, jakich mi wtedy udzielił na temat rewolucji w Rosji wystarczają mi do dzisiaj. Kancelaria wyglądała imponująco. Oczkiem w głowie były gabloty, bo to wizytówka parafii. Wiele się wtedy nauczyłem. Wiedziałem, co to Ne temere, raptularz, że musi być dziennik korespondencji. Wówczas, nie przypuszczałem, że będzie to dla mnie jedyna i modelowa lekcja z pastoralnej i przykład, jak powinna wyglądać i funkcjonować kancelaria parafialna. Tego nam już nigdy nikt, nawet w seminarium, nie powiedział.

Mam też pewien „wkład własny” w zewnętrzną fizjonomię świątyni. Kiedy sam mistrz, profesor Łoskot wykonywał nad wejściem w technice grafitti wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej. Wówczas, pomagałem mu w odwzorowaniu zarysu postaci z kartonu na świeży tynk. Podtrzymywałem przygotowany wcześniej olbrzymi arkusz, w skali 1:1 na którym widniał obrys wizerunku, wszystkie linie były gęsto „podziurkowane”. Po przyłożeniu kartonu do ściany, cały szkic przenosiliśmy na wcześniej przygotowany tynk, za pomocą pyłu węglowego. Mielony węgiel drzewny zawinięty był w gałganek i tym obstukiwaliśmy obraz, aż proszek przedostał się na tynk. Na ścianie ukazał się utworzony z maleńkich punkcików „komputerowy” szkic, wokół którego mistrz wprawną ręką wycinał odpowiednie partie w odpowiednich warstwach dwukolorowego tynku. W ten sposób na własne oczy oglądałem proces powstawania dzieła sztuki.

W rodzinie apostolskiej

Podczas wakacji 1977 zabrałem się z ks. proboszczem i grupą młodzieży do Zakopanego. Była to moja pierwsza w życiu wyprawa na Podhale. Nie była to jednak młodzież parafialna. Była to wspólnota „synów” pozbieranych na wcześniejszym szlaku apostolskim: od Ząbkowic, przez Świętą Katarzynę do Częstochowy. Była to przeważnie młodzież z duszpasterstwa nauczycieli diecezji wrocławskiej. Ja okazałem się tym pierwszym częstochowskim nabytkiem. Później było nas więcej. Okazało się, że ks. Herkt, corocznie i od dawna organizował takie wakacyjne wyjazdy dla swoich „synów”. Bazą była gościnna gazdówka babci Gąsienicowej-Mracielnik, na Maźnicy, tuż pod Reglami, naprzeciwko Krzeptówek. Przy Drodze do Walczaków obozowały grupy oazowe. Wśród kadry byli klerycy z wywodzący się z tej grupy: Czesiek Klesyk i Alfred Dyr. Odwiedzali nas. Był jeszcze w seminarium z tego rozdania Janek Baraniecki spod Ząbkowic, przyszły misjonarz. Grupa była częścią duszpasterstwa rodzin, w ramach duszpasterstwa nauczycieli, które niegdyś powierzył ks. Herktowi kard. B. Kominek (†1974). Były tam dzieci wrocławskich nauczycieli. Wśród nich Staszek i Janek Wiśniewski, synowie niezwykle zaangażowanej w duszpasterstwo nauczycielki we Wrocławiu, Stanisławy Wiśniewskiej (†2014), W młodości nauczycielki, która za przynależność do organizacji patriotycznej, z wyrokiem śmierci przesiedziała kilka lat w ubeckiej katowni. Była „twarzą” i muzą we wspólnocie wrocławskich nauczycieli.

Oj, przewędrowaliśmy górskie szlaki, wzdłuż i wszerz. Czasami wężykiem: na początku Staszek Wiśniewski, z młodzieńczą brodą, w filcowym kapeluszu, podgrywający na drewnianej fujarce. Wyglądał, jak ogrodowy krasnal. Za nim my, nucąc jakąś marszową wyliczankę: „I raz, i dwa, i trzy…”, wyrzucając w bok to prawą, to lewą nogę na słowa refrenu: „Maksymek, Maksymek”. Ci bardziej odważni organizowali wyprawy w Tatry: na Świnicę i na Rysy. Podziwiałem ich. Byli to ludzie z wielkiego miast, z inteligenckich rodzin, śmiali, otwarci i serdeczni. Taka prawdziwa, polska i katolicka młodzież, jak ta, spotykana w duszpasterstwie Rodzinie Rodzin.

Na msze chodziliśmy na skróty, przez potok, do pallotynów. Wtedy po raz pierwszy spotkałem jednego z pierworodnych „synów”, ks. Mirosława Drozdka. Przybył tu z Poznania i z miejsca rozpoczął porządki. Jak dominikanie z Murzasichla albo ks. Stolarczyk począł szerzyć na Krzeptówkach „prawdziwy” kult Matki Bożej. Wprawdzie nie rozpoczynał od wycinania „świętych smreków, ale z miejsca spacyfikował nobliwe gaździny, które pod przewodnictwem ks. J. Stecza śpiewały jakieś „pogańskie” pieśni góralską gwarą: „Jakośmy się ześli tu, przed tym obrazem, to se zaśpiewomy Matce Boskiej razem, Matce Boskiej razem”, na melodię „Uciekaj, uciekaj bo cię wiatr zatrzyma”. Raz to słyszałem i nigdy już więcej. Ksiądz Stecz też stracił etat, stał się niepotrzebny. Dzięki temu mogliśmy razem z nim wydeptywać górskie szlaki. A wędrowiec, gaduła i bajarz to był przedni. Jeśli Sabała był sławnym bajarzem, to ks. Stecz mu nie ustępował. Myślę, że na Sabale się wzorował, w końcu, chciał w młodości być aktorem. Aktorem byłby sławnym. Jednak „jegomościem” dla górali był jeszcze bardziej zawołanym.

Niesłychanie miło wspominam dzień 22 lipca. Święto, jak święto. Innego wówczas nie było. Poszliśmy na Krupówki, do Hortexu, na świąteczne lody. To były najwspanialsze lody świata, z bakaliami, syropem, w olbrzymich pucharach. Tego koloru, smaku, zapachu i świątecznej aury się nie zapomina. A były to przaśne lata schyłku PRL-u. Na podobne wakacje przyjechałem następnego roku. Było już po maturze. Nic nie wyszło z planów osiedlenia się na stałe w Częstochowie i wymarzonych studiów w zakresie pedagogiki opiekuńczej na miejscowej WSP, mimo, że kompletowałem już dokumenty. To w Wadowicach nauczyłem się, że mówi się „dokumenty”, nie „papiery”. Jak przestrzegała nasza pani polonistka: „papiery to są w koszu”. Na pedagogikę wybierał się też Bogdan, kolega z klasy. On też zmienił plany. Po pewnych wahaniach dołączył do nas Staszek z Wrocławia. Było nas trzech. Spędziliśmy ostatnie wspólne wakacje i wyjechali do Ząbkowic. Z pewnością nasz „ojciec” czuł się mile zaskoczony. On tez kiedyś stąd trafił do nowicjatu. Tym bardziej, że nie była to wspólnota o charakterze powołaniowym. Był to jeden z elementów w procesie formacji apostolskiej rodzin: rodziców, dzieci i młodzieży. Z naszej grupy wywodzą się ojcowie rodzin, liderzy grup i księża: zarówno diecezjalni, zakonni, jak i pallotyni. Z naszej trójki: Bogdan i Staszek wkrótce odeszli z seminarium. Nie przestali być „synami”. Zachowali serdeczne więzi z „ojcem”. Odnaleźli swoje życiowe powołanie, jako szczęśliwi małżonkowie i ojcowie.

