Feliks Folejewski, Dziękuję…, Warszawa 2009, 6-13.
Powołał mnie Bóg do istnienia, jak każdego człowieka. Było to w Suwałkach nad Czarną Hańczą w krainie wzgórz, lasów i jezior. Dom rodzinny pracowity, dobry Tatuś, troskliwa Mamusia. Gromadka rodzeństwa: siostrzyczki i bracia. Ile im zawdzięczam. Tutaj jako mały chłopiec usłyszałem: „Pójdź za Mną”. Wołanie na początku ciche z upływem czasu coraz mocniejsze. Dziwili się rodzice, najbliższa rodzina i rówieśnicy, że ja chłopiec czternastoletni wyruszyłem w drogę z Suwałk aż do Wadowic – a więc przez Polskę z Północnego – Wschodu na Południe. I tak to się zaczęło. Przyszła upragniona chwila. Jedenastego czerwca 1959 r., było to o godzinie ósmej. Rozpoczęła się Eucharystia – w czasie której nas trzydziestu diakonów otrzymało święcenia kapłańskie w Seminaryjnym Wieczerniku w Ołtarzewie. I od tej chwili powtarzam za księdzem Janem Twardowskim:
„Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem padam,
i przed kapłaństwem klękam…
Jadę z innymi tramwajem –
Biegnę z innymi ulicą –
Nadziwić się nie mogę
Swej duszy tajemnicą”.
Pierwszą Mszę świętą odprawiłem na Jasnej Górze, przy Ołtarzu Ojczyzny wpatrując się w Oblicze Matki – danej „ku pomocy i obronie” naszego Narodu. Prosiłem, aby „nikt i nic” nie zasłoniło Jej Obecności w moim życiu. Zaczęło się moje pielgrzymowanie kapłańskie. Tylu ludzi, tyle miejsc, różne warunki, zmieniające się czasy i wciąż potęgująca się wdzięczność. Spotykałem na mojej drodze tylko dobrych ludzi. Nieraz mieli krótkie przerwy w dobroci, ale to przynależy do życia. Ludzie, wśród których pracowałem: w Gdańsku, Ołtarzewie, Lublinie w tylu miejscach Polski na rekolekcjach, misjach, wśród Polonii w krajach Europy. Wracałem do Warszawy, bowiem stolica Polski stała się moim Domem, a ludzie wielką „Rodziną Rodzin”. Jest ich wielu, bardzo wielu i nie sposób wszystkich tutaj wspomnieć. Zachowuję ich jednak w sercu, bowiem mają oni także swój udział w moim kapłaństwie. W jakiś sposób wskazali mi drogę, pomagali mi lepiej zrozumieć moją kapłańską posługę i pełniej nią żyć. W mojej współpracy zwłaszcza z rodzinami wiele korzystałem, wiele się od nich uczyłem. Kontakty te zaowocowały licznymi przyjaźniami, które trwają do dnia dzisiejszego. Nie mogę nie wspomnieć Przyjaciół z Niemiec, gdzie miałem operację serca, Dobre Siostry świętego Józefa z Münstertal i mojego dobroczyńcę, który stał się mi bratem, myślę o Józiu. Lekarze, pielęgniarki, panie salowe, chorzy z którymi spotykałem się jako pacjent w różnych salach. Moi Wychowawcy, Profesorowie, Współbracia – to jest oszałamiająca rzesza. Wszystkich noszę w sercu, może dlatego to serce jest nieco „utrudzone” – ale tym skaleczonym sercem dziękuję. Siostrom różnych Zgromadzeń Zakonnych, zwłaszcza Siostro Loretankom. Drogim Przyjaciołom, Księżom Diecezjalnym i Zakonnym. Rodzinom Kresowym z umiłowanego i wiernego Lwowa. Nieraz martwię się tym, że nie zdążę na ziemi podziękować wszystkim za wszystko i wtedy pocieszam się tą myślą, że jest wieczność. Dziękczynienie stanie się czystym uwielbieniem, pełnym chwały oraz olśniewającą kontemplacją Boga i Jego odwiecznych wspaniałych darów, którym nie masz miary. Wiem już teraz dobrze, że prawdziwa i jedynie słuszna postawa człowieka, to ustawiczne dziękczynienie. Podmiotem niekończącego się dziękowania jest: Bóg, Jego Kościół, Maryja, Ojczyzna, Głoszenie Ewangelii i posługa ludziom.
Na obrazku prymicyjnym jako motto mojej drogi kapłańskiej umieściłem słowa: „Uwielbia dusza moja Pana… bo posłał mnie, abym opowiadał Radosną Nowinę dzieciom, ubogim i leczył rany serc skruszonych”.
Wdzięczność jest umiejętnością widzenia, również swoich braków, błędów, nie daj Boże zranienia drugiego człowieka. Na pewno były w moim życiu pomyłki, biedy ludzkie, mam tego świadomość i dlatego dziękuję Bogu, że jest słowo przepraszam, przebaczam i proszę o przebaczenie. Łaską przebaczenia obdarowało ziemię niebo. Przepraszam tych, których wskutek swoich słabości zasmuciłem. Nie można świętować Jubileuszu, na dodatek Złotego, bez oczyszczenia pamięci i serca.
I jeszcze na koniec to słowo dobre jak oczy dziecka. Proszę o modlitwę, abym mógł, jeżeli jest taka Wola Boża, służyć ludziom, którzy do mnie przychodzą i do których Bóg mnie posyła w znaku Miłosierdzia Bożego. Niech te proste słowa: „Jezu, ufam Tobie” będą światłem, ciepłem i prawdą naszych spotkań.
******************
Feliks Folejewski SAC, Betlejem – Golgota, „Nasz Prąd” 6(1958-59) nr 4, s. 64-65.
Zacinał deszcz i zimno było,
I było ciemno.
A okna domostw rozkwitały światłem.
Czasem wychylały się
Pełne, syte, kupiecko ciekawe
Chytre twarze.
Maryja szła z Józefem. Dziecko niesione,
Pod matki sercem.
Miejsce bezpieczne
Miłością, modlitwą i bólem wysłane,
Niepokalanym kobiercem.
Dziecko szło do ludzi w matce,
Pukało do drzwi przez matkę,
Uległo matce – co:
Czysta jak wola Boża,
Cicha jak zachód słońca
Prawdziwa jak Bóg.
Matka żyje Dzieckiem. Z powodu Dziecka. Przez Dziecko.
Dla Dziecka.
O porządku – Bożej przyczynowości.
Dziecko nie ma miejsca.
Teraz Józef – mąż matki
A tylko opiekun Dziecka,
Uderza laską w drzwi:
Silniej natarczywiej, głośniej, pewniej.
Chyba słyszą spokojni posiadacze
Wygodnych mat, zaryglowanych drzwi
Sztucznego światła...
Jest ciemno, zimno, obco niegościnnie.
Na Wschodzie wśród swoich.
Czy tłumy to sprawiły. Spis ludzi Betlejemu.
Zysk – materia
I późna godzina. Możni – ich krzykliwa drużyna?
Czy płaszcz Józefa
Podróżny, szary kurzem, bez bisioru
I cień młodej zatroskanej – o dar Boga – dla zamkniętych
Pewnych
Twardych: posiadaczy ziemi.
Czy cień Matki? Tłumi światło! Że nie dostrzegają?
Przecież stoją, stukają – czekają
Matka, Józef
I Dziecko, Jest – Jest.
A miejsca dla nich nie ma.
Nie! Nie!
Obwieściły twarde zgarbione plecy właścicieli.
Nie!
Jest miejsce na juczne wielbłądy,
Wygodnych wielmożów.
I osła i kozę
Krzykliwych pachołków.
I plac na letnie wywczasy – wysoki taras –
Okryty dachem – wolny – pusty
Nie ma miejsca dla Dziecka i Matki.
Wśród matek – ludzi,
Zamkniętych murem.
Nie ma miejsca wśród swoich
Betlejem – Golgota.
... ... ... ...
Wyrachowane, ciasne, Nie
Własność synów tej ziemi,
W czasie.
Jest miejsce na rower, motor, lotniskowce
Czołg, rakietę, lśniące szosowce
Radio, telewizor,
Panoramiczne sale kinowe,
Place sportowe
Miejsce na sputnik, inną planetę
Nie dla Dziecka.
Nie ma lęku przed atomem
Jest strach przed Dzieckiem.
Słabym jak człowiek
Potrzebnym jak źródło
Otwartym jak kwiat
Szczerym w miłości, wierze i ufaniu,
Czystym.
Jest trwoga przed – Dzieckiem Boga.
Dwudziesty wiek
Betlejem – Golgota.
*******************
„Gdy stanę przed Bogiem, nie zapomnę o Was, którym tyle zawdzięczam”. Rozmowa z Ks. Prof. Czesławem Parzyszkiem o śp. Ojcu Feliksie Folejewskim
Ksiądz Stanisław Tylus: Jak doszło do pierwszych spotkań Ks. Profesora z Księdzem Folejewskim?
Ksiądz Czesław Parzyszek: W sposób wyraźny przypominam sobie moje pierwsze spotkania z Księdzem Feliksem, gdy jako kleryk miałem duszpasterskie praktyki w „Rodzinie Rodzin”. Razem ze mną posługiwali jeszcze w tym ruchu apostolskim alumni: ks. Henryk Kazaniecki i nieżyjący już dziś księża – Mirosław Drozdek i Tadeusz Nazar. W tym czasie prefektem kleryków był ks. Jan Korycki. Wszyscy czterej przyjeżdżaliśmy do Warszawy, by tu przygotować się do pracy z młodzieżą i dziećmi w „Rodzinie Rodzin”. Warto tu podkreślić, że praktyka duszpasterska w „Rodzinie Rodzin” była jedną z pierwszych w naszym seminarium. Spotkania z formatorami ruchu: Księdzem Feliksem, Ciocią Lilą – Marią Wantowską i innymi osobami odbywały się raz w miesiącu, a nieraz częściej. W zakresie programu działania obserwowałem wtedy znakomitą współpracę ze sobą wszystkich formatorów. Gdy dochodziło do różnych dysput na takie tematy: jak należy prowadzić młodzież?, jakie trzeba podejmować zagadnienia na spotkaniach z młodzieżą czy z dziećmi?, to do Księdza Feliksa jednak należało zawsze ostatnie zdanie. W tych kwestiach liczył się jego głos. Widać było, że jest to człowiek o wysokiej kulturze osobistej, jak i o wielkiej głębi duchowej. Wtedy zrodziła się we mnie wielka sympatia do Niego.
W spotkaniach tych brało udział wielu ludzi świeckich, a my klerycy bardziej wsłuchiwaliśmy się w ich głos. Dla nas było to bardzo potrzebne i ważne w przyszłej pracy. Istotną kwestią były pewne sprawy organizacyjne, zwłaszcza kiedy swoim doświadczeniem dzielili się z nami ludzie świeccy, angażujący się w tej pracy już od kilku lat. Proszę pamiętać, że był to przecież czas nie łatwych lat sześćdziesiątych; wtedy jeszcze cała nasza działalność musiała być ukrywana przed władzami państwowymi. W związku z tym te świadectwa i wskazówki różnego typu, co do programu duszpasterskiego i sposobu postępowania itp. sprawy, były dla nas bardzo ważne i potrzebne. Wszystko to wiązało nas ze sobą i dlatego chętnie jeździliśmy na te spotkania.
Jakie obowiązki przynależały klerykom, pomagającym w duszpasterstwie „Rodziny Rodzin”?
Po regularnych spotkaniach z formatorami, z niektórymi dziećmi i młodzieżą w ciągu roku szkolnego, przychodziły w okresie wakacyjnym wyjazdy na obozy z dziećmi i młodzieżą. Była wtedy jeszcze większa liczba dzieci i młodzieży. Mogę dziś stwierdzić, że mimo tych rocznych spotkań, mimo doświadczenia wyniesionego z odbytej przeze mnie służby wojskowej, to jednak nie byłem do tej pracy dobrze przygotowany. Było trudno, ponieważ praca z młodzieżą, zwłaszcza tą z Warszawy, nie była wcale taka prosta i łatwa. Na początku było nas jedynie czterech alumnów, ale później powoli dołączali do tej pracy inni klerycy.
