Ks. Jan Młyńczak, W Otwocku
Otwock szpitalna stolica
Tu pachnie jałowiec i sosen żywica
Tu piachy suche czekające na deszcze
I inne cuda, które wnet obwieszczę…
Sosny… i sosny – czasem brzoza, akacja
A jednak jest w tym jakaś boska racja:
Że wpośród sosen siedzą domy ciche
Drewniane, rzeźbione… już stare i liche…
Jałowce często, gęsto dreptają pomiędzy …
No i wrzosy, wrzosy przy szosach i drogach…
Nie trzeba wydatków, nie trzeba pieniędzy
Same wyrosną, kwitną i zwołują pszczoły…
Wrzosy skromniutkie i sosna uboga
Głęboko, mocno trzymające się ziemi!
Jak człowiek ubogi… jedne przy drugiej –
Musi piąć się w górę, wysoko, do słońca –
Jak człowiek ubogi – niemal niebo trąca.
Jak człowiek ubogi ma wiele do dania…
One także: w swych szyszkach – ziarna na śniadanie
Wiewiórkom, ptakom, na zimę gawronom,
Gdy przylecą z północy, gdyż Boski Ekonom,
Chce je wyżywić i ogrzać im nogi…
A one Mu za to podziękują wrzaskiem
Krążąc setkami nad otwockim laskiem.
Wiewiórka, „borów tanecznica”
Według wierszy Adama – wiemy Mickiewicza –
Wesoła, szybka – podrażni się z kotem
Na drzewo skacząc i z drzewa z powrotem…
Sroki, sikorki… Pliszka – ogonkiem pokiwa
Drepcąc drobniutko śladem wędrownika…
A sarenka wyskoczy nagle z zagajnika,
Na drodze błyśnie i – znika w głąb zagajnika…
W Otwocku, … w lesie…
Tu burze łagodniejsze
Tu pioruny rzadsze,
Tu latem nie ma skwaru,
Ni miejskiego gwaru,
I niebo błękitniejesz,
Widziane z pomiędzy konarów…
I Pan Bóg litościwszy
Nad cierpiącym ludem…
No i Otwock – Miasto!
Dworzec, Bazar, Ratusz, Nowe Osiedle…
Dobrze jest – być w Otwocku!
Napisz dalej!
(Otwock, 16 maja 1994)
*****
Apostoł sztuki religijnej. Ksiądz Jan Młyńczak SAC (1913-2001)
Ksiądz Jan Młyńczak należy do bardziej wyrazistych postaci na tle swojej epoki i swego pokolenia. Jednak, nie na tyle, by swoją „wyrazistością” przesłonić to, co najważniejsze w życiu księdza, pallotyna: własne kapłaństwo. Na czym polegała owa „wyrazistość” jego postaci? Czy miał ku temu okazję by przesłonić sobą własne kapłaństwo? Na czym polega tajemnica jego kapłaństwa? Tego rodzaju pytania nasuwają się same przy próbie opisu jego postaci. Odpowiedzi na te pytania to materiał na solidną monografię.
Czy możliwe jest uchwycenia symetrii w określeniu: ksiądz-artysta malarz i artysta malarz – ksiądz? W przypadku ks. Jana taka prosta symetria nie zachodzi. Świadczą o tym pewne fakty związane z jego artystyczną karierą na początku i na końcu drogi, a w istocie związane z istotą jego kapłańskiego powołania. Stanowią one pewne ramy dla ukazania prawdziwego wizerunku księdza Jana Młyńczaka, jako przede wszystkim kapłana w Stowarzyszeniu Apostolstwa Katolickiego.
Takiego znałem, takiego podziwiałem, takiego zachowałem w swoich wspomnieniach. Stąd tytuł niniejszego wspomnienia: „Apostoł sztuki religijnej”, na który sobie ciężko „zapracował” i ze wszech miar zasłużył.
W cieniu otwockich sosen
Księdza Jana poznałem, kiedy już na dobre zadomowił się w Otwocku (przebywał tam od 1973). Zaraz po święceniach trafiłem tam i ja (1985). Mieszkaliśmy wówczas na olbrzymiej, zalesionej i mocno zaniedbanej posesji, w dwóch starych, drewnianych domach, jak korniki w spróchniałym pniu. Oprócz nas, mieszkały tam jeszcze tysiące karaluchów, których nikt nie widział, bo wychodziły na żer, gdy było ciemno. Ksiądz Jan zajmował pokoik za zakrystią. Ja gdzieś w baraku, na poddaszu. Wchodziło się do niego przez refektarz i zakrystię. Tam miał sypialnię, bawialnię i pracownię, „trzy w jednym”. Nieustannie miał otwarte na oścież okna z zielonymi okiennicami, bo czuć było ostry zapach farb, terpentyny, werniksu i innych chemikaliów, niezbędnych do uprawiania sztuk malarskich. Mistrz wydawał się prawie samowystarczalny. Sam obijał blejtramy, z twarogu kupionego na targowisku i jakiegoś kwasu przygotowywał kazeinę i nią gruntował podobrazia. Dla swoich obrazów zamawiał u stolarza surowe ramy, malował je lub złocił. Nikt nigdy nie widział, jak i kiedy maluje. O tym, że maluje poznawaliśmy po specjalnie do tego celu przeznaczonej sutannie. Służyła mu za rodzaj malarskiego kitla. Od wycierania pędzli była pełna różnobarwnych plam. Była jak abstrakcyjne malowidło. Nie dziwiło nas to, na rowerze też ks. Jan jeździł w sutannie. Faktem jest, że zawsze chodził w sutannie. Złośliwi mawiali, że to nie z pobożności, ale z powodu Ixbeine.