Co dalej z częstochowską parafią i świątynią? Za rok, z Częstochowy do nowicjatu udał się rdzenny parafianin, Zbyszek Rembisz. Znaliśmy się z lekcji religii. Był także ze swoim bratem Krzyśkiem z nami w Zakopanem. Po latach, jako kolejny następca, rektor częstochowskiej wspólnoty podjął dzieło budowy świątyni z prawdziwego zdarzenia. Pamiętam, jak jeszcze w czasie spotkania pielgrzymkowych przewodników w Jerozolimie (2003), przygotowywał się do ostatniego etapu budowy, wykończenia i uposażenia wnętrz nowej świątyni. Wówczas, nie tylko dzielił się własnymi pomysłami, ale w Jerozolimie poszukiwał odpowiedniego kamienia na główny ołtarz. W końcu, świątynia powstawała ze środków wygospodarowanych przez podległy mu Sekretariat ds. Apostolstwa i biuro pielgrzymkowe „Apostolos”. Jego dzieło kontynuuje obecny przełożony częstochowskiej wspólnoty, ks. Zdzisław Szmeichel. Jemu także nie jest obca postać i charyzmat „ojca” Henryka Herkta.

W cieniu otwockich sosen

Sosny otwockie, nadwiślańskie, mazowieckie, to specjalny gatunek sosny. Jak mi kiedyś opowiadał leśniczy z nadleśnictwa „Torfy”, to jest „sosna słoneczna”. Musi mieć odpowiednie warunki. Rośnie w złotym piasku i pełnym słońcu. Musi mieć wokół siebie wolną przestrzeń. Jest sosną „wędrującą” ku słońcu i niezwykle ekspansywną. Z łatwością opanowuje kolejne, złoto-bursztynowe połacie nadwiślańskich piasków. W efekcie, cała Warszawa, usytuowana w dawnym korycie Wisły, otoczona jest pierścieniem sosnowych lasów, żywą, bo samoregenerującą się resztką dawnej mazowieckiej puszczy. Linia otwocka, to jej część. Efektem regularnych nasadzeń są zagajniki, w których każda mając „głowę” w słońcu, wyciąga ją coraz wyżej, pnie się wysoko w górę; wyrasta na smukłą, prosta i wysoka. Na wolnych przestrzeniach wyrasta jak strojna w zieloną suknię dorodna panna. Pod gęsto porastającymi parasolami tych drzew wyrosło, jak pensjonat, całe miasteczko drewnianych pensjonatów. Nie wiadomo, z jakiego powodu Otwock zdobył renomę jednego z podwarszawskich kurortów. Kurortem był Świder Zdrój. Prawdopodobnie dzięki nadwiślańskiej kolei i ludności żydowskiej Warszawy. Ponoć przed wojną, kiedy z Warszawy do Karczewa „chodziła” kolejka wąskotorowa to już w okolicach Międzylesia (wówczas stacyjka „Kaczy Dół”) i wjechała w strefę sosnowych lasów, to w zatłoczonych wagonikach żydowscy rodzice pośpiesznie otwierali niewielkie okienka, przysuwali do nich pobladłe swe pociechy i nalegali: „Oddychajcie, głęboko oddychajcie, to aksamitne powietrze”. Coś w tym jest, bo w latach 90. poznałem bardzo podobny żydowski, podwileński „Otwock” – Wołokumpie. Do dzisiaj nazywany „Żydokumpie”. Wypełniony tłumem wypoczywających w cieniu wileńskich sosen, „szwargoczących” między sobą w jidisz i delektujących się „aksamitnym powietrzem” – wileńskich Żydów. Mało tego, drewniana architektura kurortu nad Wilią, do złudzenia przypomina tę znad Świdra. Nic w tym dziwnego. Wszak, odkrywcą uroków tego miejsca i twórcą otwockiego stylu „Świdermajer” był rodowity „Wilniuk”, wileński architekt i artysta malarz, M. E. Andriolli (†1893).

Czas niemieckiej okupacji przetrwały jedynie sosny i domy. Po wojnie, opustoszałe miasto zasiedliła okoliczna i napływowa ludność. Ocalało też kilka domów zakonnych, przeważnie domy sióstr zakonnych, pełniące przed wojną rolę domów letniskowych dla warszawskich klasztorów. Po zburzeniu stolicy okazały się jedynym miejscem schronienia i przetrwania. Ponoć, przed wojną w Otwocku były zaledwie dwa polskie pensjonaty, reszta była żydowska. Jeden z nich, tuż po wojnie nabyli pallotyni (1950). W latach 1951-53 rektorem nowo założonego domu, po krótkim epizodzie z ks. A. Urbanem, został ks. L. Cieślak. W 1952 został jednocześnie mistrzem nowicjatu kleryków. Jego życiowa pasją była duchowa formacja duchownych i świeckich. Początkowo zamierzał realizować to w ramach „Ruchu Szensztackiego”, którego, podobnie, jak ówczesny prowincjał Czapla był gorącym zwolennikiem. Wkrótce, zrozumiał, że sytuacja Kościoła w Polsce jest na tyle zagrożona, że wymaga solidnej formacji religijnej całego społeczeństwa. Wówczas zrodziła się myśl opasania stolicy pierścieniem domów formacyjnych. Pierwszym z nich miał być Otwock. Jako rektor i formator przystąpił do budowy odpowiednich pomieszczeń. Jednak, powstały drewniany domek rekolekcyjny (15 maleńkich pokoików) został zajęty przez władze reżimowe; urządzono w nim „instytucję pożytku publicznego” – biura Sanepidu. Przetrwały one do późnych lat 90. Tu do 1953 ks. Leon realizował swoje apostolskie pasje, jako doskonały formator nowicjuszy, kleryków i świeckich. W Otwocku, jako prekursor Apelu Jasnogórskiego realizował swoje religijno-patriotyczne idee powiązania duchowości polskich pallotynów z narodową pobożnością, skupioną wokół kultu Matki Bożej Częstochowskiej. Tu kształtowały się ideowe fundamenty Rodziny Rodzin. Tu, w dzień Wniebowzięcia Matki Bożej 1953 zakończył swoje życie. Utonął w falach Wisły.

Ksiądz Henryk Herkt przybył do Otwocka po raz pierwszy w 1962 z Ząbkowic. Był tam magistrem nowicjatu (1958-61). Trafił do Otwocka w związku z rozwiązaniem przez władze państwowe utworzonego po likwidacji „Collegium Marianum”, Niższego Seminarium w Wadowicach i koniecznością umieszczenia tu jednego z trzech kursów nowicjackich, którego został magistrem. Pozostał tu do 1964, jako rekolekcjonista.

Z czasów tego pierwszego pobytu w Otwocku na szczególne podkreślenie dwie sprawy. Pierwsza dotyczy jego funkcji magistra i formatora młodzieży duchownej. W Otwocku było ulokowanych kilka nowicjatów zakonnych. Wśród nich siostry obliczanki i sługi Jezusa, którym posługiwał. Wkrótce doszło wzajemnego zaprzyjaźnienia się nowicjackiej młodzieży. Zaowocowało to w przyszłości wzajemną współpracą. Efektem jest obecność sióstr obliczanek w Paryżu, zasługa trwającej od tamtych czasów znajomości m.in. s. Honoraty Jaworskiej i ks. Witolda Urbanowicza.

Druga, to zorganizowanie przez ks. Herkta duszpasterstwo służby zdrowia. Wiadomo, że Otwock to stolica sanatoriów i szpitali. W mieście funkcjonowało też liceum pielęgniarskie, z którego systematycznie wychodziły zastępy młodych pielęgniarek. Wówczas pielęgniarstwo, jak wskazywała nazwa specjalnego pielęgniarskiego czepka („powołanie”), było pojmowane, jako powołanie. Jak wspominały p. Janeczka Drzewiecka, p. Marta Zaręba: Ojciec widząc je osamotnione i bezradne wobec ogromu cierpienia, zbierał je i gromadził w jedną wspólnotę bliskich sobie osób. Organizował spotkania formacyjne i towarzyskie. Tworzył z nich wspólnotę apostolską, niosącą pomoc nie tylko medyczną, ale ludzką i duchową. To za jego czasów zapoczątkowano, gdzie było możliwe, przywracanie praktyki odprawiania mszy św. dla chorych w sanatoriach i szpitalach. Wcześniej, kaplice szpitalne zostały zlikwidowane, a wszelkie systematyczne formy duszpasterstwa szpitalnego, ustały. Nie ulega wątpliwości, że wznowienie duszpasterstwa służby zdrowia w Otwocku to dzieło apostolskiej wrażliwości ojca Herkta.