W latach 70-tych Ksiądz Feliks przejął funkcję rektora domu i proboszcza kościoła przy ul. Skaryszewskiej w Warszawie. Czy w okresie sprawowania tych funkcji zmniejszyła się intensywność jego kontaktów z „Rodziną Rodzin”?
Sądzę, że trudno to tak sformułować, dlatego że dzieci z „Rodziny Rodzin” przychodziły do naszego kościoła przy ul. Skaryszewskiej i gdy Ksiądz Feliks został tutaj rektorem i proboszczem, to łatwiej mu było spotykać się z nimi. Wtedy ja już byłem prefektem alumnów w Ołtarzewie i wysyłałem alumnów na te spotkania, rozmawiałem też z klerykami i przygotowywałem ich do tych spotkań. Nie miałem już wówczas bezpośrednich spotkań z Księdzem Folejewskim. Po dwóch latach Ksiądz Feliks na prośbę prowincjała ks. Henryka Kietlińskiego zrezygnował z pełnionych funkcji. Spowodowane to było zmianą całej kadry formacyjnej w ołtarzewskim seminarium (odszedł m.in. ks. Jan Korycki po sześciu latach rektorstwa). Ksiądz Feliks został wtedy mianowany ojcem duchownym alumnów. Przeżywał to wszystko i jak mówił później – chciał jeszcze w decydującej rozmowie z ks. H. Kietlińskim przedstawić swoje argumenty za pozostaniem w Warszawie. Ostatecznie zgodnie z zasadą posłuszeństwa, którą on zawsze podkreślał, przyjął pokornie decyzję prowincjała i przybył we wrześniu 1978 do Ołtarzewa, obejmując obowiązki ojca duchownego kleryków. Prefektem alumnów został wtedy ks. Paweł Góralczyk, rektorem seminarium – ks. Roman Forycki, wicerektorem – ks. Jan Papkała. Ja w tym czasie objąłem funkcję mistrza nowicjatu w Ząbkowicach Śląskich.
Początek lat 80-tych to doświadczenie choroby serca, mocno zaznaczone w życiu Księdza Feliksa. Jak do tego doszło i jak On to przeżywał?
Dwa zawały serca przyszły w niedługim odstępie czasu. Pierwszy zawał nastąpił wówczas, gdy Ksiądz Feliks był jeszcze ojcem duchownym alumnów i chciał być obecny również w sporcie seminaryjnym. Wtedy podczas biegu na 100 m doszło do tego wydarzenia. Mówił później, że czuł jakby serce rozrywało mu klatkę piersiową. Kolejny zawał wydarzył się podczas obrad Kapituły Prowincjalnej (ówczesna nazwa Zebrań Prowincjalnych), a właściwie z jej zakończeniem. Miało to również związek z wydaniem książki s. Jadwigi Stabińskiej (Wincenty Pallotti, Poznań 1982), którą ks. Roman Dzwonkowski, siedząc obok Księdza Feliksa, zaczął emocjonalnie oceniać, prezentując swojemu współbratu niedoskonałość ujęcia biografii naszego Założyciela przez autorkę i fakt dopuszczenia książki do druku („Jak to jest możliwe, że ta książka się ukazała? Kto dopuścił do tego?”). Oczywiście, Ksiądz Feliks zbyt mocno zaangażował się w tę ocenę i skończyło się to kolejnym zawałem. Dobrze, że był na Kapitule lekarz, ks. Henryk Hoser. Inne wydarzenie związane z jego sercem odnosi się do Wielkiego Czwartku. Chciał przeżyć ten dzień w Ołtarzewie. Mówił wtedy do mnie „Czesieńku, pojedziemy razem do seminarium. Ja przeżyję tam Wielki Czwartek”. Miałem wtedy kazanie, a potem była dyskusja w gronie profesorskim, którą On przeżył mocno i prosto z tego spotkania zawiozłem już go do szpitala w Aninie.
Ksiądz Feliks przeszedł wtedy przez różne choroby sercowe i zabiegi lekarskie. Emocjonalnie stał się bardziej wrażliwy. Nie trzeba się temu dziwić, gdyż tak dzieje się w tych przypadkach chorobowych. Wtedy mówiłem do niego: „Ja podziwiam Księdza, że po tych zawałach nie ma już Ksiądz lęku. A przecież ludzie chorzy na serce, zwłaszcza po zawale jednym czy drugim, lękają się tego, że już nie obudzą się podczas snu w nocy”.
W 1983 roku Ksiądz Feliks powrócił na stałe do Warszawy. Odtąd już razem przebywaliście w Warszawie. Jak włączał się Ksiądz Feliks w życie wspólnotowe?
Na jesieni 1983 zamieszkaliśmy już razem w nowym domu. Swego pokoju już więcej nie zmieniał, pozostał w nim do końca swych dni. Z perspektywy lat przeżytych wspólnie w Warszawie muszę powiedzieć, że Ksiądz Feliks był bardzo rodzinny. Choć wiele czasu poświęcał „Rodzinie Rodzin” i nieraz przychodził do domu późnym wieczorem, to nawet wtedy przychodził do mnie i mówił: „Może wypijemy jakąś herbatkę?” A wracając z domu rodzinnego zawsze przywoził ze sobą sękacz i świeżo wędzone ryby. Od razu zapraszał do siebie i urządzał coś w rodzaju biesiady. Nie lubił rozmawiać o byle czym, chciał mówić – jak podkreślał to wiele razy – o sprawach wiary, o Bogu i Ojczyźnie. Rozmowa z nim na te tematy była bardzo ubogacająca. To i ks. Stanisław był świadkiem takich rozmów i spotkań z nim, gdy rok temu przybył do Warszawy.
Na spotkaniach wspólnotowych lubił dużo mówić, oczywiście zawsze na temat, tzn. mówił o tym czym żył, co aktualnie przeżywał, co działo się na spotkaniach, w których uczestniczył. Miło się go słuchało. Mówił czasami podniesionym głosem, gdy bulwersowały go jakieś sprawy. Świadczy to o tym, że nie był obojętny na różne problemy i nawet jeśli w rozmowach pojawiały się inne tematy i żarty, on szybko wracał do swoich fundamentalnych zagadnień, głównie spraw ojczyźnianych i Stowarzyszenia.
Dużo mówił na temat naszych świadków, co wiązało się z tym, że był on najpierw w Niższym Seminarium na Kopcu, stąd zawsze wspominał ks. Witolda Hadziewicza, który był jego prefektem i ks. Wiktora Bartkowiaka, który odkrył w nim talent literacki i nawet dawał mu zadania, aby pisał artykuły na konkretne tematy. Wiele jego tekstów znajdziemy w „Życiu Kopca”. Bardzo często wspominał mistrza nowicjatu, ks. Leona Cieślaka, twórcę Apelu Jasnogórskiego i zwolennika Ruchu Szensztackiego oraz ks. Stanisława Czaplę, prowincjała, który często przyjeżdżał do nowicjatu i opowiadał wiele nowicjuszom o życiu prowincji („żyło się wtedy problemami naszych domów i prowincji”). Oni wszyscy wywarli wielki wpływ na jego formację i duchowość. Z innych osób wielki wpływ na niego miał poeta ks. Jan Twardowski. Spotykał się z nim u Sióstr Wizytek. Znał też ks. Bronisława Bozowskiego, którego sobie cenił. Jak sam wyznał: „Jedynym autorytetem dla niego był Pan Jezus, ale też nasz założyciel Wincenty Pallotti, wychowawca ks. Michał Kordecki, ks. Jan Zieja, ks. Tadeusz Fedorowicz, ks. Kazimierz Hamerszmit – więzień obozów koncentracyjnych Auschwitz i Dachau (który nigdy nie mówił o swoich cierpieniach), potem już w kapłaństwie Prymas Tysiąclecia, Jan Paweł II, ks. prof. Jerzy Tyszko, ale też wielu innych księży proboszczów”.
Jaki wpływ miało środowisko rodzinne na kształtowanie się postawy religijno-patriotycznej Księdza Feliksa?
Sądzę, że środowisko rodzinne miało bardzo wielki i zasadniczy wpływ, ale trzeba też pamiętać, że Suwałki leżą na Kresach Polski (coś z tego jest, co dostrzegł już J. Piłsudski: Polska to obwarzanek: Kresy urodzajne – centrum nic...), a one zawsze podkreślały umiłowanie tradycji narodowych i patriotyzm. Całą atmosferę ciepła rodzinnego Folejewskich dano mi było zobaczyć, gdy jeździliśmy do jego Mamy. Często towarzyszył nam ks. Szczepan Barcikowski. Widziałem jak bardzo Ksiądz Feliks związany był z Mamą, z siostrą i bratem, który też zmarł na serce. Nie żył już wtedy jego Tata, który również zmarł na tę samą chorobę niedokrwienia mięśnia sercowego. Jego Mama była wspaniałą osobą i zawsze była elegancko ubrana. Miała swój ołtarzyk. Kiedy przyjeżdżaliśmy do niej, wszystko było już przygotowane. Oczywiście, w domu u Mamy Księdza Feliksa na ul. Szkolnej (przez pewien czas ulica nosiła nawet imię Lenina), najpierw była Msza święta – a potem uroczysty obiad. Ksiądz Feliks zawsze podkreślał, że Mama potrafiła się dzielić z innymi i mówiła: „Wszystko bym oddała”. Tę samą cechę i on posiadał. Cokolwiek miał, rozdawał do ostatniej chwili. Otwartość na innych, to piękna cecha gościnności ludzi z Kresów... On sam lubił być we wspólnocie, nigdy nie przebywał sam.
Ksiądz Feliks miał dobry kontakt z księżmi diecezjalnymi pracującymi w Suwałkach. Było to widać, kiedy przeżywaliśmy tam jego jubileusze, ale również i przy innych okazjach. Podobnie wyglądały jego kontakty z księżmi diecezjalnymi na terenie Warszawy, gdy głosił rekolekcje, misje święte czy kazania okolicznościowe.
Razem z Księdzem Feliksem chodziliście w Warszawskiej Pielgrzymce Pieszej na Jasną Górę. W jaki sposób angażował się w tej pracy Ksiądz Feliks?
Tej formy pobożności uczyłem się od Księdza Feliksa. Wtedy grupę prowadził jeszcze ks. Mirosław Drozdek, a Ksiądz Feliks był ojcem duchownym. Podobało mi się, to że Ksiądz Feliks potrafił dostrzegać i mówić o tych krajobrazach ojczyźnianych, które my oglądaliśmy, przechodząc wyznaczoną nam trasą pielgrzymki. Cytował przy tej okazji fragmenty poezji lub prozy, chwalące piękno przyrody. Mówił więc o łanach zbóż, lasów i na to nas szczególnie uwrażliwiał. Mówił o tym pielgrzymom przy okazji konferencji duchowej, podkreślał to w homiliach podczas Mszy świętej czy w słowie na zakończenie dnia – m.in. nawiązywał wtedy do zachodu słońca i różnych barw. Był to coś niesamowitego!
Ksiądz Feliks rozpoczynał pracę w „7-emce”. Były tam wtedy inne zwyczaje: w czasie drogi śpiewano, a konferencje odbywały się na postojach. Pielgrzymi skupiali się wokół drzew, bo nie było jeszcze wtedy nagłośnienia. Ksiądz Feliks lubił mówić konferencje czy kazania; miał wielki talent krasomówczy, wiele rzeczy kojarzyło mu się, a cytował przy tym wiele poezji, m.in. przywoływał wiersze Cypriana Norwida, Adama Mickiewicza i ks. Jana Twardowskiego.
Jaki był stosunek „Rodziny Rodzin” do Księdza Feliksa?