Wszystkich urzekała jego niesamowita paleta ciepłych, jasnych barw. Wydobywał je przez rozjaśnianie barw ciemniejszych: od zgniłej zieleni, po amarantowe czerwienie, złociste brązy, ugry, zgaszone fiolety, róże i złociste żółcienie. Przypominały one cudowną i niepowtarzalną paletę barw złotej otwockiej jesieni. Otwock był piękny o każdej porze roku. Zimą – zielony zielenią słonecznej sosny; w blasku zimnej cynkowej bieli śniegu, zielenią o odcieniu turkusów; w promieniach zimowego słońca, zielenią rozweseloną – zgniło-żółtą. Wiosną – Otwock suchy, ciepły i zielony soczystą zielenią wczesnych traw, nabrzmiałych pąków, młodych pędów i świeżych liści, jak wiosna na pustyni. Latem – pachnący żywicą spoconych i zmęczonych od upałów, wygrzewających się w złocie łachy otwockiego piasku, Otwock zgniłozielonych sosen. Piasek, prezent od prababci Wisły, która ongiś tu płynęła. Poszła swoją drogą, ale pozostawiła po sobie bagatela, 40. metrową warstwę bursztynowego piasku. Dzięki temu Otwock może mienić się całą paletą ciepłych, jasnych barw o każdej porze roku. Tu pracował w duszpasterstwie ks. Jan i w takiej niepowtarzalnej aurze tworzył swoje malarskie dzieła.
Na pierwszym miejscu było duszpasterstwo. Odprawiał w kaplicy urządzonej z dwóch największych pokoi, rozpadającej się, pożydowskiej willi. Głosił ogniste kazania, w wyobraźni słuchaczy, malując słowem barwne obrazy. We mszy używał tylko „skrzypiec”, czyli rzymskich ornatów. Raz zrobił wyjątek i poprosił o ornat gotycki. Okazało się, że przyczyną zmiany nie było nagłe nawrócenie na soborową estetykę, ale zabieg kosmetyczny. W celu zamaskowania „kaszaka”, wielkiej narośli, która niespodzianie pojawiła się na jego karku. Słowa przeistoczenia wypowiadał zawsze dobitnie i iście po aktorsku; z zachowaniem prawideł scenicznej wymowy. Przedniojęzykowe „ł” w wymowie „Ciało”, połączone z emfazą na następne „wydane”, brzmiało bardzo charakterystycznie. Podobne brzmienie, jak i kunszt aktorskiej wymowy w recytacji mszalnej, zauważalne jest u papieża Jana Pawła. Czyżby stara, dobra szkoła krakowska? A może stara, dobra szkoła liturgiczno-pastoralna? Wszak, swego czasu był ks. Jan w naszej Alma Mater profesorem homiletyki! Ks. Jan przypominał również, że liturgia mszalna, jako oficjalna modlitwa Kościoła, ma swój rytm i wymowę. Należy ją odprawiać dostojnie, wyraźnie i z szacunkiem. Należy ograniczać swoje osobiste odruchy pobożności. Uwagi szczególnie cenne dla liturgii koncelebrowanej, gdzie należy liczyć się, że nie jesteśmy sami.