W cieniu piramid

Wrócił do Otwocka po raz drugi w 1981. początkowo jako duszpasterz. Z miejsca reaktywował duszpasterstwo służby zdrowia i zapoczątkował duszpasterstwo nauczycieli. W 1984 zakładał w Otwocku i okolicach wspólnoty ZAK. Jednocześnie podjął starania zmierzające do realizacji postanowienia Zebrania Prowincjalnego z 1980, o budowie domu sanatoryjny dla członków polskiej prowincji. Dnia 13 III 1981 otrzymał stosowne pozwolenie Urzędu Stołecznego Miasta Warszawy i Urzędu ds. Wyznań na budowę, a 30 XII 1981 w Urzędzie Architektury i Urbanistyki w Warszawie zatwierdzono jej plan. Budowa rozpoczął w 1982. Wkrótce poczyniono starania o zezwolenie na budowę kościoła. Uzyskał je 1 VI 1983, a już 9 VI rozpoczął budowę 2-poziomowej świątyni-piramidy. Od 19 VIII 1983 pełnił funkcję przełożonego wspólnoty i zarazem dyrektora budowy.

Dlaczego sanatorium, a nie dom zakonny? Niby różnica niewielka, ale istotna. Otóż, Otwock, ze względu na swój specyficzny, leśny klimat zawsze uznawany był za uzdrowisko. Leczono tu gruźlicę, choroby serca. Większość przedwojennych sanatoriów reaktywowano, powstało kilka nowych szpitali. Jak na niewielkie miasteczko, proporcje mocno przesadzone. Powstała nawet idea zachowania i rozwoju strefy uzdrowiskowej z jej specyficznym mikroklimatem. Miasto zaczęło rozwijać się po lewej stronie torów, w kierunku zachodnim. Strona prawa, z siecią sanatoriów i naszą posesją, została wyłączona z planów jakiejkolwiek rozbudowy i zabudowy, pustoszała. Liczono, że wkrótce rozpadną się stare, drewniane domy, a ich mieszkańcy przeniosą się za tory. Część leśna miała służyć wyłącznie celom sanatoryjno-leczniczym. Ponieważ za torami powstawały nowe osiedla (Sportowa, Ługi), a ludzie chętnie korzystali z posługi duszpasterskiej przy naszej kaplicy, pojawiła się konieczność dostosowania placówki do nowych wyzwań. Wtedy padła myśl o wystąpieniu o pozwolenie na budowę ośrodka sanatoryjnego dla księży. Jeśli się uda zrealizować tę myśl, to oczywiście, następnym krokiem będzie próba wybudowania sanatoryjnej kaplicy. Tak też się stało. Realizację tych planów powierzono osobie zaufanej, ks. Henrykowi Herktowi. Spełnił je z powodzeniem.

Mit o mikroklimacie został obnażony na początku lat 90. Kiedyś, w rozmowie z prezydentem miasta upomniałem się o likwidowane Prewentorium Dziecięcego tzw. „Wioski Szwajcarskiej” – Don Suisse. Powstała w 1946 przy ul. Reymonta, naprzeciwko budynku Palladium, jako dar Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża dla dzieci ofiar wojny. Był to kompleks niskich drewnianych baraków, z małym, ceglanym kościółkiem pośrodku. W nich, na trzymiesięcznych turnusach wypoczynkowych, organizowanych po hasłem „Po radość i zdrowie”, wypoczywały dzieci z uboższych rodzin. W czerwcu 1948 Wioska Szwajcarska została przekazana Wydziałowi Zdrowia m. Warszawy, który przeznaczył ją na prewentorium dla dzieci chorych na gruźlicę. Dyrektorem prewentorium został dr Stanisław Olpiński. Posługiwały tam siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. Swego czasu odprawiałem tam dla chorych dzieci Msze św. Wówczas, w ramach społeczno-gospodarczych przemian przygotowywano likwidację ośrodka i planowano sprzedaż terenu (uzbrojonego) pod budowę osiedla. Wówczas, z oburzeniem tłumaczyłem, że to zbrodnia, to teren uzdrowiskowy, strefa klimatyczna, mikroklimat itd. Szybko wyprowadzono mnie z błędu, wyjaśniając, że to „ściema”. O klimacie: makro czy mikro nie ma mowy. Już dawno stopień zanieczyszczenia powietrza przekroczył wszelkie dostępne normy. Nie była to strefa klimatyczna, ale strefa militarna: od szosy lubelskiej po tory kolejowe Otwock-Pilawa. Niegdyś była to część carskiej kolei wojennej w „Priwislanskim Kraju”. Oddana do użytku w 1877 Droga Żelazna Nadwiślańska (Kolej Nadwiślańska) łączyła Wołyń, urodzajną ziemię lubelską (Chełm i Lublin) z ufortyfikowaną linią rzeki Wisły, a dalej przez Ciechanów i Mławę wiodła do Prus. Po stronie pruskiej posiadała połączenie z portem morskim w Gdańsku. Szerokotorowa kolej o standardzie rosyjskim przebiegała wzdłuż przypuszczalnej linii frontu i łączyła ze sobą najważniejsze rosyjskie twierdze na terenie Królestwa Polskiego: Warszawę, Nowogieorgijewsk (Modlin) i Iwangorod (Dęblin). Linia Nadwiślańska pozwalała na szybki transport wojska, amunicji i sprzętu. Po II wojnie światowej otwocka strefa wojskowa stanowiła jedną z ważniejszych część w systemie obronnym Układu Warszawskiego, któremu patronował sukcesor rosyjskiego zaborcy, ZSRR. Była to część pierścienia ochronnego dla stolicy. Wśród nich: zawsze w pogotowiu były jednostki wojsk nadwiślańskich, stacjonujące nad Świdrem: Radiówek, Emów, Wiązowna. Ponadto, pobliskie lotnisko w Góraszce i Dęblinie, otwockie szpitale, wśród nich Szpital MSW. Wszystko, w pogotowiu dla mieszkańców stolicy, na wypadek zimnej wojny. Najważniejszy z militarnych obiektów to ukryty wśród lasów Instytut Badań Nuklearnych „Świerk”. Na jego potrzeby powstało w Otwocku jedyne w Polsce technikum nukleoniczne. Jego to chroniła przed wzrokiem ciekawskich, otwocka strefa ochronna. Jacy wówczas byliśmy naiwni!