Od samego początku Ksiądz Feliks współdziałał z Ciocią Lilą, a ona – to człowiek święty. Była osobą bardzo opanowaną i spokojną. Widzę jej ręce oplecione różańcem, mówiącą przez wiele godzin. Każdy, kiedykolwiek ją słyszał nie nudził się. Ksiądz Feliks i Ciocia Lila mieli coś wspólnego w swojej duchowości. Ona często zwracała się do Księdza Feliksa: „Braciszku”, a w swoim testamencie napisała: „Masz Braciszku zająć się „Rodziną Rodzin”, co też Ksiądz Feliks zawsze nam podkreślał.
Ksiądz Feliks służył „Rodzinie Rodzin” przez szereg lat; sam mawiał, że wychował cztery pokolenia. Umiał być obecny na uroczystościach Pierwszej Komunii, zawarcia małżeństwa, na różnych jubileuszach małżeńskich i na pogrzebach (nawet ostatnio, jeszcze we wrześniu, uczestniczył w pogrzebie kobiety, która zmarła w wieku ponad stu lat). Odprawiał nawet po kilka mszy dziennie, aby w ten sposób służyć ludziom chorym i przeżywającym swoje radości i bóle. Tych ludzi znał po imieniu, od najmłodszych do najstarszych. Dla mnie miejscem, gdzie mogłem wiele zobaczyć i przekonać się, jak jest ceniony Ojciec Feliks, były jego imieniny, uroczyście celebrowane w Choszczówce. On chory na serce przyjmował te życzenia od czwartej do dwudziestej pierwszej czy dwudziestej drugiej godziny. Z każdym długo rozmawiał, interesując się przy tym życiem całych rodzin. Podziwiałem go i jednocześnie przypominałem mu, aby nie zapominał o posiłku i odpoczynku. Ile trzeba mieć sił, by to wszystko wytrzymać?...
Jakie jeszcze inne prace wykonywał Ksiądz Feliks?
Pisał konferencje ascetyczne dla naszych domów. Wtedy skrupulatnie pilnowano, aby w każdy dom przeprowadzał miesięczne dni skupienia. Nie miały z tym problemu większe nasze wspólnoty, ale w małych wspólnotach trudno było znaleźć kogoś do poprowadzenia takich dni skupienia. Członkowie tych wspólnot i pojedynczy kapelani czy duszpasterze bardzo cenili sobie takie konferencje i chętnie je czytali. Były one systematycznie zamieszczane w „Wiadomościach Polskiej Prowincji Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego”. Każdy rok miał swój własny temat. W tamtym czasie spełniły one swoją rolę. Ksiądz Feliks rozpoczął pisanie tych konferencji, gdy znalazł się w Nałęczowie. Miał wtedy więcej czasu. Mimo przebywania na odpoczynku zdrowotnym Ksiądz Feliks „nie próżnował” i oddawał się pracy duszpasterskiej. Nie chciał chodzić tylko po parku zdrojowym, ale oddawał się intensywnej pracy apostolskiej. Rozpoczął wygłaszać konferencje do sióstr. Nawiązywał też różne rozmowy z ludźmi, które będą przeradzały się w późniejsze przyjacielskie kontakty. Ludzie ci po latach podkreślali mocno jego wyjątkową szlachetność, kulturę słowa i bycia.
Trzeba też wskazać na rekolekcje i misje ludowe, które nieraz prowadziliśmy razem w wielu miejscowościach. Owszem, ja początkowo prowadziłem rekolekcje, ale chciałem też poznać od strony praktycznej metodę głoszenia misji ludowych, stąd zdecydowałem się pojechać z Księdzem Feliksem na misje do Grójca. Był wtedy z nami jeszcze ks. Rafał Raus. Właśnie w dniu rozpoczęcia misji Ksiądz Feliks opuścił szpital, gdzie leżał wtedy z powodu komplikacji swego serca, i zaraz po wyjściu ze szpitala przyjechał prosto do parafii św. Mikołaja w Grójcu. Okazało się, że tego dnia zmarł papież Jan Paweł II (2005). Dobrze, że wtedy coś poczytałem na temat prowadzenia misji, bo kochany Ksiądz Feliks przeżywał tę śmierć mocno wzruszony, oglądał reportaże telewizyjne i ciągle płakał. Wiadomo, że był bardzo związany z Janem Pawłem II, gdyż papież był jego przewodnikiem wiary, jak zresztą jak Prymas Tysiąclecia, Stefan kard. Wyszyński. Ich naukami żył i ciągle do nich powracał. Ksiądz Feliks miał zdolność kojarzenia różnych faktów i wydarzeń z życia i nauczania papieża czy kard. Wyszyńskiego.
A jak wyglądały relacje Księdza Feliksa z Karolem kard. Wojtyłą, późniejszym papieżem?
Najpierw były to spotkania z Księdzem Prymasem Stefanem Wyszyńskim w Choszczówce. Ponieważ Ksiądz Feliks pracował z młodzieżą akademicką, to automatycznie też spotykał się z kard. Wyszyńskim. Wtedy Ksiądz Prymas zapraszał młodzież do siebie na ul. Miodową. Siadali tam w Sali rezydencji arcybiskupów warszawskich, nieraz i na ziemi, a Ksiądz Prymas chodził pośród nich i częstował wszystkich pączkami. Obraz Prymasa Wyszyńskiego przekazany nam w opowieściach Księdza Feliksa jest zupełnie inny, niż znamy go z oficjalnych relacji. Sądzę, że tu należy też szukać początków spotkań Księdza Feliksa z kard. Wojtyłą, bo obaj kardynałowie bywali razem w Choszczówce. W pierwszej papieskiej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski Ksiądz Feliks ze wzruszeniem towarzyszył Ojcu Świętemu na szlaku jego pielgrzymowania, od początku do końca. Jako redaktor „Królowej Apostołów” miał również akredytację prasową. Ksiądz Feliks znał bardzo dobrze naukę papieża Jana Pawła II i nie tylko ją cytował, ale i przeżywał, ukazując słuchaczom głębię jej treści. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że miał ku temu wielki dar wniknięcia w ducha przepowiadania Jana Pawła II.
Jaka tematyka dominowała w jego kazaniach i konferencjach?
Najpierw należy zaznaczyć, że w swych kazaniach i konferencjach Ksiądz Feliks najczęściej odwoływał się do Pisma Świętego. Jego przepowiadanie było zrozumiałe dla wszystkich, ponieważ były przekazywane z sercem. Ksiądz Feliks miał różnorodny sposób przepowiadania, raz wzruszał się, drugi raz podnosił głos. Zapewne ta różnorodność stylu przepowiadania wiązała się z jego chorobą serca, ale nie powodowało to u niego jakiegoś zmęczenia. Czuł się nawet dobrze i głoszenie słowa Bożego było jego pasją życia.
Jeśli chodzi o tematykę jego przepowiadania, to na pierwszym miejscu postawiłbym jednak problematykę związaną z potrzebami „Rodziny Rodzin”, która była mu bardzo bliska. Później, należałoby wskazać na tematy ojczyźniane, co było związane z jego współpracą z ks. Jerzym Popiełuszką. Po jego zamordowaniu Ksiądz Feliks zorganizował oprawę duszpasterską uroczystości sprowadzenia zwłok Męczennika do Warszawy i jego pogrzebu. Przez to dał się poznać jako dobry organizator oraz ojciec duchowny, co sprawiło że został następcą ks. Jerzego w duszpasterstwie ludzi pracy. Sprawy ojczyźniane obecne były w nauczaniu Księdza Feliksa do końca jego dni. Ostatnio, przeżywał bardzo wybory prezydenckie, mówił nawet o tym w prywatnych rozmowach. Do modlitwy różańcowej w sprawie tych ojczyźnianych problemów mobilizował wszystkich ludzi, a sam przy tym wzruszał się mocno i denerwował na tych, co nie cenili sobie wartości narodowo-patriotycznych.
W swoich kazaniach i konferencjach cytował oprócz ks. Jana Twardowskiego również Romana Brandstaettera, Stanisława Wyspiańskiego i wielu innych. Przywoływanie z pamięci tych cytatów szło mu tak, jakby „z rękawa”. Ja zawsze podziwiałem u niego tę umiejętność wykorzystania bogactwa literatury polskiej. Prowadząc jakiś temat konferencji raptem pogłębiał go cytatami z wyżej wymienionych poetów czy pisarzy. Były to nieraz długie passusy. Niektóre cytaty i zwroty bardziej sobie cenił i częściej je przytaczał, co widać, jeśli przegląda się jego konferencje. Słuchało się tego z wielkim zainteresowaniem. Cytował też często Stefana kard. Wyszyńskiego, choć trudno było przytaczać myśli Prymasa Tysiąclecia, gdyż ten miał swoisty styl formułowania zdań. Były to bowiem zdania jemu właściwe, ale trudniej było je innym cytować. Mimo to przywoływał zdania Księdza Prymasa na temat rodziny, np. że rodzinę, małżeństwo nie można traktować jako umowę, ale należy postrzegać je jako sakrament; przytaczał też hasło kardynała: „Rodzina Bogiem silna”, które było bliskie Księdzu Feliksowi, z racji jego pracy w „Rodzinie Rodzin”.
Ksiądz Feliks na swoim obrazku jubileuszowym wypisał słowa: „Nie ma zasług, jest tylko dług wdzięczności spłacany Bogu i ludziom… teraz i przez wieki”. Czy faktycznie żył on treścią tych słów?
W czasie choroby człowiek chory bardziej zajmuje się sobą. Natomiast ktokolwiek przyszedł do chorego już Księdza Feliksa, on natychmiast nawiązywał z nim kontakt poprzez wspominanie osób i wydarzeń związanych z jego rodziną. Sam był człowiekiem niesamowicie wdzięcznym. Powtarzał: „Dziękuję, dziękuję, dziękuję”, tak po kilka razy. To jego charakterystyczna cecha i dlatego nie dziwię się temu, co napisał i co powiedział podczas jubileuszu: „Nie ma zasług, jest tylko dług wdzięczności spłacany Bogu i ludziom… teraz i przez wieki”. Piękne zdanie, które powinno stać się jakimś naszym testamentem, zwłaszcza dla tych, którzy z nim żyli i dzielili z nim na różny sposób swój los.
Gdy Ksiądz Feliks był w szpitalu, tam też ciągle duszpasterzował, ale i dziękował... Kaplica, pokój w którym przebywał i sale chorych, które odwiedzał, były nieustannym miejscem jego duszpasterzowania. On nie mógł inaczej żyć. Nie opuszczał w tym lekarzy i pielęgniarek, mając dla wszystkich ludzi dobre słowo. Podobnie było w Niemczech, gdy leżał w klinice uniwersyteckiej. To dzięki staraniom biskupa Alojzego Orszulika, ks. Józefa Pawliczka i niemieckiej Caritas odbyła się tam jego operacja serca, bo w Polsce wówczas nie było dobrych warunków do przeprowadzenia takiego zabiegu. Za to był wdzięczny ks. Pawliczkowi do końca swego życia. Nawet w ostatnich dniach, kiedy już nie mógł podnieść telefonu i prowadzić rozmowy, mówił jeszcze: „Ksiądz Pawliczek przywiózł mi paczkę lekarstw, a ja nie mogę odebrać od niego telefonu...”.
Postrzegałem Księdza Feliksa jako człowieka żarliwej modlitwy. Czy podziela Ks. Profesor moje spostrzeżenia?
Prawie każdego dnia widać go było w kaplicy na adoracji Najświętszego Sakramentu. Otwierał wtedy tabernakulum i adorował Chrystusa, odmawiając przy tym różaniec. Mówił, że najważniejszą dla niego sprawą jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Był to rzeczywiście człowiek modlitwy. Od wielu ludzi przynosił ze sobą do kaplicy ich życiowe problemy i oddawał je w modlitwie Panu Bogu, a to co otrzymał w trakcie tych adoracji, wszystkie te natchnienia niósł później do ludzi i przekazywał je potrzebującym. To była tajemnica jego życia.