Czasami rano wędrował pod parasolami sosen „ze mszą” do pobliskich siostrzanych kaplic, czasami wybierał się na rowerową przejażdżkę za Wisłę, do Góry Kalwarii i Czerska. Poza tym malował. Za część zarobionych malowaniem pieniędzy dostarczał owoce na nasz stół. Był to cały i niezmienny rytuał. Osobiście kupował je na bazarku, wcześniej próbował, targował się i przynosił do domu. We wspólnocie nimi częstował, zachwalając ich świeżość, kolor i smak. We wspólnocie niewątpliwie był postacią barwną i wyrazistą. Kiedyś doniesiono, że ks. Jan robił w sutannie zakupy w sklepie monopolowym. Na postawione przez ówczesnego przełożonego rozpaczliwe pytanie: „Księże Janie, dlaczego w sutannie?”, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: „Księże rektorze, niech ludzie wiedzą, że księża też używają alkoholu”. Wiadomo, że chodziło o trudny wówczas do zdobycia spirytus w celach leczniczych. To on także nadawał rytm naszemu życiu. Lubił droczyć się ze starszymi współbraćmi. Szczególnie upodobał sobie ks. A. Jarocha. Był to jegomość niezwykle przewrażliwiony, przy stole wszystko było za słone, „paliło w gębę”. Miał pseudonim „mimoza”, zupełne przeciwieństwo ks. Młyńczaka. Pewnego razu ks. Jan, z wielkim apetytem, „zmiatał” z półmiska jakieś smaczne kąski. Ks. Jaroch tradycyjnie jadł, jak kot (jakby bez apetytu), swoją dietetyczną zupkę. Plastry wędliny znikały jeden po drugim. Sięgając po następny kawałek spostrzegł, że to ostatni. Trochę się zmieszał, ujął ten półmisek i podsuwając w kierunku ks. Jarocha, wyartykułował z właściwym sobie wdziękiem: „Masz, jedz, to dobre. To ci nie zaszkodzi. Zobacz, ile ja zjadłem”. Ks. Jaroch odsuwał się od talerza, jakby celowano w niego z pistoletu. Przy tym ks. Jan zastrzegał się, że przemawia przez niego nie złośliwość, a jowialność. I to była prawda. W prowokacjach i zaczepkach wspierał go dzielnie ks. S. Stypa, inny malarz, innego kalibru. Kiedy przy stole zapomniał się i zachowywał się zbyt jowialnie, ksiądz rektor zwykł zgorszonym tonem przywoływać go do porządku: „Księże Janie, księże Janie”. Na co otrzymywał krótką ripostę z niewinnym, szelmowskim grymasem: „Księże rektorze, ja też nie”.
Był też ks. Jan wielkim pasjonatem historii. Przekonaliśmy się o tym w święto Rozesłania Apostołów 1986 (święto Matki Kościoła). Ówczesny przełożony, zachowując pallotyńską tradycję, postanowił nas rozesłać. Zarządził wolne w kuchni, nam zaś przydzielił auto z kierowcą, pieniądze na obiad i zakazał pokazywania mu się na oczy do wieczora. Wówczas inicjatywę przejął ks. Jan, który zaproponował historyczno-krajoznawczą wyprawę Otwock-Radom, szlakiem starych świątyń. Cudowna wycieczka. Przekonaliśmy się, ile starożytności kryje ta nadwiślańska kraina. Pasja z jaką opowiadał, profesjonalizm, ciekawostki. Obiad był obowiązkowo w Czersku, średniowiecznej siedzibie Piastów mazowieckich. Opowiadał dzieje południowego Mazowsza jak cudowną bajkę. Był swego czasu profesorem historii, pozostał pasjonatem. Był czas, że tę trasę objeżdżał regularnie rowerem, jako miejsca święte.
We wspólnocie ja byłem najmłodszy. Był też brat Leszek Machajewski. Ale to ja najczęściej padałem ofiarą pewnych zasadzek. Często ks. Jan z ks. Stypą prowokowali spór. Jeden był za, a drugi przeciw. Kto dał się wciągnąć, stawał się automatycznie ofiarą i słyszał sakramentalne od jednej ze stron: „Głupi jesteś”. Jednak, zawsze starał się to wynagrodzić. Opowiadał wtedy o mistrzu, którego obraz aktualnie kopiował, albo o samym obrazie. Tak kończył się mój udział w zaaranżowanej przez niego psychodramie. Jak ja lubiłem te wizyty! Kiedyś pokazał reprodukcję ikony Przemienienia Pańskiego. Zainteresował go sposób przedstawienia śpiących apostołów – całkowicie odrealniony: wirujące, jak kosmonauci w stanie nieważkości, trzy postacie. Innym razem pokazał świeżo ukończony obraz. Było to dzieło z dziedziny abstrakcji, kompozycja geometryczna, symetryczna, rodzaj lustrzanego odbicia dwóch trójkątów. Głośno zastanawiał się jak to powiesić. Bowiem i w pionie i w poziomie miało to dzieło swój urok.
Dużo w tym czasie opowiadał o M.E. Andriollim (†1893), rodem z Wilna, mieszkającym swego czasu nad Świdrem, architekcie i malarzu epoki romantyzmu, twórcy nadwiślańskiego stylu, określanego przez K.I. Gałczyńskiego „Świdermajer” (coś pomiędzy stylem mazowieckim i alpejskimi schroniskami). Wyraźnie był nim zafascynowany. Zachowało się kilka jego malowideł w kościele w Karczewie. Nie skojarzyłem wówczas, że w sąsiednim Śródborowie powstawała świątynia w tym stylu, a projektantem sakralnego wnętrza i wykonawcą ołtarzowych malowideł był nie kto inny, jak następny po Andriollim, wybitny otwocki malarz, niejaki ks. Jan Młyńczak. Ale o tym jeszcze nikt nie wiedział.