Do Otwocka trafiłem zaraz po święceniach (1985). To moja pierwsza placówka, pierwsza miłość. Wówczas ukończono budowę kompleksu katechetycznego i zasklepiono stropy dolnego kościoła. Było wreszcie gdzie uczyć młodzież z kilku szkół średnich i w niedzielę odprawiać msze dla kilku tysięcy osób. Wcześniej ludzie gromadzili się wokół urządzonej z dwóch pokojów kaplicy, pod gołym niebem. O ile młodzież miała idealne wprost warunki do nauki, to msze w dolnym kościele odprawiane były pod przeciekającym sufitem i często z nogami w kałużach. Zwykle przed mszą robiliśmy w posadzce otwory, by pozbyć się kałuży. Często na głowę, na ołtarz i do puszki z komunikantami spadała potężna kropla. Sytuacja trwała do czasu póki nie została ukończona budowa górnej świątyni w formie piramidy. Budowa trwała wolno, bo zarówno projekt, jak i technologia jego budowania były jednym wielkim eksperymentem. Ażurowe boki otwockiej piramidy była budowane z oddzielnych kasetonów, układanych na specjalnej, drewnianej konstrukcji dachowej i łączonych ze sobą lanym betonem. Do końca nie wiedziano, czy po usunięciu drewnianej „formy” i podtrzymujących stempli, to wszystko nie runie. Miał tego pełną świadomość ks. dyrektor budowy. Nie runęło, ale stałem wówczas przy nim i widziałem, co w tym momencie przeżywał. Projekt był powszechnie krytykowany. Nie wszystko, co wymyślili architekci podobało także ks. Herktowi, nie ze wszystkim się zgadzał. Pamiętam, jak ostro zaprotestował przeciwko lokalizacji maleńkiej zakrystii w krypcie, pod wejściem do prezbiterium świątyni. Oburzonemu architektowi perswadował: „Czy pan myśli, że mamy jednego, lub dwóch księży? Tu będą wielkie koncelebry. Musi być duża, wygodna zakrystia, na stu księży”. „To co mam z tą zrobić? Zasypać? Zasypać”, padła odpowiedź. Krypty nie zasypano, zasklepiono wyjście. Nie wiem, jak ojciec wytłumaczył się przed swoim kursowym kolegą, władczym ekonomem, ks. S. Orlickim (†2002). Za to powstała obszerna zakrystie z prawdziwego zdarzenia. W kwestiach budowy miał dosyć problematyczną sytuację był „między młotem a kowadłem”. Młotem był władczy Zarząd Prowincjalny z ekonomem na czele, kowadłem rozzuchwaleni i powiązani z ówczesną nomenklaturą: architekci, inżynierowie i eksperci. Ci ostatni czuli się bezkarni i chronieni przez tych pierwszych. W tej sytuacji trudna była pozycja księdza, który jedynie mógł realizować polecenia z góry. Nigdy nie popierał powszechnie krytykowanego pomysłu umieszczenia potężnego grafitti w prezbiterium. Uważał, że tego rodzaju dzieło winno, co najwyżej zdobić fronton kościoła. Według pierwotnej idei, w prezbiterium miał być umieszczony potężny malowany na desce krzyż św. Franciszka. Po bokach obraz MB Częstochowskiej i Miłosierdzia Bożego. Stało się inaczej. Nie dziwi pytanie kto o tym zadecydował? Pytanie ciągle aktualne, to: Dlaczego do tej pory nic z tym nie zrobiono?

Drzewa umierają stojąc

Oprócz budowy, trwało zwyczajne życie. Warunki były trudne, wspólnota niewielka ale mocno zaangażowana. Ksiądz Herkt był naszym przełożonym. Dzielił czas pomiędzy duszpasterstwo, budowę i porządkowanie otoczenia. Można go było spotkać jadącego w komży na rowerze z posługą do któregoś z kilku zgromadzeń sióstr, na budowie, albo z siekierą, karczującego mocno zaniedbany drzewostan. Z tym lasem to się nie rozstawał. Często mu w tym pomagałem. W tym pierwszym roku kapłaństwa więcej czasu spędziłem na robotach leśnych, niż w duszpasterstwie. A pracy było moc. Wiadomo, że „drzewa umierają stojąc”. Podobnie jest w Otwocku. Ubytków obumarłych sosen nie da się uzupełnić sadzonkami, bo jest to sosna słoneczna. Trzeba byłoby wykarczować cały las i posadzić nowy. Szans na wycinkę nie było, a corocznie, wskutek prac budowlanych i „starości”, obumierało kilkanaście drzew. Jedynym rozwiązaniem były nasadzenia innymi gatunkami, które potrafią rosnąć w cieniu drzew. W tajemnicy przed wspólnotą jeździliśmy do szkółki w Umiastowie i tam kupowaliśmy odpowiednie krzewy i sadzonki. Inwestycja wydawała się nieprzyzwoicie kosztowna, stąd dla uniknięcia zgorszenia ta konspiracja przed współbraćmi. Kiedyś, wymyślił, by na sporej leśnej polanie urządzić kwiatową rabatkę i posadzić róże. Tłumaczyłem: „Ojcze, las to nie środowisko dla róż”. „Co tam opowiadasz”, odburknął. Posadziłem, takie już kwitnące, z doniczek. „No widzisz Andrzejeczku, jak pięknie tu wyglądają”, powiedział z zachwytem. Było pięknie przez chwilę. Rano słyszę: „Andrzejku”, z emfazą na ‘ku’. Wiadomo, że coś się stało. „Zobacz, zobacz”. Widocznie za mocno się wcześniej zachwycił, bo nocą chyba wszystkie ślimaki z całego powiatu zjawiły się w tym miejscu. Z dorodnych różanych krzewów pozostały tylko to, co nie dało się zjeść, ogryzione „do kości” kolczaste pędy. Za to posadzone później na polanie cisy czuły się tu „u siebie”. Dzięki tym eksperymentom, dzisiaj, zamiast cmentarzyska po obumarłych drzewach, mamy urozmaicony las.

Wątek z otwockimi sosnami pojawił się tu nie przypadkowo. Podjąłem go w kontekście poszukiwania odpowiedzi na pytania o więzi ideowe ks. Herkta i jego poprzedników: Leona i Ignacego Cieślaków. Wiadomo, że łączyła ich wspólna cecha Wielkopolan: pracowitość, a jako pallotynów: poświęcenie dla Stowarzyszenia. Wiadomo, że ks. Herkt szedł po ich historycznych śladach: rozbudowywał i rozwijał to, co oni zapoczątkowali w Częstochowie i w Otwocku. Czy istnieje między nimi jakaś ciągłość ideowa? Wspólnota duchowości między nim a ks. Leonem Cieślakiem? Wydaje się, że tak. Obydwaj byli znakomitymi mistrzami życia duchowego: ojcami duchownymi, mistrzami nowicjatu, formatorami świeckich, założycielami i animatorami wspólnot apostolskich. Łączyła ich głęboka miłość do ojczyzny i cześć do Matki Boże Częstochowskiej, jako fundamentu jedności religijno-narodowej. Istotę swego pallotyńskiego i apostolskiego powołania widzieli we wspieraniu polskiego Kościoła i ścisłej współpracy z hierarchią, której uosobieniem był Prymas Tysiąclecia. Te ideały, jako ideał osobisty, każdy na swój sposób, szerzyli wśród powierzonych sobie duchowych synów.

Ksiądz Leon był absolwentem wydziału psychologii UW. Miał nastawienie bardziej praktyczne. Dlatego szczególnie zainteresowały go idee kształtowania ideału osobistego przez praktykowanie ascezy organicznej w ruchu zapoczątkowanym przez niemieckich pallotynów, zwanym Szensztackim. Jednak, coś się wydarzyło, że dążenia osiągane „Tytanów szlakiem” zamienił na te, osiągane „pielgrzymów szlakiem”, ku Jasnej Górze, gdzie każdy Polak i cały naród staje codziennie do Apelu deklarując swoją gotowość realizowania wspólnego ideału w prostych słowach: „Jestem, pamiętam, czuwam”. Zwolenników Ruchu Szensztackiego było wielu w Stowarzyszeniu. Największym fanem był ks. Czapla, pochodzący z Kresów, studiował w Limburgu, podobało mu się. Ksiądz A. Urban (†1980) wyrósł wprost z tego ruchu, pozostał mu wierny. Przez całe swoje życie realizował ideały Apostolatu Katolickiego przez Ruch Apostolski. Księża Cieślakowie i ks. Herkt byli Polakami z Wielkopolski. Wiedzieli, że podstawy pruskiej ideologii, wśród nich, lansowany pruski i niemiecki ideał wychowawczy, oparty na modelu spartańskim, i zasadach heglowskiej filozofii ma charakter wybitnie neopogański, narodowo-socjalistyczny i kolektywny. Był on daleki od bliskiego Polakom ideału rozwoju osobistego, opartego na modelu apolińskim, ukształtowanego przez chrześcijańskich humanistów, a zmierzający w kierunku personalizmu, z systemem zasad indywidualnego rozwoju. Wiadomo, że ks. L. Cieślak, żył intensywnie, aczkolwiek krótko, niewiele po sobie zostawił źródeł pisanych. Był raczej praktykiem. Niektórzy bardziej fanatyczni, jak wspomina ks. J. Żemlok, uważali jego śmierć w nurtach Wisły jako „karę boską za zdradę Szensztatu. Co potwierdza obecność w myśleniu niebezpiecznych elementów z heglowskiej metafizyki; przypisujących Bogu zło. Coś w tym jest. Być może trochę racji trzeba przyznać mamie ks. Leszka Malewicza (†2008), która pogodziła się z decyzją, że syn zostanie księdzem. Jednak, dalej dręczyło ją jedno pytanie: Dlaczego w niemieckim zakonie?