Często cytował na ambonie piękny tekst o modlitwie. Mianowicie, kiedyś pytał się swojej Mamy: „Co jest najważniejsze w życiu?”. Ona mu odpowiedziała: „Synu, modlitwa!”. Po kolejnym jego pytaniu odrzekła: „Powiedziałam ci, synu – modlitwa!”.
Co jeszcze mógłby Ksiądz Profesor dodać do tej rozmowy?
Ksiądz Feliks to ikona człowieczeństwa, kapłaństwa i pallotyńskości. Jako człowiek był niesamowicie szlachetnym i dobrym; żył problemami wielu ludzi. Spotkania jego z ludźmi nie były tylko fasadowymi spotkaniami, bo wnikał w ludzkie problemy i na długo zachowywał je w swej pamięci. Głęboko przeżywał sprawowane przez siebie Msze święte i wiele można było się od niego nauczyć. Jeśli chodzi o jego pallotyńskość, to należy podkreślić, że napisał pracę magistersko-licencjacką pt. Nauka o apostolstwie ludzi świeckich według pism Wincentego Pallottiego (Lublin 1964). Promotor pracy ks. prof. Wincenty Granat bardzo cenił Księdza Feliksa i chciał, aby on został na KUL-u i dalej przygotowywał doktorat, ale Ksiądz Feliks sam zrezygnował z tej propozycji. To była jedna z pionierskich prac o apostolstwie świeckich w Polsce. Do tego trzeba dołączyć jego współpracę z ks. Wiktorem Bartkowiakiem w Ośrodku Studiów Pallotyńskich, który później przekształcił się w Ośrodek Studiów Apostolskich, a w końcowej fazie w Instytut Pallottiego. On był obecny w tych transformacjach jako sekretarz Ośrodka i z ks. Romanem Foryckim uczestniczył w Dniach Pallottiego, organizowanych przez tę instytucję naukową. Doceniał też wkład i zaangażowanie w sprawy pallotyńskie ks. Foryckiego i ks. Stanisława Kuracińskiego, także jego kolegów kursowych, Otwocczaków. Cały ich kurs był wewnętrznie związany przez mistrza nowicjatu, wspomnianego już wyżej ks. Leona Cieślaka. Z tej racji kurs cechował się głęboką pobożnością maryjną (sam ksiądz Feliks interesował się mariologią); już w nowicjacie zawarli oni „Przymierze z Maryją”. Ksiądz Feliks zawsze odmawiał wszystkie części różańca.
Dziękuję serdecznie za przybliżenie nam wszystkim sylwetki duchowej i ludzkiej Księdza Feliksa Folejewskiego Myślę, że będzie nam wszystkim towarzyszył z nieba, jak zresztą zaznaczył to w swoim testamencie (Gdy stanę przed Bogiem, nie zapomnę o Was, którym tyle zawdzięczam.).
Rozmowę przeprowadził i tekst do druku przygotował ks. Stanisław Tylus SAC
*******************
WIERNY AŻ DO WYCZERPANIA. KS. FELIKS FOLEJEWSKI (1934-2015)
Zmarły niedawno ks. Feliks Folejewski został nazwany „ikoną człowieczeństwa, kapłaństwa i pallotyńskości”. Prosta i zwięzła charakterystyka dobrego człowieka, gorliwego kapłana i wiernego pallotyna. Takim niewątpliwie był i wszystkie te cnoty sobą ucieleśniał. Jednak w antropologii teologicznej, która mówi o ikonicznym wymiarze człowieka, każda z tych cnót osobno i wszystkie razem wzięte nie wyczerpują całego opisu osoby. Tworzą one zaledwie ramy dla tego, co określamy mianem „ikona” (właściwy „obraz”, wizerunek, portret, twarz). Nasz śp. zmarły Współbrat, miał swoją własną „twarz” o rysach księdza pallotyna. Takim pozostaje w naszej pamięci, takim rozpoznało Go środowisko, do którego został wezwany. Nawet kiedy w Rodzinie Rodzin przylgnęło do Niego najbliższe sercu imię „Wujka Felka”, duszpasterza akademickiego, duszpasterza ludzi pracy, „Apostoła Warszawy”, zawsze i na każdym etapie życia, z właściwą godnością, ucieleśniał Sobą majestat księdza pallotyna.
Zdajemy sobie sprawę, że opis specyficznej „twarzy” naszego zmarłego Współbrata, nieuchwytny i trudny do opisania, nie da się odtworzyć z prostych odpowiedzi na pytanie: kim był? Raczej z odpowiedzi: jakim był? Niewątpliwie, na każdym etapie Swego życia, był zawsze „wiernym aż do wyczerpania” księdzem „w” i „ze” Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego.
Nasze pokolenie spotkało Go, kiedy, „przez moment” był Ojcem Duchownym w seminarium, od jesieni 1978 do wiosny 1980 (Jego niespełna dwuletnie „ojcowanie” zakończyło się „wyczerpaniem” i zawałem serca). Później były następne. Do Ołtarzewa już nie wrócił. Za to przez następne ponad 30 lat pozostał apostołem w Warszawie.
Nasz Ojciec Duchowny
Nasz Ojciec Duchowny nie trafił do Ołtarzewa przypadkowo. Był to czas solidarnościowego przebudzenia, czas wielkich nadziei oraz oczekiwanych zmian w kraju i społeczeństwie, Kościele i samym Stowarzyszeniu. Z Rzymu wrócił do kraju radca generalny ks. Henryk Kietliński, wybrany przełożonym prowincjalnym. W seminarium zakończył swoją 6-letnią kadencję ks. rektor Jan Korycki i prefekt ks. Czesław Parzyszek. Zostały powołane nowe władze z rektorem ks. Romanem Foryckim i prefektem, ks. Pawłem Góralczykiem. Na ojca duchownego został powołany ks. F. Folejewski. Nie trzeba chyba udowadniać, że nominacje wiązały się z wyborem ludzi najbardziej kompetentnych. Ks. Góralczyk trafił do Ołtarzewa ze sławą wspaniałego duszpasterza akademickiego w Poznaniu, ks. Folejewski z Warszawy. Odebraliśmy to jako znak odejścia od tradycyjnej formacji seminaryjnej (kształtowania nowego człowieka w opozycji do człowieka starego) do afirmacji i rozwoju pozytywnych cech młodego człowieka. W tej perspektywie niezastąpione miejsce miał już dobrze znany pasjonat duszpasterstwa młodzieży, ks. Folejewski. Ponadto, był formatorem gruntownie wykształconym, specjalistą od duszpasterstwa świeckich i wykładowcą teologii dogmatycznej w naszym seminarium (1964-68). Uważam, że na ówczesne czasy stworzono nam optymalne warunki dla rozwoju duchowego i intelektualnego. Ponadto seminarium było dla ks. prowincjała oczkiem w głowie. Troska ta nie opuszczała nas przez cały okres jego kadencji. Często nas odwiedzał. W czasach ogromnej euforii po wyborze pap. Jana Pawła II był dla nas żywym łącznikiem pomiędzy seminarium i Rzymem. Pozdrowienia, pamiątkowe obrazki, różańce z wizyt ks. prowincjała, odbieraliśmy jako wyraz jego największej troski o seminarium. A było nas ponad 160 osób!
Do Ołtarzewa przybyliśmy jesienią 1979, w drugim roku Jego posługi. Ksiądz Feliks był Naszym Ojcem Duchownym przez niecały rok. Bowiem był pierwszym, który poległ na tym nowo zasianym „seminaryjnym poletku”. Zawał uniemożliwił Mu kontynuowanie tej funkcji. Wszystko dokonało się na naszych oczach, byliśmy tego świadkami i jednocześnie ofiarami. Podczas Jego leczenia i rekonwalescencji w Nałęczowie pozostaliśmy na jakiś czas bez ojca duchownego, potem były jakieś zastępstwa. Zdarzyło się, że mieliśmy trzech ojców, ale my ciągle mieliśmy nadzieję na powrót Naszego Ojca Duchownego. Odwiedzaliśmy Go i pisali do niego listy. Podczas jednego ze spotkań, po wysłuchaniu wieści z naszej Alma Mater, powiedział: „Macie teraz trzech ojców, a chodzicie jak sieroty”.
Dlaczego tak odczuwaliśmy Jego brak? Jest coś z prawdy, o którym mówi zasada pierwszego wrażenia. W tym przypadku podparcie się ewangelicznym aforyzmem o tym, że „kto spróbował dobrego wina”, nie wydaje się nadinterpretacją. Był dla nas jak wyborne wino! Karmił nas wyborną pszenicą; tym, czym sam żył. Unikał przeciętności. Życie na wysokich tonach było narzędziem Jego kapłańskiej i pallotyńskiej posługi w kształtowaniu apostolskich elit. To pozwalało się wznosić ponad przeciętność. A „szlachectwo zobowiązuje” i swoją cenę ma! Dla Niego była to cena wierności – aż do wyczerpania!
Jakim był? Swoją osobowością, zachowaniem, sposobem realizowania się w roli ojca duchownego robił niesamowite wrażenie. Osobowość miał nieco teatralną. Wizualnie i mentalnie przypominał mi zawsze znakomitego warszawskiego aktora Andrzeja Seweryna. Obaj, zawsze wydawali się bliźniaczo do siebie podobni. Ich ujmująca elegancja w zachowaniu, słuchaniu, mówieniu. Z tym, że w tym drugim przypadku mamy do czynienia z perfekcyjnym opanowaniem aktorskiego warsztatu, w przypadku naszego Ojca Duchownego, owocem subtelności kultury Ziemi Suwalskiej, tak specyficznej, bo związanej z dawną kulturą Ziemi Kowieńskiej, Inflant i Kurlandii. Niemniej, nasz Ojciec nie ustępował Sewerynowi w zdolnościach teatralnych. Pamiętam, jak przyszedłem na umówioną rozmowę. Jak zwykle wyraził swoją ogromną radość ze spotkania i zaproponował zagajenie duchowej rozmowy. Powiedział: „Andrzejku”, zawsze tak serdecznie zwracał się do nas, „rozpoczniemy od fragmentu Pisma Świętego, gdzie nam się otworzy”. Otworzył Pismo Święte i zamknął, szeptał: „tam, gdzie się otworzy”. Była to strona założona obrazkiem. „O, widzisz, tu nam się otworzyło. Popatrz otworzyło się na tej stronie!”. Odczytał fragment z Ewangelii o tym jak przyszedł do Jezusa trędowaty i wołał: „Jeżeli chcesz, możesz mnie uzdrowić” (por. Mt 8,1-4).
Improwizacja, może amatorska, ale spotkanie duchowe szokujące na tyle, że wyryło się mocno w pamięci. Potrafił osiągnąć zamierzony cel. Mówi się, że mistrz trafia zawsze w dziesiątkę, a człowiek utalentowany trafia tam, gdzie chce! Miał niesamowity talent trafiania do ludzi!
Już na pierwszym roku byłem zaangażowany w życie seminaryjne, moją pasją był Wschód chrześcijański i postać ks. Szulmińskiego. Podziwiał to nasz Ojciec Duchowny, ale czasami napominał: „Andrzejku, tylko pamiętaj, niech cię Bóg broni, nie dopuść abyś z człowieka ideowego stał się ideologiem”. Ciągle mi te słowa przestrogi dźwięczą w uszach. Wówczas tego nie rozumiałem. Wiedział, co mówi. Wszak był „Otwocczakiem”, uformowanym przez samego ks. Leona Cieślaka. Jego ideowy mistrz ostatecznie nie uległ wpływom sztywnej ideologii ruchu szensztackiego. Wprost przeciwnie, umiejętnie wykorzystał elementy ruchu dla ukształtowania nowej jakości w szerzeniu kultu Matki Boskiej Częstochowskiej. Nie kto inny, jak ks. Leon jest twórcą Apelu Jasnogórskiego i tradycji łączącej pobożność pierwszych sobót miesiąca z kultem Czarnej Madonny w Kościele polskim. Na długo przed wprowadzeniem idei pierwszych sobót w duchu orędzia fatimskiego Jej kult, okazał się najskuteczniejszym zwornikiem narodu i Kościoła. Więzi duchowe z Jasną Górą zaowocowały jego współpracą z Rodziną Rodzin i Instytutem Prymasowskim. Ks. Folejewski wraz z ks. Edwardem Wilkiem był wiernym kontynuatorem dzieła swego mistrza. Nie dziwi więc Jego przywiązanie i zaangażowanie w Rodzinie Rodzin.