W cieniu nowoczesnej sztuki sakralnej
Trwała budowa nowoczesnego kompleksu duszpastersko-sanatoryjnego w Otwocku. Ruszyła lawina pallotyńskich inwestycji. Do głosu doszli dyplomowani „faryzeusze”, którzy z pomocą różnej maści socjalistycznych architektów, oszołomów i doradców, kształtowali własny styl: „im dziwniej, tym piękniej”, nie licząc się z nikim i niczym, zwłaszcza ze swoimi. Rozpoczęła się epoka budowy „piramid”, „domów z betonu” i nowomody (już nie kościół Bożego Ciała, ale Wieczerzy Pańskiej, kaplica nie Matki Bożej, ale Matki Emmanuela, obraz MB Wychowawczyni, MB Pojednania. Fascynacje Niebieską Jerozolimą, malarstwem wschodnim, średniowiecznym, nie zawsze odpowiednie do architektury wnętrza i charakteru świątyni, jak scena Rozesłania Apostołów w prezbiterium otwockiej „piramidy”. Z bólem wówczas upominał przełożonych: „Zaczyna się kompozycja od posadzki…. Po co? Rozkłada się wszerz na kilkanaście metrów i wzdłuż na kilka metrów… Po co? Mocne kontrasty czarno-białe, niewydarzone twarze i gesty – po co? Kiedy to wszystko wychodzi na szkodę liturgii eucharystycznej, kościołowi, samemu dziełu i kontaktowi ludu Bożego, liturgią i Bogiem! Te kilkanaście potężnych „postaci-dinozaurów” pochłania, pożera wszystko, co się przy nich znajduje. Pochłania celebransa, koncelebrantów, asystę i ministrantów, choćby byli w najdostojniejszych i barwnych szatach… są oni niczym, drobną plamką przy tych „dinozaurach”. Trzeba wypatrywać i szukać tych Liturgów – gdzie oni są? … Głos słychać, osoby nie widać …” (list z 24 IV 1988, s. 2). Wówczas list oraz te i inne uwagi przyjęto z „ubolewaniem” dla jego stylu i formy (odpowiedź z 4 V 1988). Swoją drogą to, równie negatywnie wyrażał się o tym grafitti sam wykonawca-budowniczy ks. H. Herkt, uważając, że powinno być ono umieszczone na zewnątrz świątyni. Ponoć taki był pierwotny plan. A jeszcze tak niedawno, kiedy prof. Łoskot przygotował kolejny projekt wystroju dla przebudowywanego kościoła w Częstochowie, Rada Prowincjalna, pismem z 19 IX 1977 uprzejmie prosiła ks. Jana o opinię w tej sprawie. Za dziesięć lat nastąpiła zmiana pokoleń i nikt już nie liczył się z jego zdaniem.
Minęły bowiem czasy, kiedy, jeszcze podczas działań wojennych, jedynym pallotyńskim ekspertem w tej dziedzinie i głównym wykonawcą był ksiądz Młyńczak. To on, jeszcze w 1941 wykonał polichromię w kaplicy w Radomiu. Zaraz po ustaniu działań wojennych przywracał do kultu i malował świątynie w Chełmnie i Ząbkowicach Śląskich. W latach 1954-56 kierował remontem kościoła w Wałbrzychu. Był projektantem i wykonawcą polichromii w wielu świątyniach. Nie było pallotyńskiego kościoła czy kaplicy, by nie było tam jego obrazów. Podobnie w zaprzyjaźnionych z pallotynami parafiach. W parafii pw. św. Łukasza w Radomiu obraz Jezusa Miłosiernego z 1996. W kaplicy Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie, oprócz obrazu Miłosierdzia, portret św. siostry Faustyny Kowalskiej. Jest autorem kopii słynącego łaskami obrazu Matki Bożej w Czarnej. Obraz został poświęcony przez bpa sandomierskiego Piotra Gołębiowskiego i umieszczony w starym kościele (1981).