Jedno jest pewne, że ks. Cieślak, podobnie jak prymas A. Hlond, a za nim prymas Wyszyński, wszystko postawił na Maryję, Królową Polski, zwornik i ostoję polskiego katolicyzmu. W pracy formacyjnej, swego rodzaju „pracy organicznej”: indywidualnej i zbiorowej, widział realizację ideałów Apostolatu Katolickiego według myśli naszego ojca założyciela. Uważał, że „wychowanie dziecka Bożego powinno się zaczynać od podstaw, czyli od wychowania matek i przygotowania ojców. Obok wychowania zbiorowego, poświęcał dużo swego drogiego czasu dzieciom i młodzieży, nieraz trudnej i beznadziejnej, której dzięki specjalnemu podejściu pedagogicznemu wykrywał jej właściwe powołanie życiowe” (S. Czapla). To samo można powiedzieć o ks. Herkcie. Wprawdzie nie miał wykształcenia praktycznego, nie był psychologiem, ale wykształconym teologiem w zakresie ascetyki. Niemniej jednak, jako znawca ludzkiej duszy służył ludziom bez względu na wiek, płeć i status społeczny. Służył na każdym etapie życia i każdym poziomie rozwoju życia duchowego.

Jest przysłowie dotyczące ludzi, że: „Z kim przystajesz, takim się stajesz”. Nie ma przysłowia dotyczącego otoczenia, zwłaszcza drzew, a to by się przydało, bo pojawiło się pewne skojarzenie; brakuje „naukowego” potwierdzenia. Otwock to słoneczne sosny, żywe parasole, wysoko uniesione ku niebu. W czasie permanentnych prac porządkowych na naszej posesji, ks. Herkt pokazał mi alejkę kilku anemicznych i skarłowaciałych świerków. Cud, że się ostały w cieniu wyniosłych sosen. Ponoć sadził je wyżej wspominany sam ks. Augustyn Urban, kiedy przez rok, na przełomie 1958/59 był rektorem w Otwocku. Kolejny raz został ofiarą „antyniemieckiej”, a może antykościelnej fobii lokalnych, tym razem komunistycznych władz. Nie pozwolono mu na dokończenie kadencji. Trudno nie mieć skojarzenia z pewną praktyką „pedagogiczną” w Ruchu Szensztackim, a przejawiającej się w wymowie ideowej nasadzanych dwóch świerków przed wejściem do kaplicy MTA. Jeden z nich powinien być dorodny, wyniosły, jak te otwockie sosny, drugi, skarłowaciały, jak te posadzone pod koniec lat 50. otwockie świerki. Przy kaplicy MTA pełnią rolę ilustracji do przestrogi: tylko asceza organiczna gwarantuje prawdziwy i pełny rozwój, jak ten piękny świerk. Jej brak powoduje niedorozwój i skarłowacenie, jak ten drugi. Prawda to, czy zwyczajna złośliwość, trudno zgadnąć. Prawda jest jedna, że w naturze nie zawsze takie wizualne efekty są osiągalne. Czasami trzeba coś „podrasować”, a to już jest ideologia. Niezwykle niebezpieczna w formacji. Rodzi się jednak zasadnicze pytanie: Jaki jest sens sadzenia drzew w miejscu, gdzie nie mają szansy na wzrost? Właściwe kierunki wskazuje sama przyroda. Otwockie sosny rosną w grupach, obok siebie, kolektywnie. Wtedy wyrastają na dorodne, wysokie i smukłe. Inne kształty przybierają, kiedy mają więcej życiowej przestrzeni. Zapewnienie im tej przestrzeni gwarantuje nie tylko rozwój, ale i ciągłość rozwojową; proces samoregeneracji drzewostanu i zachowanie jego różnorodność.

Myślę, że coś z tajemnicy jedności w różnorodności otwockiej przyrody, udzieliło się wrażliwości obydwu animatorom życia apostolskiego w Otwocku: ks. L. Leonowi Cieślakowi i ks. Henrykowi Herktowi. Obydwaj, jak te otwockie sosny „umarli stojąc”, na posterunku. Ksiądz Leon utonął 15 sierpnia w Wiśle. Wówczas przyjął zastępstwo w parafii po drugiej stronie Wisły, w Jeziornej, przy historycznej świątyni wybudowanej w okresie międzywojennej dla robotników fabryki papieru przez jej żydowskiego właściciela. Na pytanie swoich pobratymców: Czy oszalał? Odpowiedział krótko: „Jak będą chodzili do kościoła, to będą uczciwie pracowali”. Po pracowitym przedpołudniu poszedł wojenną drogą przez Gassy ku Wiśle by odpocząć. Utonął w okolicach, spalonego w 1939 wojennego mostu. Druga strona mostu i drogi, od strony Wału Miedzeszyńskiego, znajdowała się na wysokości Świdra („Pod Dębami„). Znam miejsce śmierci ks. Cieślaka bardzo dobrze, bo często tam bywałem, mieszkając w latach 90. w Zalesiu D. i Konstancinie. Jest to bardzo malownicze i nieznane miejsce po lewej stronie Wisły. Mam stamtąd aż dwa olejne widoki Wisły, pędzla D. Guttakowskiej (†2011), z którą jeździłem na plenery malarskie. Wówczas, o tym że tu utonął ks. Cieślak, nie wiedziałem.

Po ks. Leonie dzieło tworzenia ośrodka formacji apostolskiej w podwarszawskim Otwocku kontynuował ks. Henryk Herkt. Duchowo, przez powoływanie grup i wspólnot i fizycznie, jako budowniczy kompleksu klasztorno-sanatoryjnego, de facto, kompleksu duszpastersko-rekolekcyjnego. Pierwszy dom rekolekcyjny nie miał szansy na fizyczne przetrwanie. Na jego miejscu i, o ironio, dopiero po wyniesieniu się Sanepidu, można było przystąpić do budowy ostatniej części, tej rekolekcyjnej. Do 1997 pod czujnym okiem dyrektora budowy powstał budynek w stanie surowym, udało się połączyć wszystkie segmenty kompleksu w jedną całość. Dzieła wykończenia i wyposażenia dopełnił nowy przełożony, ks. Jerzy Błaszczak. Po dziesięcioleciach bezskutecznych starań i zabiegów wreszcie powstał ośrodek formacyjny z prawdziwego zdarzenia. Jego niestrudzonym orędownikiem i budowniczym okazał się ks. Henryk Herkt.

Jak to się stało, że ten zdolny, pracowity i dobrze zapowiadający się pasjonat teologii życia wewnętrznego, poszedł nie tyle drogą swego krewnego Leona Cieślaka, o podobnej wrażliwości i zainteresowaniach? Dlaczego poszedł drogą Ignacego Cieślaka, znanego pasjonata budownictwa kościelnego, który pewniej czuł się z kielnią w ręku niż z książką, choćby najpobożniejszą? Start ks. Herkt miał znakomity. O pewnym zacięciu naukowym świadczy problematyka podjęta w pracy seminaryjnej: Analiza aktu wiary według Karla Adama (1954). Był mistrzem nowicjatu w Ząbkowicach (1958-61), następnie mistrzem w Otwocku (1962/63). Od 1964 był ojcem duchowny w Ołtarzewie. Równocześnie rozpoczął studia w Prymasowskim Studium Życia Wewnętrznego. W 1966 otrzymał nominację na profesora ascetyki w seminarium, a rok później uzyskując stopień licencjata teologii na podstawie pracy dyplomowej Wartość klauzury ducha dla życia wewnętrznego i działalności apostolskiej na przykładzie św. Wincentego Pallottiego. Studiował pod kierunkiem takich autorytetów, jak: o. B. Przybylski, ks. A. Słomkowski i ks. E. Weron. Mógł zostać znakomitym teologiem w zakresie teologii ascetycznej i autorytetem w dziedzinie duchowości pallotyńskiej, w tym zakresie wiele miał do powiedzenia. Jednak, na tym etapie, niespodziewanie zakończyła się jego naukowa droga. Jak na ironię, po studiach specjalistycznych do funkcji formatora już nigdy nie wrócił. Nie wiem czy się z tym całkiem pogodził. Wiem jedno, że nalegał ze wszystkich sił by nie marnować szans w dziedzinie nauki. Nikt jak ojciec nie potrafił cieszyć się nawet najmniejszymi moimi sukcesami naukowymi. Był taki dumny, że studiowałem na KULu, a potem, że tam pracowałem. Ciągle powtarzał, że jakie to ważne, jakie piękne, jakie potrzebne.