Rozdarte serce
Nasz Ojciec Duchowny był człowiekiem niezwykle emocjonalnym. Prawdą jest, że w czasie konferencji czy homilii spokojnie mówił zaledwie przez pierwsze pięć minut. Zaczynał łagodnie, czasami z dużą dozą zachwytu. Nagle zmieniał ton, budował problem, nie zgadzał się, narastało napięcie i jak Piotr Skarga grzmiał całym sobą: „Żeby mi nigdy…”.
Nasz Ojciec potrafił się zachwycać. Nie wiem, co bardziej – zdenerwowania czy może owe zachwyty – rujnowały Jego serce. Miał takie własne powiedzenie, starosłowiańskie, staropolskie – dzisiaj brzmiące głucho i obco jak rusycyzm – „ślicznie”. Było to pojęcie określające zarazem poziom akceptacji i emocji, ale i niezwykle wymowne w swojej etymologii. Pochodzi od staropolskiego „lico”, twarz, osoba; „s-liczno” – to tyle, co: (uczynione) osobiście, indywidualnie, niestandardowo, z pazurem, z ikrą, niepowtarzalnie. To określenie ma coś z tajemnicy działającego Boga, który wszystko, co czyni jest „śliczne”, dobre, piękne i jedyne w swoim rodzaju. Nie oszczędzał się w obdzielaniu nas tego rodzaju oceną. Często mawiał: „zobacz, jak zrobiliście to ślicznie”, „żeby to wyszło ślicznie”. Czasami było samo „ślicznie”, z gestem podnoszenia palca do ust. Bo, cóż powiedzieć? Co dodać do słowa, które mówi wszystko?
Myślę, że to określenie „ślicznie” w najwłaściwszy sposób charakteryzuje Jego „twarz”, oblicze, charakter, charyzmat. Wszystko, co czynił, starał się czynić „ślicznie”, a to wymaga ogromnego wysiłku. Ceną jest wierność aż do wyczerpania. W okresie posługi ojca duchownego w Ołtarzewie Jego serce było już mocno nadwątlone, może już nawet lekko pęknięte. [...] Stało się to na naszych oczach i nic nie zauważyliśmy. Z zawałem jest tak, iż chory dowiaduje się o nim po czasie, że przeszedł zawał! Zwykle przy następnym zawale. U naszego Ojca było ich więcej. Fakt zawału nas nie dziwił. Przy takim potencjale emocji to serce było już mocno nadwątlone, niemalże rozdarte. Większe zdziwienie budził stan wychodzenia z choroby. Cud, że ciągle żył. Wówczas nie interesowały nas klęski, liczyliśmy zwycięstwa. A z choroby wyszedł zwycięsko. Żył „ślicznie” dla Nieskończonej Chwały Bożej jeszcze ponad trzy dekady. Ostatecznie, posługa w seminarium okazała się „trwałym” epizodem w Jego życiu. Trwałym, bo do poprzedniej formy nigdy nie powrócił. Epizodem, bo trwało to niespełna dwa lata.
+++
Bardzo przemawiająca jest symbolika Jego ostatnich dni. Odszedł w nocy 22 września, w wigilię rocznicy męczeńskiej śmierci bł. ks. Józefa Stanka, Apostoła Stolicy i Męczennika Powstania Warszawskiego. Jakże wymowne jest jego memento skierowane z szubienicy do oczekujących na egzekucję powstańców: „Zginiecie na pewno, ale pamiętajcie: Bóg na śmierć wybiera najlepszych”. Warszawa potrzebuje najlepszych. Coś w tym jest!
W czasie oczekiwania na uroczystości pogrzebowe, 25 września wspominaliśmy bł. Władysława z Gielniowa, Apostoła i Patrona Warszawy, z kościoła św. Anny. W okresie międzywojennym kaplica z relikwiami bł. Władysława służyła warszawskim pallotynom z ul. Długiej i Krakowskiego Przedmieścia za „domową kaplicę”. Nic dziwnego, że zorganizowane przy tym kościele w okresie powojennym duszpasterstwo akademickie, pochłonęło Go całkowicie. Wrastał w tę warszawską glebę jako jej współczesny apostoł.
Ponadto, w dniu pogrzebu 26 września Kościół wspominał świętych męczenników: Kosmę i Damiana. Niby święci odlegli chronologicznie i kulturowo, a jednak bliscy. Ks. Feliks był pierwszym posoborowym specjalistą od apostolstwa świeckich. Autorem, przygotowanej pod kierunkiem ks. prof. W. Granata rozprawy: Nauka o apostolstwie ludzi świeckich według pism Wincentego Pallottiego, Lublin 1964. Doskonale wiedział, że inspiracją dla Pallottiego byli świeccy apostołowie ze Wschodu. Jak Kosma i Damian, „darmo leczący” lekarze, którzy niegdyś torowali drogę Ewangelii wzdłuż Jedwabnego Szlaku. Podobnie, we współczesnej teologii apostolstwa świeckich, medycyna, jak każde inne zajęcie, pozostaje zwyczajnym narzędziem apostolstwa. W tym kontekście jest zrozumiałe, dlaczego tak pokochał duszpasterstwo akademickie i duszpasterstwo ludzi pracy.
Ks. Andrzej Kaim SAC (pełny tekst wspomnień został opublikowany w książce: A. Kaim, Łaska drogi. Światło i sól, Ząbki 2016, s. 77-84)
*******************
Paweł Szymański
SERCOWISKO. O SPOTKANIU KS. FELIKSA I POETY MIRONA
W maju 1983 r. Ks. Feliks przebywał w Instytucie Kardiologii w Aninie na oddziale rehabilitacji. Po przebyciu dwóch zawałów serca w marcu 1980 r. i w 1982 r. lekarze przygotowywali Go do operacji wszczepienia by-passów, która miała nastąpić w niemieckiej klinice. Podczas tego pobytu spotkał przebywającego na tym samym oddziale poetę i prozaika Mirona Białoszewskiego, dla którego były to ostatnie tygodnie życia. Białoszewski, znany przede wszystkim jako autor „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego”, w połowie lat 70. przeszedł zawał serca i utrwalił swoje doświadczenie choroby w prozie „Zawał” wydanej w 1977 r. Po kolejnym zawale serca w lutym 1983 r. leczony był w szpitalu na Grenadierów i w Aninie. Prowadził tam zapiski w formie listów do zaprzyjaźnionych osób, które jako „Tajny dziennik” zostały opublikowane w 2012 r. W zapiskach tych pojawia się Ksiądz Feliks. Po raz pierwszy 4 maja: „Przedwczoraj sekretarce z sekretariatu ukradli całą pensję i rentę jej matki … Dzisiaj ksiądz z drugim pacjentem zbierali na pocieszenie dla sekretarki. Dałem 1000 złotych, inni chyba też sporo. Jest nas tu wszystkich pacjentów dwadzieścioro. Cztery baby … Reszta chłopy”. Białoszewski nie zna jeszcze Księdza Feliksa z imienia i nazwiska, pisze o nim na razie anonimowo, ale z wyraźną sympatią. Pod datą 16 maja czytamy: „Może mnie dziś wypuszczą na patio, to bliziutko. Chce mnie tam poprowadzić ksiądz. On też jest pacjentem. Polubiliśmy się, jest delikatny i inteligentny … Ksiądz jedzie za kilka dni na sercową operację do Monachium z lekarzem-pilotem”. 20 maja Białoszewski notuje: „W patio ławeczka, trzy wysokie dęby … W kącie kwitną amarantowo trzy rododendrony … Dobra obecność księdza-pacjenta”. 24 maja: „Ksiądz-pacjent przyniósł mi dziś kawałek smażonego węgorza z Suwałk. We wtorek jedzie z lekarzem-pilotem na operację do Monachium. Powiedział mi, że zwróci ‘Zawał’… Puścił lawinę czytania ‘Zawału’. Bo nie tylko on, ale czytają lekarki, oddziałowa, pielęgniarki”. 23 maja: „,i>Z pierwszym księdzem siedzi przy stole drugi ksiądz. Najpierw nie wiedziałem, że to ksiądz … Potem słyszałem dziwne rozmowy obu księży, a to o teatrze, a to o świecie”. Ów drugi ksiądz to ks. Kazimierz Orzechowski, znany powszechnie ksiądz-aktor, który wówczas też był pacjentem Anina. „Ksiądz pierwszy (Feliks Folejewski czyli ksiądz ef-ef) jutro jedzie stąd karetką szpitalną na samolot do Monachium na operację”. Pożegnali się we wtorek 24 maja: „Ksiądz Felek (ef-ef) zasłabł jednak z wrażenia przed wyjazdem, dziś żegnał się ze mną, byliśmy obaj wzruszeni, przepisałem mu na drogę ‘Sercowisko’, a on mi zostawił program papieski na Polskę”. Za niecały miesiąc do Polski miał przybyć Jan Paweł II. Na koniec zapisu tego dnia Białoszewski czyni niezwykłe wyznanie: „Nie wiem czy pisałem o śnie wizji księdza Felka, tego co już jest w Monachium na operacji. Nie znał ‘Życia po życiu’ [słynna książka R. Moody’ego – przyp. PS]. Opowiadał mi, że podczas ostatniego zawału leżał 3 dni nieprzytomny. Pamięta jeden sen czy wizję. Uczucie, jakby się wywracał podszewką na drugą stronę siebie, unosił pod sufit, potem była otwarta przestrzeń, a za nią, nad nią wielka świetlista czerwona kula, ku której się zbliżał. Ale ta kula świecąca nie raziła go i odczuwał ją jako coś znanego”.
Ksiądz i poeta nie spotkali się już więcej. Białoszewski zmarł samotnie w Warszawie w nocy z 17 na 18 czerwca 1983 r., dwa tygodnie po opuszczeniu szpitala w Aninie. Dzień wcześniej przybył do Warszawy Jan Paweł II. Dwa dni wcześniej 15 czerwca w Monachium ks. Feliksowi wszczepiono by-passy. Po tej operacji jego zdrowie poprawiło się na tyle, że powrócił do pracy duszpasterskiej.
Po ukazaniu się w 2012 r. „Tajnego dziennika” zapytałem Księdza Feliksa o to spotkanie z poetą. Opowiedział krótko, serdecznie wspominając Białoszewskiego, potwierdził fakt otrzymania wiersza „Sercowisko” z dedykacją, ale niestety rękopis ów dawno mu zaginął. Oto ten wiersz:
Sercowisko
tu sanatorium w lesie
sercowe
godła, znaki, płaskorzeźby
serce samo
serce z czymś
serca na naczyniach drzew czy ludzi
ludzie do okien
okna do drzew
serca skaczą po drzewach
słońce
wyjada niedopowiedzenie
życie się oblizuje
opary
serca
wiszą
od pnia do pnia
wsiąkają
w pierwotny labirynt
pękają
Anin, 3 maja 1983
Cytaty według: Miron Białoszewski, Tajny dziennik, red. Klementyna Suchanow, Anna Szulczyńska, Wyd. Znak Kraków 2012, ss. 902-917; Tenże, Wiersze. Wybór, red. Marianna Sokołowska, PIW Warszawa 2003, s. 438.