Niemniej, zapomniany i zlekceważony wśród swoich, miał swoją renomę i swoją klientelę. W owym czasie, mozolił się nad projektami monumentalnych witraży do odbudowywanych w Szczecinie gotyckich świątyń. W prośbie o miesięczny urlop zaznaczył: „Chciałbym przygotować się do projektowania owych witraży, odwiedzić kościoły, gdzie są takie najlepsze: w Szczecinie, Wrocławiu, Warszawie, Krakowie, pofotografować je, nie dla naśladowania, ale dla większej mądrości, jak lepiej zrobić” (list z 20 sierpnia 1973). Wśród zaprojektowanych dla bazyliki archikatedralnej świętego Jakuba witraży, zrealizowano w kaplicy Miłosierdzia Bożego – te z 1992, a w kaplicy św. Maksymiliana Marii Kolbego – te z 1998: ze scenami męczeństwa św. Maksymiliana, św. Edyty Stein oraz bł. bpa Michała Kozala. Również w Szczecinie dla kościoła pw. św. Jana Ewangelisty zrealizowano trzy witraże w części centralnej prezbiterium i dwa nad chórem. Tematycznie związane są z patronem świątyni i jednocześnie z jego osobistym patronem: w części środkowej umiłowany uczeń Pana podczas Ostatniej Wieczerzy, po prawej powołanie Jana i Jakuba, po lewej – św. Jan na Patmos natchniony wizją Apokalipsy. Opracował dziesiątki witraży i polichromii do różnych świątyń w Polsce. Również wykonał projekt witraża dla kaplicy Pięknej Madonny w kościele Mariackim w Gdańsku. Do dzisiaj wzbudzają podziw dla ich autora. Podziwiać je możemy w słupskich świątyniach dla świątyni pw. Najśw. Serca, po krótkim i nieprzyjemnym epizodzie z maja 1977, wykonał projekty i kartony witraży na 10 dużych okien i dwie rozety, a w 1981 otrzymał zamówienie na kolejne 22 witraże. Podobnie w kościele w Gdańsku-Stogach, gdzie proboszcz zamówił i zadatkował następne cztery witraże dla nieistniejącej jeszcze wówczas części świątyni. Nie wszystkie projekty zostały zrealizowane. Szczęśliwie, kartony tych witraży zostały zdeponowane w archiwum Krakowskiego Zakładu Witraży „Renowacja”. Tam też powstawały kolorowe dzieła, prawdziwe perełki sztuki księdza Jana. Dlatego z oburzeniem wyrażał się o amatorszczyźnie uprawianej na jego oczach w Otwocku: „Witraże! Po co? Kiedy kościół jest i tak już za ciemny. Można by było ostatecznie zrobić jasne witraże z okrasą, kilka mocniejszych plam barwnych, ale trzeba wiedzieć co i jak. Plastyk, który zaprojektował i dał nam witraże (po co?) nie wykazał się umiejętnością, znajomością zasad witrażowych, przy czym wykazał nieporadność i słabiznę witrażową. Na to, co piszę mam wiele fachowych i niepodważalnych argumentów” (list z 24 kwietnia 1988, s. 3).
Obok Śródborowa, w okolicach Otwocka powstawały nowe świątynie, chętnie zaciągano rady ks. Jana. Wykonywał dużo kopii wielkich mistrzów, które zdobią te świątynie. W miarę szerzenia się kultu, spod jego pędzla wychodziły niezliczone kopie obrazu Jezusa Miłosiernego. Miał też swoich fanów, którzy kupowali gotowe obrazy albo zamawiali nowe. Pierwszym obrazem pędzla ks. Jana w mojej kolekcji był portret św. Andrzeja Boboli. Później były inne.
W pracowni Mistrza Jana
Początkowo znaliśmy ks. Jana, jako księdza zaangażowanego w duszpasterstwo o zdolnościach malarskich. W miarę rozbudowy otwockiego kompleksu i poprawy warunków mieszkaniowych zaczęliśmy dostrzegać jego dorobek malarski. Wreszcie gromadzone przez niego dzieła malarskie mogły ujrzeć światło dzienne. W przestronnym refektarzu, na korytarzach i salach zawiesił monumentalne kopie o tematyce religijnej. Okazało się, że w jego twórczości przeważały kubistyczne płótna. Wykonał też wiele kopii arcydzieł religijnych dawnych mistrzów. Także portrety, pejzaże, martwa natura. Zamieszkał w dwóch pokojach z łazienką. W jednym urządził sobie pracownię z prawdziwego zdarzenia. Charakterystyczne cechy jego malarstwa poznaliśmy dużo wcześniej, już w Ołtarzewie, gdzie w jednej z sal wykładowych wisiał monumentalny obraz jego pędzla – Matki Bożej Królowej Apostołów, zwany wówczas w kleryckim żargonie „Matka Boża w dżinsach”. Istotnie, przedstawiony przez Mistrza układ sukni Maryi, do złudzenia przypominał hipisowskie spodnie „w łatki”. Czasami ks. Stypa nazywał go „Pikasiakiem”, a jego kubistyczne płótna „pikasiakami”. Przeważały one w jego dorobku malarskim. Niemniej, bardziej nas pociągały poszczególne kopie wielkich mistrzów wykonane przez ks. Jana. Każda z nich była inna, bo zachowywała specyfikę oryginału, ale wszystkie razem wzięte, same w sobie stanowiły pewną całość nie tylko kolorystyczną. Czuć było specyfikę ręki ks. Jana. Nigdzie na jego obrazach nie spotkałem „zimnej” bieli cynkowej, nawet na kopiach El Greco, gdzie ta barwa dominowała. Zastępował ją „ciepłą” bielą tytanową. Miał w swoim dorobku kolekcję kilkunastu obrazów przedstawiających „w kadrze” samą główkę Matki Bożej z dzieł wielkich mistrzów renesansu. Jak mi się one podobały. Wówczas nie miałem szans by je nabyć w całości, ale kilka z nich udało mi się pozyskać do swojej kolekcji.