+ + +

Na krótko przed śmiercią zwierzył się, że przez całe swoje dorosłe życie był szantażowany przez UB. To z powodu wojny. W czasie okupacji Niemcy przejęli całe gospodarstwo, zmuszając całą rodzinę do niewolniczej pracy. Podczas wycofywania zabrali ich ze sobą, jako „żywą tarczę” w obawie przed bombardowaniami. Uprowadzili ich gdzieś w głąb Niemiec. Powrócili do domu, ale ten epizod funkcjonariusze wykorzystali do szantażu młodego księdza, zarzucając mu współpracę z Niemcami i rzekomą ucieczkę z nazistowskim najeźdźcą. Niby zarzut śmieszny, ale po okrucieństwie wojny tragiczny. Pod zarzutem współpracy z „reakcyjnym” Watykanem biskupom wytaczano procesy i siedzieli w więzieniu. Cóż dopiero oskarżenie o współpracę z hitlerowcami? W ZSRR dowodem na współpracę był fakt, że ktoś przeżył obóz. Widocznie w pewnym momencie udało im się go zaszczuć.

Paradoksalnie, ciężkie przeżycia i niewolnicza, fizyczna praca w czasie hitlerowskiej okupacji nie zniechęciły go. Wprost przeciwnie, lubił fizyczną pracować, przy tej pracy wypoczywał. W tej fizycznej pracy, jak Ignacy Cieślak, odnalazł sens i istotę swego apostolskiego powołania. Wiadomo, że wojna, terror i głód spowodowały, że nie miał młodości. Całe życie za nią tęsknił, dlatego lubił otaczać się młodymi ludźmi. Cieszył się, że są szczęśliwi. Jeśli tak nie było, to robił wszystko żeby byli szczęśliwi. Nikt, jak on nie potrafili się tak cieszyć sukcesami swoich synów. W Otwocku dożył pięknych lat. Wrósł głęboko w otwockie piaski, jak te słoneczne sosny. Odszedł, jak one „stojąc”, w postawie gotowości do pracy. W tym wiślanym piasku spoczął. Niech odpoczywa w pokoju.

Ks. Andrzej Kaim SAC (pełny tekst wspomnień został opublikowany w książce: A. Kaim, Łaska drogi. Światło i sól, Ząbki 2016, s. 33-58)



Indeks zmarłych według daty śmierci

Alfabetyczny indeks zmarłych

Indeks zmarłych z podziałem na lata śmierci

Miejsca spoczynku polskich pallotynów wraz ze zdjęciami


Ci, co odeszli ze Stowarzyszenia

Więzi Kardynała Franciszka Macharskiego z pallotynami


Rocznice pallotyńskich wydarzeń

Ks. Stanisław Jurkowski SAC, duszpasterz polonijny we Francji

Bereza Kartuska
Suchary

Indeksy i biogramy sporządził ks. Stanisław Tylus SAC
Kontakt: stansac@wp.pl
Stan z 11 marca 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstów i fotografii bez zgody autora strony jest zabronione.

Ostatnie zmiany
Nowe biogramy
-(od I 2024):ks. Karny Marek (†14 I 2024), ks. Chwiej Jerzy (†24 I 2024), ks. Nowek Tadeusz (†8 III 2024)

-(2023):ks. Bławat Anastazy (†1 I 2023), ks. Szczotka Marian (†28 I 2023), ks. Czaja Piotr (†25 II 2023), ks. Szczepański Józef (†19 V 2023), ks. Bazan Tadeusz (†15 VI 2023), ks. Borowski Tomasz (†20 VI 2023), ks. Jurkowski Stanisław (†10 II 2023), ks. Kantor Stanisław (†20 VI 2023), br. Kubiszewski Jan (†3 X 2023), ks. Wierzba Jacek (†21 XI 2023), ks. Kozłowski Józef (†26 XI 2023), ks. Rembisz Zbigniew (†7 XII 2023), ks. Bober Szczepan (†24 XII 2023),

-(2022):ks. Charchut Stanisław (†9 II 2022), s. Kirol Regina (†23 II 2022), s. Dziedzic Krystyna (†8 III 2022), ks. Daniel Leszek (†20 III 2022), s. Jasiulewicz Alina (†2 IV 2022), ks. Tomasiński Tadeusz (†1 VI 2022), ks. Matuszewski Stanisław (†23 VI 2022), br. Mystkowski Mieczysław (†1 VII 2022), s. Wenta Teresa (†27 VII 2022), bp Freeman Séamus (†20 VIII 2022), s. Michalik Sylweria (†22 VIII 2022), br. Szporna Wojciech (†5 X 2022), ks. Stasiak Władysław (†29 X 2022).

Liber mortuorum w latach 2020-2024. Przeszłość i przyszłość

1. Krótka historia strony Liber mortuorum
a) Pierwsze biogramy zmarłych pallotynów ukazały się na stronie internetowej WSD Ołtarzew w styczniu 2007 r. Autorem ich był ks. Janusz Dyl SAC, który tworzył je pod niezrealizowaną przez niego „Księgę zmarłych pallotynów”. W maju 2009 r., wraz z przebudową strony internetowej, zostały one zastąpione życiorysami, które również pochodziły z książki ks. Dyla pt. Pallotyni w Polsce w latach 1907-1947, Lublin 2001, s. 397-475. Te krótkie biogramy zostały doprowadzone do lat 1998-99 (nie były też kompletne i nie uwzględniały członków Regii Miłosierdzia Bożego). Od tego czasu ks. Stanisław Tylus SAC sporządził Indeks zmarłych według daty śmierci i dołączył wszystkie brakujące życiorysy zarówno z obu polskich prowincji, jak i Regii Miłosierdzia Bożego. Na stronie Seminarium ołtarzewskiego biogramy te istniały do 2013 r.
b) Nowe, obecnie istniejące biogramy zmarłych pallotynów, zostały napisane przez ks. Stanisława Tylusa SAC. W 2011 r. zostały one umieszczone na stronie http://www.pallotyni.pl, pod nazwą LIBER MORTUORUM. Początkowo były to tylko biogramy polskich pallotynów i przełożonych generalnych Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego oraz życiorysy pallotynek. Poszerzona i poprawiona ich wersja (ale bez pallotynek i przełożonych generalnych pallotynów) została opublikowana drukiem (Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów 1915-2012, Ząbki 2013, ss. 694).
c) W latach 2013-15 strona Liber mortuorum (http://pallotyni.eu/Liber.mortuorum/zmarli_index.php) została poszerzona o życiorysy pallotynów i pallotynek pochodzenia polskiego oraz ekspallotynów, którzy zmarli jako księża diecezjalni lub w innym instytucie życia zakonnego. Od listopada 2014 r. dołączone zostały też biogramy pallotynek pracujących w Polsce lub pochodzących z terenów polskich, jak również ich przełożone generalne. W 2015 r. rozszerzono zakres przedmiotowy strony o nowe kategorie: Słudzy Boży spoza Polski i Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich. Niezależnie od tego uaktualniane były kategorie Polskich pallotynów i Pallotynek, którzy odeszli do wieczności w okresie lat 2013-15. W celu szybszego znalezienia poszukiwanego biogramu przemodelowano Indeks zmarłych według daty śmierci oraz sporządzono nowy Alfabetyczny indeks zmarłych oraz Indeks zmarłych z podziałem na lata śmierci.
d) W listopadzie 2017 r. strona została umieszczona w domenie https://LiberMortuorum.pl/ skąd jej zawartość jest dostępna w serwisach takich jak: http://www.pallotyni.pl, http://sac.org.pl
e) W 2015 r. strona Liber mortuorum aktualizowana była kilkanaście razy. Pojawiło się na niej 88 nowych biogramów, głównie pallotynek (65). Tego roku, praktycznie w 50% istniejących biogramów, zostały wprowadzone liczne uzupełnienia i poszerzenia, a także poprawiono zauważone błędy. Zmiany w poszczególnych biogramach sygnalizowane są informacjami naniesionymi pod konkretnym biogramem. Pod określeniem Zmienione lub Uzupełnione biogramy autor ma na myśli nie tylko istotną lub większą partię zmian, ale i pewne drobne informacje, które pojawiały się niezależnie od ich zaznaczenia. W 2016 r. dodano 28 nowych biogramów, zaś w 2017 r. pojawiło się 14 biogramów.