************
Paweł Szymański
„W WASZYM ŻYCIU ZOBACZYŁEM CAŁE MOJE ŻYCIE”. WSPOMNIENIE O KS. FELIKSIE FOLEJEWSKIM
1 sierpnia 2015 r., sobotnie popołudnie, w godzinie wybuchu Powstania oddajemy hołd poległym powstańcom. Na Powązki Wojskowe ks. Feliksa przywieźli Magda i Grzegorz Szostakowie, byli dużo wcześniej przed godziną 17, ksiądz chodził wśród mogił, potem zajął miejsce przy pomniku Gloria Victis. Po apelu poległych odnaleźliśmy księdza wśród tłumów, aby razem przejść wśród powstańczych grobów. Ale okazało się to nie takie proste. Do księdza Feliksa zaczęli podchodzić ludzie: znajomi z Rodziny Rodzin, starsi, młodzi, rodziny z dziećmi, maluchami w wózkach; chwilami był ksiądz otoczony nawet przez kilkanaście osób. Choćby na chwilkę, by zamienić kilka słów, wyrazić radość z nieoczekiwanego spotkania, zrobić pamiątkowe zdjęcie, zapewnić o modlitwie za Niego, życzyć wyzdrowienia. W którymś momencie kilkanaście metrów dalej pojawił się prezydent – elekt Andrzej Duda z ochroną i tłumem osób chcących się do niego dostać. Ksiądz Feliks również podszedł, stanął przy ścieżce, którą szedł prezydent. Patrzyłem z odległości kilku metrów, przez dłuższą chwilę ksiądz mówił do niego, prezydent słuchał, dostrzegłem na jego twarzy wyraz szacunku dla kapłana. Gdy ksiądz Feliks powrócił do nas, powiedział że codziennie od dnia wysunięcia jego kandydatury (tj. od listopada 2014 r.) modli się za niego. Te słowa powiedział prezydentowi. Wolą księdza Feliksa było byśmy poszli też na tzw. Łączkę. I znów – wprost rzesze osób, rodziny podchodzące do księdza. Był tego dnia na Powązkach chyba najbardziej – po prezydencie – obleganą osobą. Przejście na Łączkę trwało długo. Po drodze jeszcze groby ofiar katastrofy smoleńskiej. Przy każdym grobie ksiądz przystawał, modlitwą obejmował zmarłych. Tak samo na Łączce. Gdy już odeszliśmy z Łączki, ktoś z nas powiedział, że to coś naprawdę niesamowitego, że tyle ludzi zna i garnie się do księdza. Widziałem, że sprawiło Mu to satysfakcję. Powiedziałem wtedy (może nazbyt górnolotnie, ale też byłem pod ogromnym wrażeniem tego co widzieliśmy), że to wielkie szczęście móc patrzeć jak ziarno rzucone w glebę wydało wielki plon. Przystanął i powiedział: „Mam to poczucie, że nie zmarnowałem swojego życia i jestem szczęśliwy, że mogłem je poświęcić Rodzinie Rodzin”. Cytuję te słowa dokładnie. Po kilku krokach znów zatrzymał się, uśmiechnął i powiedział: „A przełożeni chcieli mnie wysłać do Ameryki Południowej na misje, ale władze nie dały mi paszportu”. Z jego twarzy, promiennego uśmiechu można było wyczytać wdzięczność Bożej Opatrzności, że tak pokierowała losem by został w Polsce. Mówił głosem słabym, czuło się że choroba Go trawi, ale jednak był w bardzo dobrym nastroju. Podeszliśmy jeszcze do grobu p. Alicji Szostak – mamy Grzegorza. Zaintonował cichym głosem Modlitwę harcerską, którą śpiewaliśmy dwa lata temu na Jej pogrzebie. Wracając do bramy cmentarza snuliśmy opowieści o wojennych losach naszych bliskich. Odwieźliśmy księdza Feliksa na Skaryszewską. Przed domem Pallotynów zrobiliśmy jeszcze pamiątkowe zdjęcie. Był uśmiechnięty. Żegnaliśmy się, błogosławił nas i sam poprosił o błogosławieństwo. Odebrałem to jako postawę niezwykłej pokory. Drżącym kciukiem nakreśliłem znak krzyża na Jego czole.
***
Napisałem powyższy tekst kilka dni później, przeczuwając, że może to być ostatnie tak bliskie spotkanie z ks. Feliksem. Tak też się stało.
Poznałem ks. Feliksa na wakacyjnym wypoczynku grup Rodziny Rodzin w lipcu 1971 r. Przyjechał z obrazem Matki Bożej do naszej grupy chłopców 9-10 letnich, ulokowanej w małej pienińskiej wiosce. Gdy nasi wujkowie Edek i Gienio powiedzieli, że przyjedzie do nas wujek Felek, wśród chłopców zapanowała wielka radość. Nie znałem Go wcześniej, byłem pierwszy raz, nieco zagubiony i ciekawiło mnie jaki będzie ten wujek Felek. Może dlatego zapamiętałem to pierwsze spotkanie, gdy pojawił się na naszej górskiej kamienistej drodze. Była to godzina przedwieczorna, już po kolacji, chyba sobota. Podbiegliśmy do Niego i otoczyliśmy. Zapamiętałem taki obraz: uśmiechnięty, w kraciastej flanelowej koszuli z podwiniętymi mankietami, dżinsy i pionierki na nogach, natychmiast zauważył że jestem nowy i spytał mnie o imię. Następnego dnia odprawił ks. Feliks mszę św. na łączce za stodołą. To miejsce gwarantowało, że nikt niepowołany nas nie odkryje. Były to bowiem czasy, gdy milicjanci rozganiali nielegalne religijne zgromadzenia. Obraz Matki Bożej został powieszony na tylnej ścianie stodoły, udekorowany polnymi kwiatami, obok stolik – ołtarz i ks. Feliks w ornacie a wkoło my – mali wierni – taki obraz zachował się w mojej pamięci.
Szczególne miejsce w sercu ks. Feliksa zajmowały zawsze dzieci. Widząc maluchy, a szczególnie te najmniejsze, rozpromieniał się, radość dosłownie wylewała się z Niego. W czasie tej wędrówki po Powązkach, o której wyżej piszę, gdy podeszła do Księdza rodzina z noworodkiem w wózku to z oblicza Jego biła niezwykła radość; ona udzielała się wszystkim wokół. W dawnych czasach RR zawsze na Święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy dzieci otrzymywały koperty, a w nich opłatki, życzenia, obrazki i listy od Cioci Lili i Wujka Felka. Zachowałem taki list na Boże Narodzenie 1971 r. Zacytuję go w całości: Kochane Dzieci! Święta Bożego Narodzenia chyba są najbliższe Wam. Pan Jezus stał się dzieckiem, aby wszystkie dzieci stawały się coraz bardziej podobne do Niego. Życzę Wam, kochane dzieci, abyście się tak zapatrzyły w Jezusa, aby Wasi Rodzice, Ciocia, Babcia i Dziadek, patrząc na Was mogli powiedzieć, że jesteście podobne do Jezusa. Niech Matka Boża widząc Was takich dobrych, posłusznych i radosnych, raduje się z tego, że naśladujecie Jej Syna. Nowy Święty nasz rodak, ojciec Maksymilian Maria Kolbe niech uczy Was coraz większej ofiarności i miłości do Jezusa, Matki Bożej i wszystkich ludzi. We Mszy św. na Pasterce będę pamiętał o Was i Waszych Rodzicach. Szczęść Boże w Nowym Roku! Wasz Ks. Feliks.
Słusznie abp Henryk Hoser nazwał ks. Feliksa „Apostołem Warszawy” („Nasz Dziennik”, 24 IX 2015, s. 18). Gdy po studiach na KUL znalazł się w Warszawie w II połowie lat 60. to rozwinął tu aktywną pracę duszpasterską. Sprzyjały mu ożywcze prądy soborowej odnowy i wielki program obchodów millenijnych. Stał się znany z pielgrzymek na Jasną Górę, chodził wraz z Rodziną Rodzin od II połowy lat 50. w grupie „siódemce”, nazwanej potem „siódemką M”. Wielu ze najstarszych członków Rodziny Rodzin poznało Go właśnie na pielgrzymkach. Pod koniec lat 60. powstała grupa „siedemnastka” i to ks. Feliks był jednym z głównych jej duszpasterzy wyznaczając nowy styl pielgrzymowania, wychodzący naprzeciw potrzebom młodych ludzi, a więc konferencje, dyskusje, śpiew. Otaczała ks. Feliksa sława wspaniałego kaznodziei i spowiednika. Zapraszany był chętnie przez warszawskich duszpasterzy na rekolekcje. Wygłaszał dużo konferencji i homilii przyciągających tłumy wiernych, studentów na konwersatoria w kościele św. Anny. Ludzie wychodzili po jego naukach wstrząśnięci i przemienieni. Gdy jesienią 1978 r. został ojcem duchownym w Ołtarzewie musiał tę aktywną pracę duszpasterską ograniczyć, na progu lat 80. przerwała ją choroba. Powrócił do niej po udanej operacji serca, poświęcając się jej w stopniu znacznie większym niż pozwalał na to stan zdrowia. Jego ostatnie ważne wystąpienie w Warszawie miało miejsce w Katedrze św. Jana 28 maja 2015 r., w 34. rocznicę śmierci Prymasa Wyszyńskiego. Poświęcił Prymasowi piękną i wzruszającą homilię. Jeszcze 6 sierpnia uczestniczył w Katedrze w koncelebrze w intencji nowego prezydenta. Kochał Warszawę i wtedy, gdy 1 sierpnia odwoziliśmy Go na Skaryszewską, patrząc na miasto od praskiej strony opowiedział, jak to władza ludowa stolicy przez wiele lat nie chciała dać mu meldunku.
Pamięć podpowiada mi wiele spotkań z ks. Feliksem, tych dawnych i tych w ostatnich latach. Nie sposób pisać o bardzo osobistych przeżyciach, ale chciałbym przywołać wspomnienie Mszy świętych, które ks. Feliks zawsze, gdy przyjeżdżał do naszych wakacyjnych grup z obrazem Matki Bożej, odprawiał w plenerze. Czy to była leśna polana czy górska łąka, a staraliśmy się wybierać miejsca naprawdę piękne, ks. Feliks rozpoczynał od powitania mówiąc, że „gromadzimy się w najpiękniejszej świątyni świata uczynionej nie ręką ludzką, ale przez samego Boga”. Czuliśmy w Jego słowach zachwyt na dziełem Stwórcy, zachwyt człowieka wrażliwego na piękno przyrody i kochającego Boga.
W sposób doskonały w Jego osobowości i działalności współgrały pallotyński charyzmat apostolstwa świeckich, nadzwyczajny zmysł duszpasterski, otwartość na ludzi i umiejętność ich słuchania, wysoka kultura osobista, umiłowanie Polski i polskości – szczególnie literatury polskiej. Jego homilie wyróżniały się pięknym językiem i głębią myśli. Jeśli były sprawy, które Go niepokoiły, martwiły, sprawiały ból – bo przecież nie znał On takiego stanu jak obojętność – to mówił to wprost, nawet czasem podniesionym głosem.
Nie poznał do końca ks. Feliksa ten kto nie widział Go w towarzystwie żartującego, opowiadającego anegdoty. Był duszą towarzystwa. W ostatnich latach w gościnnym domu Magdy i Grzegorza Szostaków, gdzie ks. Feliks czuł się wyjątkowo dobrze, miałem dużo okazji poznać i tę stronę Jego osobowości. Gdy słuchaliśmy jak naśladował tubalny głos ks. Michała Kordeckiego – swego mistrza nowicjatu w Ołtarzewie lub gdy recytował wiersz Woroszylskiego o Felku (Wiecie dzieci? Świat jest wielki, a na świecie same Felki…, z rymami: pantofelki, kartofelki, wafelki, kafelki) to pokładaliśmy się ze śmiechu. Niezapomniane to były chwile.