Był ks. Jan wielkim wielbicielem życia i twórczości Bartolomé Estebana Murillo (1617-1682), mistrza hiszpańskiego baroku. Z pasją godzinami mógł opowiadał o jego życiu, pięknej żonie, dorodnej dwunastce synów i jego malarskiej twórczości. Murillo malował z natury. Z członków rodziny ustawiał sceny, które utrwalał na płótnie. Taki barokowy „fotograf”. Dokładnie, na podstawie chronologii powstawania obrazów potrafił wskazać dzieje poszczególnych synów.
Szczególnym wzięciem cieszyły się wykonywane przez niego kopie fragmentu słynnego dzieła „Jezus i św. Jan z owieczką”. Sam taką nabyłem i mam w swojej kolekcji. Jak udowadniał, uroczy dzieciak, uwieczniony w postaci św. Jana, kiedy dorósł, nadawał się jedynie do namalowania postaci Judasza. Wiele peanów wygłaszał pod adresem pięknej małżonki mistrza, która pozowała do scen maryjnych. Dużo czytałem o tym wybitnym artyście. Był nie tylko wybitnym malarzem, ale i świętym, głęboko przez los doświadczonym człowiekiem. Miałem to szczęście, że mogłem w muzeach Hiszpanii osobiście podziwiać owe dzieła w oryginałach. W Narodowym Muzeum Prado kilka godzin spędziłem wpatrując się w zgromadzone dzieła mistrza Bartolomé, zwłaszcza zniewalającą postać Św. Jana, de facto portret jego umiłowanego syna. Mimo euforii z żywym kontaktem z wielka sztuką, trochę poczułem się zawiedziony. Kopia ks. Jana wydała mi się ładniejsza. Oryginał był w ostrej tonacji, z paletą agresywnych barw, dominantą jakichś „halkowo-majtkowych” różów, fioletów i mdłych żółcieni. O czym nie omieszkałem powiedzieć Mistrzowi. Ksiądz Jan długo i dobrotliwie tłumaczył z wyrozumiałością, że owszem, ale czasy były trudne, nie było gotowych farb, malarze sami musieli szukać minerałów, morskich skorupiaków i innych przydatnych produktów do ucierania farb. Przy okazji wspominał o pewnych defektach dzieł mistrzów, wynikających z braku dostatecznej wiedzy z dziedziny anatomii. Inne wynikały z nieporadności wobec wyzwań przestrzeni, perspektywy.
Podobne wrażenie miałem przy kontakcie ze słynnym „Chrystusem ukrzyżowanym” Diego Velázqueza (1599-1660) w Prado. Trupio blada postać na czarnym tle, nadnaturalnej wielkości, lekko przechylona w kierunku widza, przytłaczająca, dominująca, tragiczna. Jakże odmienna od tej na „poprawionych” kopiach Mistrza Jana. Odnalazł on kontekst sceny ukrzyżowania (wieczór, poza murami, tyłem do Jerozolimy). Ukazał postać z zachowaniem karnacji właściwej ludziom basenu Morza Śródziemnego (lekkie, jasne brązy), ciemnobrązowe, nigdy czarne, jednolite tło, w nim pobłyskujące w ciemności światła oddalonej Jerozolimy. Jezus pełen godności, spod pół otwartych powiek bijące ciepło boskiej miłości. W ten sposób ks. Jan nie tylko „wyprostował” przytłaczający widza wizerunek Ukrzyżowanego, ale jako ksiądz i teolog „wyprostował” subiektywne i w konsekwencji katastroficzne wyobrażenie o Ukrzyżowanym. On nie przyszedł na świat, by wytracić grzeszników. Oddał życie aby ocalić każdego człowieka.