2. Stan aktualny biogramów
a) W latach 2022-2023 strona Liber mortuorum poszerzyła się o łącznie o 24 biogramy, z których 23 to nowe biogramy polskich pallotynów: ks. Charchut Stanisław (†9 II 2022), ks. Daniel Leszek (†20 III 2022), ks. Tomasiński Tadeusz (†1 VI 2022), ks. Matuszewski Stanisław (†23 VI 2022), br. Mystkowski Mieczysław (†1 VII 2022), br. Szporna Wojciech (†5 X 2022), ks. Stasiak Władysław (†29 X 2022), ks. Bławat Anastazy (†1 I 2023), ks. Szczotka Marian (†28 I 2023), ks. Jurkowski Stanisław (†10 II 2023), ks. Czaja Piotr (†25 II 2023), ks. Szczepański Józef (†19 V 2023), ks. Bazan Tadeusz (†15 VI 2023), ks. Borowski Tomasz (†20 VI 2023), ks. Kantor Stanisław (†20 VI 2023), br. Kubiszewski Jan (†3 X 2023), ks. Wierzba Jacek (†21 XI 2023), ks. Kozłowski Józef (†26 XI 2023), ks. Rembisz Zbigniew (†7 XII 2023), ks. Bober Szczepan (†24 XII 2023). Ukazał się również jeden biogram przełożonych geberalnych i biskupów - bp Freeman Séamus (†20 VIII 2022).

Tabela. Stan aktualny biogramów na koniec grudnia 2014-2024 r.
Kategorie pallotyńskich biogramów

XII
2014

XII
2015

XII
2016

XII
2017

XII
2018

XII
2019

XII
2020

XII
2021
XII
2022
XII
2023
2024
Polscy pallotyni 368 377 387 395 401 404 419 431 442 455 +3
Pallotyni polskiego pochodzenia (*) 14 16 18 18 18 18 18 18 18 18  
Przełożeni generalni i biskupi 19 19 20 22 23 25 25 26 27 27  
Słudzy Boży spoza Polski -- 5 6 6 6 6 6 6 6 6  
Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich (✺) -- 7 11 13 13 13 13 13 13 13  
Ekspallotyni (**) 23 23 25 25 25 25 25 25 25 25  
Pallotynki (przełożone generalne i siostry pracujące w Polsce lub pochodzące z terenów polskich zostały oznaczone znakiem ☼) 47 112 113 114 118 122 127 130 130 130  
Przyjaciele SAC i ci, co odeszli od Stowarzyszenia -- -- 7 8 8 8 9 9 9 9  
Razem 471 559 587 601 612 621 642 658 670 683 +3

b) W latach 2018-2021 strona Liber mortuorum poszerzyła się o 24 nowych biogramów. W grupie Polskich pallotynów i Pallotynek znalazły się następujące biogramy: s. Speransa Joniec (†11 II 2018), s. Teresa Matula (†1 VI 2018), ks. Jerzy Maj (†24 VI 2018), br. Jan Bandoszek (†28 VII 2018), ks. Tadeusz Płonka (†24 VIII 2018), ks. Bogdan Kusznir (†26 VIII 2018), s. Majola Rataj (†6 XI 2018) , s. Jadwiga Waszczeniuk (†17 XI 2018), ks. Józef Świerkosz (†20 XII 2018) , ks. Andrzej Biernacki (†23 XII 2018), s. Władysława Sitarz (†27 IV 2019) , s. Helena Szaniawska (†22 VII 2019), ks. Witalij Wezdeckij (†24 VIII 2019), s. Martyna Gumul (†9 IX 2019), s. Estera Stachnik (†20 IX 2019), ks. Kazimierz Czulak (†29 IX 2019), br. Tadeusz Wojciechowski (†12 XII 2019), ks. Stanisław Kobielus (†3 I 2020), br. Jan Cuper (†18 II 2020), ks. Józef Żemlok (†16 III 2020) i ks. Józef Liszewski (†18 III 2020). ks. Żemlok Józef (†16 III 2020)ks. Liszewski Józef (†18 III 2020), ks. Kantor Wiesław (†5 V 2020)ks. Latoń Jan (†7 V 2020)s. Wołosewicz Wirginitas (†17 V 2020), s. Hetnał Maria (†14 VI 2020), s. Otta Agnieszka (†15 VII 2020), ks. Korycki Jan (†31 VII 2020)ks. Szewczul Jerzy (†6 X 2020), s. Smentoch Kryspina (†14 X 2020), s. Suchecka Zofia (†19 X 2020)ks. Domagała Stefan (†24 X 2020)ks. Dragiel Mirosław (†30 X 2020)ks. Pytka Kazimierz (†5 XI 2020), ks. Domański Ryszard (†10 XI 2020), ks. Młodawski Grzegorz (†22 XI 2020), ks. Lisiak Józef (†27 XII 2020), s. Klekowska Mariola (†27 XII 2020), ks. Dzwonkowski Roman (†30 XI 2020), s. Wojtczak Urszula (†9 I 2021), ks. Błaszczak Jerzy (†15 I 2021), ks. Rykaczewski Tadeusz (†9 II 2021), ks. Czulak Antoni (†23 IV 2021), ks. Daniel Edward (†17 IV 2021), s. Gojtowska Agnieszka (†27 V 2021), ks. Nowak Kazimierz (†14 V 2021), s. Pruszyńska Zefiryna (†1 V 2021), ks. Zając Jan (†4 VII 2021), ks. Kot Jan (†8 VII 2021), ks. Mugobe Banuni Ignace (†26 VII 2021), ks. Kończak Jan (†11 VIII 2021), ks. Stachera Kazimierz (†24 VIII 2021), ks. Orlikowski Stanisław (†9 X 2021) i br. Dziczkiewicz Franciszek (†21 X 2021). Grupę Przełożonych Generalnych i pallotyńskich biskupów reprezentują: bp Konrad Walter (†20 IX 2018), bp Thomas Thennatt (†14 XII 2018), bp Alojzy Orszulik (†21 II 2019) i abp Hoser Henryk (†13 VIII 2021).

c) W latach 2018-19 autor strony przeprowadził kwerendę materiałów zawartych w archiwum domu pallotyńskiego w Gdańsku (dom przy ul. Elżbietańskiej). Niezależnie od tego, trwała kwerenda materiałów w Archiwum Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Szerokiemu badaniu poddawane były materiały, które autor strony pozyskał wcześniej w Archiwum Generalnym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Rzymie, w Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu i w Archiwum Sekretariatu Prowincji Zwiastowania Pańskiego w Poznaniu. Wiele nowych informacji autor otrzymał od osób prywatnych i instytucji. Istniejące biogramy są systematycznie wzbogacane o fotografie, zarówno portretowe, jak i grupowe (sytuacyjne). Zdjęcia pochodzą głównie ze zbiorów Archiwum Prowincji Chrystusa Króla, ale i wielu osób prywatnych, którym pragnę jeszcze raz serdecznie podziękować