Dla nas w Rodzinie Rodzin był Ojcem kochającym i wymagającym. Wymagał w stosunku do siebie i uczył nas byśmy potrafili też od siebie samych wymagać, by nasze życie nie było byle jakie, by czas nie przeciekał przez palce bo przecież „czas to miłość” – powtarzał za wielkim Prymasem. Często też cytował strofy Jerzego Lieberta „uczyniwszy na wieki wybór w każdej chwili wybierać muszę” oraz „uczę się ciebie człowieku, powoli się uczę, powoli”. W liście do grup wakacyjnych Rodziny Rodzin w Kujankach z lipca 2015 r. przywołał jeszcze raz te słowa – doświadczenie choroby nowotworowej było tym kolejnym „uczeniem się człowieka”. Mnie przyszły na myśl też inne słowa Lieberta: „Chciałbym ludzi być najbliżej” (Jerzy Liebert, Kołysanka jodłowa, Warszawa 1932, s. 19). Tak widzę pracę duszpasterską ks. Feliksa w Rodzinie Rodzin – chciał być najbliżej ludzi i był najbliżej nas. Po ostatniej Mszy św. odprawionej w kaplicy Ośrodka Rodziny Rodzin na Łazienkowskiej, na kilka dni przed śmiercią, powiedział do nas: „Podczas Mszy św. jak patrzyłem na was, to zobaczyłem całe swoje życie kapłańskie, w w a s z y m ż y c i u z o b a c z y ł e m c a ł e m o j e ż y c i e”. To poruszające wyznanie jest najprawdziwszym świadectwem księdza Feliksa – kapłana i człowieka, duszpasterza i przyjaciela o jego miłości do tych, do których został posłany.
***************
Krzysztof Bronatowski, Uroczystości związane z I rocznicą przejścia z życia do Życia śp. księdza Feliksa Folejewskiego SAC, InfoSAC nr 29 z 4 X 2016
W nocy 22 IX 2015 odszedł do Domu Ojca ksiądz Feliks Folejewski, pallotyn, ojciec duchowny Rodziny Rodzin, Apostoł Bożego Miłosierdzia, Apostoł Warszawy. Wspólnota pallotyńska, Rodzina Rodzin i rodzina ks. Feliksa, z potrzeby serca zorganizowały uroczystości w pierwszą rocznicę tego przejścia z życia do Życia, jak określał zbliżającą się śmierć sam ks. Feliks.
We czwartek 22 IX 2016, w kościele Księży Pallotynów przy ul. Skaryszewskiej w Warszawie, o godz. 18.00 została odprawiona Msza święta w intencji zmarłego. Obchody poprzedzone były zapowiedziami w Radiu Warszawa i ogłoszeniami w „Naszym Dzienniku”. Uroczystej koncelebrze przewodniczył rektor domu prowincjalnego, pierwszy radca prowincjalny, ks. dr Zenon Hanas. W pięknej homilii, wychodząc od słów z pierwszego czytania z Księgi Koheleta, „Marność nad marnościami…” poprowadził zgromadzonych od tego, co jest marnością, ku temu, co jest prawdziwą wartością i w tym kontekście nawiązał do wspaniałego wzoru jakim dla wszystkich pozostał ks. Feliks.
Po Komunii Świętej, jak zwykle w bardzo emocjonalny i radosny sposób zwrócił się do wszystkich ks. prof. dr hab. Czesław Parzyszek – obecny ojciec duchowny Rodziny Rodzin, który sam nazywa siebie skromnie jedynie wikariuszem ks. Feliksa. Przypomniał jeden z najbardziej rozpoznawalnych znaków ks. Feliksa, jakim było słowo „dziękuję” i jego postawa pełnej wdzięczności wobec wszystkich, w tym zwłaszcza wobec Pana Boga, za wszystko.
Po zakończeniu Liturgii można było zobaczyć i usłyszeć ks. Feliksa. Została bowiem odtworzona ostatnia publiczna wypowiedź ks. Feliksa wygłoszona w kaplicy na Łazienkowskiej do Rodziny Rodzin, w dniu 13 IX 2015, podczas spotkania inaugurującego kolejny rok pracy duszpasterskiej. Wspólna modlitwa różańcowa prowadzona przez Rodzinę Rodzin i Apel Jasnogórski zakończyły ten wieczór na Skaryszewskiej.
W niedzielę 25 IX, czyli w pierwszą niedzielę przypadającą po dacie śmierci ks. Feliksa, na zaproszenie Rodziny Rodzin i księży pallotynów, kilkadziesiąt osób spotkało się w Godzinie Miłosierdzia przy grobie śp. ks. Feliksa na cmentarzu Bródnowskim. Wspólnie odmówiona została Koronka do Bożego Miłosierdzia i różaniec. Prowadzący modlitwę ks. Czesław Parzyszek SAC zaintonował także pieśń „Boże coś Polskę” i „My chcemy Boga” – przypominając tym gorące umiłowanie przez ks. Feliksa Ojczyzny i jego troskę o żywą obecność Boga w naszych rodzinach. Płyta grobowa cała usłana była kwiatami i zniczami.
Trzeci akord uroczystości rocznicowych miał miejsce w rodzinnym mieście ks. Feliksa – w Suwałkach. Tam w sobotę 1 X, o godz. 12.00, została odprawiona uroczysta Msza święta w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Liturgii, w licznej koncelebrze, przewodniczył ks. Czesław Parzyszek. On też wygłosił wzruszające kazanie, przypominając sylwetkę i życiową drogę ks. Feliksa w miejscu, „gdzie wszystko się zaczęło”. Głos kapłana zdradzał jak bardzo on sam był wzruszony. Podobnie jak wcześniej w Warszawie w czasie Mszy świętej na Skaryszewskiej, tak i w Suwałkach, oprawę Liturgii ubogacił śpiew pani Agnieszki Gertner-Polak.
Na zakończenie Mszy świętej, w przedsionku kościoła została odsłonięta i poświecona tablica upamiętniająca ks. Feliksa. Pomysł takiego upamiętnienia był wspólną inicjatywą najbliższej rodziny ks. Feliksa i ks. proboszcza, kustosza Sanktuarium. Obecna na tej uroczystości na zaproszenie rodziny, delegacja Rodziny Rodzin z Warszawy, złożyła pod tablicą wiązankę kwiatów. Była także rozprowadzana świeżo wydana książka pt. „Na nitce Bożego Miłosierdzia”, będąca zbiorem wspomnień o śp. ks. Feliksie, zebranych przez redaktorów Piotra Kordyasza i Grzegorza Polaka.
Indeks zmarłych według daty śmierci
Indeks zmarłych z podziałem na lata śmierci
Miejsca spoczynku polskich pallotynów wraz ze zdjęciami
Ci, co odeszli ze Stowarzyszenia
Więzi Kardynała Franciszka Macharskiego z pallotynami
Rocznice pallotyńskich wydarzeń
Ks. Stanisław Jurkowski SAC, duszpasterz polonijny we Francji
Liber mortuorum w latach 2020-2024. Przeszłość i przyszłość
1. Krótka historia strony Liber mortuorum
a) Pierwsze biogramy zmarłych pallotynów ukazały się na stronie internetowej WSD Ołtarzew w styczniu 2007 r. Autorem ich był ks. Janusz Dyl SAC, który tworzył je pod niezrealizowaną przez niego „Księgę zmarłych pallotynów”. W maju 2009 r., wraz z przebudową strony internetowej, zostały one zastąpione życiorysami, które również pochodziły z książki ks. Dyla pt. Pallotyni w Polsce w latach 1907-1947, Lublin 2001, s. 397-475. Te krótkie biogramy zostały doprowadzone do lat 1998-99 (nie były też kompletne i nie uwzględniały członków Regii Miłosierdzia Bożego). Od tego czasu ks. Stanisław Tylus SAC sporządził Indeks zmarłych według daty śmierci i dołączył wszystkie brakujące życiorysy zarówno z obu polskich prowincji, jak i Regii Miłosierdzia Bożego. Na stronie Seminarium ołtarzewskiego biogramy te istniały do 2013 r.
b) Nowe, obecnie istniejące biogramy zmarłych pallotynów, zostały napisane przez ks. Stanisława Tylusa SAC. W 2011 r. zostały one umieszczone na stronie http://www.pallotyni.pl, pod nazwą LIBER MORTUORUM. Początkowo były to tylko biogramy polskich pallotynów i przełożonych generalnych Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego oraz życiorysy pallotynek. Poszerzona i poprawiona ich wersja (ale bez pallotynek i przełożonych generalnych pallotynów) została opublikowana drukiem (Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów 1915-2012, Ząbki 2013, ss. 694).
c) W latach 2013-15 strona Liber mortuorum (http://pallotyni.eu/Liber.mortuorum/zmarli_index.php) została poszerzona o życiorysy pallotynów i pallotynek pochodzenia polskiego oraz ekspallotynów, którzy zmarli jako księża diecezjalni lub w innym instytucie życia zakonnego. Od listopada 2014 r. dołączone zostały też biogramy pallotynek pracujących w Polsce lub pochodzących z terenów polskich, jak również ich przełożone generalne. W 2015 r. rozszerzono zakres przedmiotowy strony o nowe kategorie: Słudzy Boży spoza Polski i Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich. Niezależnie od tego uaktualniane były kategorie Polskich pallotynów i Pallotynek, którzy odeszli do wieczności w okresie lat 2013-15. W celu szybszego znalezienia poszukiwanego biogramu przemodelowano Indeks zmarłych według daty śmierci oraz sporządzono nowy Alfabetyczny indeks zmarłych oraz Indeks zmarłych z podziałem na lata śmierci.
d) W listopadzie 2017 r. strona została umieszczona w domenie https://LiberMortuorum.pl/
skąd jej zawartość jest dostępna w serwisach takich jak: http://www.pallotyni.pl, http://sac.org.pl
e) W 2015 r. strona Liber mortuorum aktualizowana była kilkanaście razy. Pojawiło się na niej 88 nowych biogramów, głównie pallotynek (65). Tego roku, praktycznie w 50% istniejących biogramów, zostały wprowadzone liczne uzupełnienia i poszerzenia, a także poprawiono zauważone błędy. Zmiany w poszczególnych biogramach sygnalizowane są informacjami naniesionymi pod konkretnym biogramem. Pod określeniem Zmienione lub Uzupełnione biogramy autor ma na myśli nie tylko istotną lub większą partię zmian, ale i pewne drobne informacje, które pojawiały się niezależnie od ich zaznaczenia. W 2016 r. dodano 28 nowych biogramów, zaś w 2017 r. pojawiło się 14 biogramów.
2. Stan aktualny biogramów
a) W latach 2022-2023 strona Liber mortuorum poszerzyła się o łącznie o 24 biogramy, z których 23 to nowe biogramy polskich pallotynów: ks. Charchut Stanisław (†9 II 2022), ks. Daniel Leszek (†20 III 2022), ks. Tomasiński Tadeusz (†1 VI 2022), ks. Matuszewski Stanisław (†23 VI 2022), br. Mystkowski Mieczysław (†1 VII 2022), br. Szporna Wojciech (†5 X 2022), ks. Stasiak Władysław (†29 X 2022), ks. Bławat Anastazy (†1 I 2023), ks. Szczotka Marian (†28 I 2023), ks. Jurkowski Stanisław (†10 II 2023), ks. Czaja Piotr (†25 II 2023), ks. Szczepański Józef (†19 V 2023), ks. Bazan Tadeusz (†15 VI 2023), ks. Borowski Tomasz (†20 VI 2023), ks. Kantor Stanisław (†20 VI 2023), br. Kubiszewski Jan (†3 X 2023), ks. Wierzba Jacek (†21 XI 2023), ks. Kozłowski Józef (†26 XI 2023), ks. Rembisz Zbigniew (†7 XII 2023), ks. Bober Szczepan (†24 XII 2023). Ukazał się również jeden biogram przełożonych geberalnych i biskupów - bp Freeman Séamus (†20 VIII 2022).
Tabela. Stan aktualny biogramów na koniec grudnia 2014-2024 r.