W nurcie sztuki nowoczesnej
W pracowni ks. Jana bywałem często. Jednak jedna wizyta głęboko zapadła mi w pamięci. Mieszkałem wówczas u sióstr w Anielinie i przynależałem do otwockiej wspólnoty (1989-90). Krzysztof, mój utalentowany plastycznie i malarsko szwagier, zapragnął poznać artystę z Otwocka, o którym tyle ode mnie słyszał. Doszło do oczekiwanego spotkania, które okazało się pasjonującą dyskusją dwóch artystów, ludzi o specyficznej wrażliwości, którzy rozumieli się bez słów. Wiedzieli o czym mówią, a rozmowa nabierała rysów klasycznego dialogu ucznia z mistrzem. Krzysiek zadawał wiele pytań, ks. Jan, z właściwą sobie rozwagą udzielał prostych odpowiedzi. Rzecz ciekawa, że nie odwoływał się do tzw. życiowej mądrości, ale do wiedzy, którą zdobywał od profesorów, u których studiował malarstwo. Z szafy wyciągnął potężną, malarską tekę. Przytaczaną wiedzę ilustrował zachowanymi z tego czasu szkicami. Były rysunki z czasu okupacji niemieckiej, kiedy pobierał lekcje malarstwa i rysunku na tajnych kompletach w pracowni profesora Adama Rychtalskiego (1885-1957). Ks. Jan zgłosił się zaraz po otwarciu Akademii w Krakowie w 1944. Jak wspominał, na egzaminie wstępnym zadziwił komisję swym rysunkiem, kolorystyką i kompozycją do tego stopnia, że został przyjęty od razu na II rok studiów. Wówczas profesorami byli tacy mistrzowie pędzla, jak: Eugeniusz Eibisch, Fryderyk Pautstch czy Zbigniew Pronaszko. Przedmioty wykładane były na trzech katedrach: Malarstwa, Rysunku i Rzeźby. Ks. Jan otrzymywał najwyższe noty. Tu studiował krótko, bo zaraz po otwarciu jesienią 1945 Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, za zgodą władz uczelnianych, przeniósł się z Krakowa do Warszawy. Ukończył je pod kierunkiem profesora Jana Cybisa.
Bardziej istotne okazały się wspomnienia o samych profesorach i ich specyficznym warsztacie malarskim. Już w czasie opowieści można było w przybliżeniu określić pokrewieństwo jego różnorodnej twórczości malarskiej, rozwieszonej w pracowni, z tradycją postmodernistów i szkół jego nauczycieli. Wiemy, że wielkie wrażenie na młodym adepcie wywarł profesor Ferdynand Pautstch, malarz-historia, reprezentujący nurt folklorystyczno-ekspresjonistyczny. Balansował on na pograniczu realizmu i ekspresjonizmu w sztuce Młodej Polski. W okresie modernistycznym streszczał swoje dzieła do lapidarności znaków. Uczył wydobywania syntetycznych krajobrazów poprzez dynamiczne ruchy pędzla i impastowo kładzioną farbą. To zbliżało obrazy do granic abstrakcji. W kompozycji martwych natur odwoływał się do dzieł siedemnastowiecznych mistrzów holenderskich, łącząc muzealne wzory z postimpresjonistyczną tradycją. Inną, ważną postacią był profesor Eugeniusz Eibisch, malarz związany z kolorystami. Odwoływał się do doświadczenia formistów, akcentujących autonomię obrazu i zagadnienia czysto plastyczne. Jego kompozycje cechuje geometryzacja form poddanych wewnętrznemu zrytmizowaniu, z dominacją w nich ciepłej gamy nasyconych i dźwięcznych barw. Uczył jak rozjaśniać paletę barw i przygaszać ją przewagą brązów, by wydobytym z ciemnego tła postaciom i przedmiotom nadawać aurę tajemniczości.
Prawdziwym mistrzem i życiową szansą okazał się prof. Zbigniew Pronaszko, uprawiający malarstwo sztalugowe i ścienne malarstwo sakralne. Rozmiłował swoich uczniów w twórczości Rembrandta, Cezanne’a, van Gogha, Picassa. Pasjonował go impresjonizm i kubizm. Jednak, tym „jedynym mistrzem” okazał się w Warszawskiej ASP profesor Jan Cybis, malarz pejzażysta i martwej natury. Czołowy reprezentant nurtu kolorystycznego w malarstwie polskim, zwany kapizmem. W młodości przejawiał zainteresowania kubizmem: upraszczał i geometryzował kształty, ograniczał gamę barw. Całkowicie wyeliminował on z palety tony ciemne. Wykształcił własny styl odznaczający się wysokimi wartościami kolorystycznymi, swobodną, zróżnicowaną fakturą i ekspresyjną plamą. Dążył do stworzenia malarstwa o uniwersalnych walorach estetycznych i wysokim poziomie warsztatowym. Uważał, że wyznacznikiem „dobrego malarstwa” było wykreowanie kompozycji akcentującej powierzchnię płótna, doskonałe zestrojenie jakości kolorystycznych i uwydatnienie nasyconej światłem materii malarskiej”. Malował bez uprzedniego szkicu, od razu nakładając farbę na płótno. W ten sposób starał się uwolnić obraz od naśladownictwa natury. Kładli nacisk na autonomiczność dzieła malarskiego. Uważał, że dzieło sztuki istnieje samo w sobie. Malując z natury tworzył płótna, z tą myślą, by odpowiadały one własnemu przeżyciu malarskiemu wobec natury, nie zaś by było dokumentem podobieństwa (odwzorowaniem, fotografią natury).