3. Zrealizowane plany z ubiegłych lat (zapowiadane i niezapowiadane)
a) Z dniem 12 stycznia 2015 r. zostały wymienione na stronie Liber mortuorum wszystkie dotychczasowe wersje życiorysów pallotynów polskich zmarłych do 2012 r. W ich miejsce wprowadzono biogramy zaczerpnięte z publikacji autora strony (Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów 1915-2012, Ząbki 2013). Inne kategorie pozostały bez zmian.
b) Zgodnie z zapowiedziami od sierpnia 2015 r. włączane są stopniowo do strony Liber mortuorum biogramy niemieckich pallotynów, działających przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich. Na chwilę obecną włączono biogramy 13 niemieckich pallotynów, umieszczając przy ich nazwisku symbol ✺.
c) Spośród nie sygnalizowanych wcześniej zmian na stronie Liber mortuorum pojawiła się od maja 2015 r. nowa grupa biogramów, to jest pallotyńskich sług Bożych spoza Polski. Obecnie w jej ramach można znaleźć 6 biogramów. Są to życiorysy: bł. Richarda Henkesa (†1945), bł. Elisabetty Sanny Porcu (†1857), Josefa Englinga (†1918), Josefa Kentenicha (†1968), Franza Reinischa (†1942) i bpa Heinricha Vietera (†1914).
d) Wśród nowych inicjatyw, nie sygnalizowanych wcześniej, należy wymienić dział Materiały źródłowe. Dział ma za zadanie poszerzać naszą wiedzę na temat życia i działalności zmarłego.
e) Dołączono również Miejsca spoczynku polskich pallotynów. Jest to alfabetyczny układ według miejsc pochówków, w których złożono zmarłych Współbraci. Obejmuje zarówno obszar Polski, jak i całego świata. Na końcu listy umieszczono też miejsca pochówków pallotynów z niemieckiej Prowincji Świętej Trójcy, spoczywających na ziemi polskiej, pallotynek i ekspallotynów. Pierwotna wersja została umieszczona 31 października 2015 r.
f) W styczniu 2016 r. umieszczono na stronie Liber mortuorum biogram ks. Antoniego Słomkowskiego †1982, kapłana archidiecezji gnieźnieńskiej, profesora i rektora KUL (i materiały źródłowe, którymi są jego wspomnienia na temat kontaktów z pallotynami), zapoczątkowując w ten sposób grupę przyjaciół SAC. Grupa aktualnie obejmuje 8 nazwisk i będzie ona stopniowo realizowana w najbliższych latach.
g) Uzupełniono i poszerzono biografie w kategorii Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich i Pallotyńscy słudzy Boży spoza Polski. Kontynuowane będą dalsze prace nad uzupełnianiem i poszerzaniem dotychczasowych biogramów, bowiem kwerenda materiałów archiwalnych dostarcza wiele nowych i nieznanych do tej pory informacji.
h) Na początku 2016 r. dołączono do strony Liber mortuorum zestawienie chronologiczne, które zostało zatytułowane: Rocznice pallotyńskich wydarzeń przypadających w 2016 roku. Autor strony zestawił wydarzenia, jakie dokonały się w latach: 1916 (100 lat temu), 1941 (75 lat temu), 1966 (50 lat temu) i 1991 (25 lat temu). W 2020 r. w miejsce w.w. Rocznic pojawi się Kalendarium pallotyńskie, które autor systematycznie publikuje na swoim profilu FB - https://www.facebook.com/profile.php?id=100012227057005.
i) Spośród innych planów zrealizowanych planów było zakończenie Kalendarium dziejów Regii Miłosierdzia Bożego (1946-2019).

5. Uwagi i prośba o materiały
Wszystkich zainteresowanych biogramami zmarłych pallotynów lub pallotynek proszę o ewentualne spostrzeżenia i uwagi dotyczące treści biogramu lub innych kwestii. Ponadto zachęcam Wszystkich do przekazywania fotografii, informacji lub materiałów (jeśli trzeba, oczywiście do zwrotu) na adres e-mailowy: stansac@wp.pl lub listownie na adres: Pallotyński Instytut Historyczny, ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa.

Stroną techniczną Liber mortuorum już od 15 lat (od 2009 r.) zajmuje się Pan Donat Jaroszewski. Za lata współpracy, cierpliwość i wszelaką pomoc w tym zakresie jestem Mu bardzo wdzięczny.

Warszawa 28 I 2024
Stanisław Tylus SAC

Ksiądz dr Stanisław Tylus przy relikwiach św. Wincentego Pallottiego w kościele SS. Salvatore in Onda przy via dei Pettinari w Rzymie

Autor strony przy relikwiach św. Wincentego Pallottiego w kościele SS. Salvatore in Onda przy via dei Pettinari w Rzymie (8 XII 2014)





W Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu (7 II 2015)
30. rocznica święceń kapłańskich. Ołtarzew 10 V 2016 Księdza Stanisława Tylusa

30. rocznica święceń kapłańskich. Ołtarzew 10 V 2016. Od lewej księża: Waldemar Seremak, Jerzy Suchecki, Marian Kowalczyk, Tadeusz Pawłowski, Zbigniew Rembisz, Józef Targosz, Andrzej Majchrzak, Stanisław Tylus, Krzysztof Wojda, Kazimierz Szczepanik, Józef Nowak, Edward Grudziński, Wojciech Pietrzak, Edward Szram i br. Franciszek Dziczkiewicz

TYLUS STANISŁAW, LEKSYKON POLSKICH PALLOTYNÓW (1915-2012), APOSTOLICUM Ząbki – PALLOTTINUM Poznań 2013, ss. 694Leksykon polskich pallotynów 1915-2012

Publikacja Leksykon polskich pallotynów zawiera 356 biogramów polskich pallotynów zmarłych w latach 1915-2012. W książce został zastosowany układ alfabetyczny. Do biogramów zostały dołączone fotografie portretowe. Pod każdym biogramem została zamieszczona literatura, zawierająca bibliografię przedmiotową. Publikację zamyka indeks osobowy.

Podstawę źródłową niniejszej pracy stanowią akta osobowe zgromadzone w: Archiwum Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie, Archiwum Sekretariatu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie, Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu, Archiwum Generalnym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Rzymie i Archiwum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W pracy zostały uwzględnione „Wiadomości Polskiej Prowincji SAK” (do 1993), „Wiadomości Prowincji Chrystusa Króla” (1993-2012), „Annuntianda. Biuletyn Prowincji Zwiastowania Pańskiego SAK” (1994-2012). Pomocne okazały się katalogi stowarzyszenia i prowincji polskich, czasopisma wydawane przez pallotynów i kroniki poszczególnych domów. Nie bez znaczenia były również relacje ustne żyjących członków stowarzyszenia i przedstawicieli rodzin zmarłych.

Zmarli współbracia tworzyli pallotyńską historię i byli nieomal wszechobecni w wielu dziedzinach polskiej kultury XX-XXI w., np. w nauce, literaturze i wszelkiego rodzaju piśmiennictwie oraz w działalności edukacyjnej, wychowawczej i wydawniczej, a także w pracach na rzecz emigracji, misji i apostolstwa świeckich. Pośród nich są postacie bardzo znane, które wywarły duży wpływ na dzieje Kościoła polskiego, m.in.: ks. Alojzy Majewski, ks. Wojciech Turowski czy Sł. B. ks. Stanisław Szulmiński, albo przeszły do historii Polski dzięki wielkiej miłości do Ojczyzny, jak Bł. ks. Józef Stanek czy ks. Franciszek Cegiełka i wielu innych.

Jednak w Leksykonie znajdują się nie tylko ci najwięksi, ale wszyscy, którzy żyli i działali w polskich strukturach stowarzyszenia w kraju i poza nim. O każdym z nich, nawet najskromniejszym bracie, kleryku czy nowicjuszu, możemy dowiedzieć się wszystkiego, co można było wydobyć ze źródeł i opracowań.

Książka jest już niedostępna w sprzedaży.