Kategorie pallotyńskich biogramów | XII | XII | XII | XII |
XII |
XII |
XII |
XII 2021 |
XII 2022 |
XII 2023 |
2024 |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
Polscy pallotyni | 368 | 377 | 387 | 395 | 401 | 404 | 419 | 431 | 442 | 455 | +3 |
Pallotyni polskiego pochodzenia (*) | 14 | 16 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | |
Przełożeni generalni i biskupi | 19 | 19 | 20 | 22 | 23 | 25 | 25 | 26 | 27 | 27 | |
Słudzy Boży spoza Polski | -- | 5 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | |
Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich (✺) | -- | 7 | 11 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | |
Ekspallotyni (**) | 23 | 23 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | |
Pallotynki (przełożone generalne i siostry pracujące w Polsce lub pochodzące z terenów polskich zostały oznaczone znakiem ☼) | 47 | 112 | 113 | 114 | 118 | 122 | 127 | 130 | 130 | 130 | |
Przyjaciele SAC i ci, co odeszli od Stowarzyszenia | -- | -- | 7 | 8 | 8 | 8 | 9 | 9 | 9 | 9 | |
Razem | 471 | 559 | 587 | 601 | 612 | 621 | 642 | 658 | 670 | 683 | +3 |
b) W latach 2018-2021 strona Liber mortuorum poszerzyła się o 24 nowych biogramów. W grupie Polskich pallotynów i Pallotynek znalazły się następujące biogramy: s. Speransa Joniec (†11 II 2018), s. Teresa Matula (†1 VI 2018), ks. Jerzy Maj (†24 VI 2018), br. Jan Bandoszek (†28 VII 2018), ks. Tadeusz Płonka (†24 VIII 2018), ks. Bogdan Kusznir (†26 VIII 2018), s. Majola Rataj (†6 XI 2018) , s. Jadwiga Waszczeniuk (†17 XI 2018), ks. Józef Świerkosz (†20 XII 2018) , ks. Andrzej Biernacki (†23 XII 2018), s. Władysława Sitarz (†27 IV 2019) , s. Helena Szaniawska (†22 VII 2019), ks. Witalij Wezdeckij (†24 VIII 2019), s. Martyna Gumul (†9 IX 2019), s. Estera Stachnik (†20 IX 2019), ks. Kazimierz Czulak (†29 IX 2019), br. Tadeusz Wojciechowski (†12 XII 2019), ks. Stanisław Kobielus (†3 I 2020), br. Jan Cuper (†18 II 2020), ks. Józef Żemlok (†16 III 2020) i ks. Józef Liszewski (†18 III 2020). ks. Żemlok Józef (†16 III 2020), ks. Liszewski Józef (†18 III 2020), ks. Kantor Wiesław (†5 V 2020), ks. Latoń Jan (†7 V 2020), s. Wołosewicz Wirginitas (†17 V 2020), s. Hetnał Maria (†14 VI 2020), s. Otta Agnieszka (†15 VII 2020), ks. Korycki Jan (†31 VII 2020), ks. Szewczul Jerzy (†6 X 2020), s. Smentoch Kryspina (†14 X 2020), s. Suchecka Zofia (†19 X 2020), ks. Domagała Stefan (†24 X 2020), ks. Dragiel Mirosław (†30 X 2020), ks. Pytka Kazimierz (†5 XI 2020), ks. Domański Ryszard (†10 XI 2020), ks. Młodawski Grzegorz (†22 XI 2020), ks. Lisiak Józef (†27 XII 2020), s. Klekowska Mariola (†27 XII 2020), ks. Dzwonkowski Roman (†30 XI 2020), s. Wojtczak Urszula (†9 I 2021), ks. Błaszczak Jerzy (†15 I 2021), ks. Rykaczewski Tadeusz (†9 II 2021), ks. Czulak Antoni (†23 IV 2021), ks. Daniel Edward (†17 IV 2021), s. Gojtowska Agnieszka (†27 V 2021), ks. Nowak Kazimierz (†14 V 2021), s. Pruszyńska Zefiryna (†1 V 2021), ks. Zając Jan (†4 VII 2021), ks. Kot Jan (†8 VII 2021), ks. Mugobe Banuni Ignace (†26 VII 2021), ks. Kończak Jan (†11 VIII 2021), ks. Stachera Kazimierz (†24 VIII 2021), ks. Orlikowski Stanisław (†9 X 2021) i br. Dziczkiewicz Franciszek (†21 X 2021). Grupę Przełożonych Generalnych i pallotyńskich biskupów reprezentują: bp Konrad Walter (†20 IX 2018), bp Thomas Thennatt (†14 XII 2018), bp Alojzy Orszulik (†21 II 2019) i abp Hoser Henryk (†13 VIII 2021).
c) W latach 2018-19 autor strony przeprowadził kwerendę materiałów zawartych w archiwum domu pallotyńskiego w Gdańsku (dom przy ul. Elżbietańskiej). Niezależnie od tego, trwała kwerenda materiałów w Archiwum Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Szerokiemu badaniu poddawane były materiały, które autor strony pozyskał wcześniej w Archiwum Generalnym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Rzymie, w Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu i w Archiwum Sekretariatu Prowincji Zwiastowania Pańskiego w Poznaniu. Wiele nowych informacji autor otrzymał od osób prywatnych i instytucji. Istniejące biogramy są systematycznie wzbogacane o fotografie, zarówno portretowe, jak i grupowe (sytuacyjne). Zdjęcia pochodzą głównie ze zbiorów Archiwum Prowincji Chrystusa Króla, ale i wielu osób prywatnych, którym pragnę jeszcze raz serdecznie podziękować
3. Zrealizowane plany z ubiegłych lat (zapowiadane i niezapowiadane)
a) Z dniem 12 stycznia 2015 r. zostały wymienione na stronie Liber mortuorum wszystkie dotychczasowe wersje życiorysów pallotynów polskich zmarłych do 2012 r. W ich miejsce wprowadzono biogramy zaczerpnięte z publikacji autora strony (Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów 1915-2012, Ząbki 2013). Inne kategorie pozostały bez zmian.
b) Zgodnie z zapowiedziami od sierpnia 2015 r. włączane są stopniowo do strony Liber mortuorum biogramy niemieckich pallotynów, działających przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich. Na chwilę obecną włączono biogramy 13 niemieckich pallotynów, umieszczając przy ich nazwisku symbol ✺.
c) Spośród nie sygnalizowanych wcześniej zmian na stronie Liber mortuorum pojawiła się od maja 2015 r. nowa grupa biogramów, to jest pallotyńskich sług Bożych spoza Polski. Obecnie w jej ramach można znaleźć 6 biogramów. Są to życiorysy: bł. Richarda Henkesa (†1945), bł. Elisabetty Sanny Porcu (†1857), Josefa Englinga (†1918), Josefa Kentenicha (†1968), Franza Reinischa (†1942) i bpa Heinricha Vietera (†1914).
d) Wśród nowych inicjatyw, nie sygnalizowanych wcześniej, należy wymienić dział Materiały źródłowe. Dział ma za zadanie poszerzać naszą wiedzę na temat życia i działalności zmarłego.
e) Dołączono również Miejsca spoczynku polskich pallotynów. Jest to alfabetyczny układ według miejsc pochówków, w których złożono zmarłych Współbraci. Obejmuje zarówno obszar Polski, jak i całego świata. Na końcu listy umieszczono też miejsca pochówków pallotynów z niemieckiej Prowincji Świętej Trójcy, spoczywających na ziemi polskiej, pallotynek i ekspallotynów. Pierwotna wersja została umieszczona 31 października 2015 r.
f) W styczniu 2016 r. umieszczono na stronie Liber mortuorum biogram ks. Antoniego Słomkowskiego †1982, kapłana archidiecezji gnieźnieńskiej, profesora i rektora KUL (i materiały źródłowe, którymi są jego wspomnienia na temat kontaktów z pallotynami), zapoczątkowując w ten sposób grupę przyjaciół SAC. Grupa aktualnie obejmuje 8 nazwisk i będzie ona stopniowo realizowana w najbliższych latach.
g) Uzupełniono i poszerzono biografie w kategorii Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich i Pallotyńscy słudzy Boży spoza Polski. Kontynuowane będą dalsze prace nad uzupełnianiem i poszerzaniem dotychczasowych biogramów, bowiem kwerenda materiałów archiwalnych dostarcza wiele nowych i nieznanych do tej pory informacji.
h) Na początku 2016 r. dołączono do strony Liber mortuorum zestawienie chronologiczne, które zostało zatytułowane: Rocznice pallotyńskich wydarzeń przypadających w 2016 roku. Autor strony zestawił wydarzenia, jakie dokonały się w latach: 1916 (100 lat temu), 1941 (75 lat temu), 1966 (50 lat temu) i 1991 (25 lat temu). W 2020 r. w miejsce w.w. Rocznic pojawi się Kalendarium pallotyńskie, które autor systematycznie publikuje na swoim profilu FB - https://www.facebook.com/profile.php?id=100012227057005.
i) Spośród innych planów zrealizowanych planów było zakończenie Kalendarium dziejów Regii Miłosierdzia Bożego (1946-2019).
5. Uwagi i prośba o materiały
Wszystkich zainteresowanych biogramami zmarłych pallotynów lub pallotynek proszę o ewentualne spostrzeżenia i uwagi dotyczące treści biogramu lub innych kwestii. Ponadto zachęcam Wszystkich do przekazywania fotografii, informacji lub materiałów (jeśli trzeba, oczywiście do zwrotu) na adres e-mailowy: stansac@wp.pl lub listownie na adres: Pallotyński Instytut Historyczny, ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa.
Stroną techniczną Liber mortuorum już od 15 lat (od 2009 r.) zajmuje się Pan Donat Jaroszewski. Za lata współpracy, cierpliwość i wszelaką pomoc w tym zakresie jestem Mu bardzo wdzięczny.
Warszawa 28 I 2024
Stanisław Tylus SAC
Publikacja Leksykon polskich pallotynów zawiera 356 biogramów polskich pallotynów zmarłych w latach 1915-2012. W książce został zastosowany układ alfabetyczny. Do biogramów zostały dołączone fotografie portretowe. Pod każdym biogramem została zamieszczona literatura, zawierająca bibliografię przedmiotową. Publikację zamyka indeks osobowy.
Podstawę źródłową niniejszej pracy stanowią akta osobowe zgromadzone w: Archiwum Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie, Archiwum Sekretariatu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie, Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu, Archiwum Generalnym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Rzymie i Archiwum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W pracy zostały uwzględnione „Wiadomości Polskiej Prowincji SAK” (do 1993), „Wiadomości Prowincji Chrystusa Króla” (1993-2012), „Annuntianda. Biuletyn Prowincji Zwiastowania Pańskiego SAK” (1994-2012). Pomocne okazały się katalogi stowarzyszenia i prowincji polskich, czasopisma wydawane przez pallotynów i kroniki poszczególnych domów. Nie bez znaczenia były również relacje ustne żyjących członków stowarzyszenia i przedstawicieli rodzin zmarłych.
Zmarli współbracia tworzyli pallotyńską historię i byli nieomal wszechobecni w wielu dziedzinach polskiej kultury XX-XXI w., np. w nauce, literaturze i wszelkiego rodzaju piśmiennictwie oraz w działalności edukacyjnej, wychowawczej i wydawniczej, a także w pracach na rzecz emigracji, misji i apostolstwa świeckich. Pośród nich są postacie bardzo znane, które wywarły duży wpływ na dzieje Kościoła polskiego, m.in.: ks. Alojzy Majewski, ks. Wojciech Turowski czy Sł. B. ks. Stanisław Szulmiński, albo przeszły do historii Polski dzięki wielkiej miłości do Ojczyzny, jak Bł. ks. Józef Stanek czy ks. Franciszek Cegiełka i wielu innych.
Jednak w Leksykonie znajdują się nie tylko ci najwięksi, ale wszyscy, którzy żyli i działali w polskich strukturach stowarzyszenia w kraju i poza nim. O każdym z nich, nawet najskromniejszym bracie, kleryku czy nowicjuszu, możemy dowiedzieć się wszystkiego, co można było wydobyć ze źródeł i opracowań.