Bardziej, lub mniej świadomie, znalazł się nasz młody adept sztuk pięknych w samym centrum wielkiej i historycznej dyskusji nad istotą sztuki malarskiej: mimetyzm czy kreacjonizm? Naśladowanie, odtwarzanie (gr. mimetés) czy tworzenie dzieł malarskich? Wraz z rozwojem ruchów awangardowych w sztuce pojawiły się kierunki zakładające odejście od naśladowania rzeczywistości. Pierwszy wyłom w tradycji uczynili wspomniani wyżej postimpresjoniści szkoły francuskiej z Krakowskiej ASP. Już w okresie międzywojennym wyraźnie sprzeciwili się teorii mimesis i ją negowali. W okresie powojennym opowiedzieli się za kreacjonizm, postulując dążenie do takiej konstrukcji dzieła, w której świat przedstawiony nie stanowi odbicia rzeczywistości, lecz jest mniej lub bardziej swobodnym wytworem wyobraźni artysty. Owa tendencja dawała twórcy prawo do indywidualnego pojmowania i tworzenia rzeczywistości, przekształcania jej i deformowania według własnych pomysłów. Artysta niczym Bóg-Stwórca mógł kreować nowe światy rządzące się własnymi prawami. Estetyka tego nurtu zakładała autonomię obrazu polegającą na odejściu od iluzjonistycznego naśladownictwa natury. Relacje między przedmiotami dostarczały jedynie pretekstu do rozwijania barwnych harmonii, smakowania koloru i analizowania efektów fakturowych.
Z tego okresu zachował dużo rysunków postaci i portretów dziecięcych, osób bliskich, portrety rodziców. Były też szkice ze studiów w Krakowskiej i Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Głównie szkice z lekcji anatomii. Pamiętam dobrze rysunki ze studium ręki. Wydobywając je ze swojej malarskiej teki wyjaśniał proste różnice pomiędzy ręką męską i kobiecą. Zachowały się też szkice i akty malowane z natury. Niektóre z nich zdobią tomiki jego Wierszy (Otwock 1994, 1997). Wspominał też o modelach pozujących wówczas podczas ćwiczeń z rysunku. Mówił, że dla malarza, jak dla archeologa, ciało im starsze, tym ciekawsze; im więcej zmarszczek, tym bardziej malarskie. Pozowanie, okazało się dodatkowym źródłem dochodu dla dozorców i ich starych żon z okolicznych kamienic. Z najwcześniejszego okresu nauki malowania zachował się jego wiersz Z pracowni malarskiej:
Martwą naturą się zowie,
a jednak musi być w ruchu
musi być w żywych kolorach.
Dzbanek choć martwy, ma ucho.
Dzbanek naprawdę jest w ruchu,
Dzbanek wywraca koziołki.
Pan Stefan w liliowym puchu
Kąpie alpejskie fiołki.
Jabłka się pysznią karminem
I urągają serwecie.
Większe się naprzód wypina:
Kraplaku zabraknie palecie
(Warszawa, grudzień 1940)
Kapłan i artysta
Profesor Jan Cybis należał do grona najwybitniejszych przedstawicieli polskiej sztuki nowoczesnej, a ksiądz Jan był jednym z jego najwybitniejszych uczniów. Wszystkie zachowane karty egzaminacyjne z malarstwa mają podpis profesora i ocenę bardzo dobrą. Nic też dziwnego, że profesor zaproponował mu pracę na uczelni, widząc w nim godnego siebie następcę (1947). W odpowiedzi usłyszał: „Ja już jestem po święceniach kapłańskich i z tej drogi nie zejdę”. Ksiądz Jan zaproponował na to miejsce swojego serdecznego przyjaciela, z którym kładli polichromię w odrestaurowanych kościołach – Tadeusza Dominika. Rzecz ciekawa, że po 46 latach od tego wydarzenia, na folderze pierwszej publicznej wystawy, zorganizowanej już pod koniec jego artystycznego życia, kiedy tracił już wzrok, z pokorą napisał: „Panie! Pozwól mi iść Twoją drogą do końca” (1994). Umiejętnie połączył w sobie powołanie kapłańskie z talentem malarskim. Jak sam przyznaje: „Pozostałem w Stowarzyszeniu, chociaż nigdy, ani obecnie, nie obawiałem się o możność utrzymania się, zarobek w świecie. A więc nie z tchórzostwa, czy z wygody pozostałem. Pracowałem i pracuję, uważam, że po kapłańsku: czy to w duszpasterstwie czy przez religijne malarstwo, które tak samo traktuję jako apostolstwo, chwałę Bożą. Niektórzy powątpiewają w wartość apostolską takiego malarstwa, ale tradycja Kościoła i oddziaływanie takiego malarstwa na ludzi – utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Zresztą – niewiele jest takich, co mogą dobrze malować, a do innych prac jest sporo księży. Pozostałem w Stowarzyszeniu, bo chyba chciała, tak kierowała mym życiem, Matka Boża Jasnogórska. Mogę powiedzieć o sobie, że nigdy w Stowarzyszeniu żyjąc, nie pożądałem władzy, stanowiska czy profesury. Uważałem, że wystarczy mieć swoje czy swoiste wartości, ale nie było mi jednak obojętne, jak mnie traktują, czy liczą się z moim zdaniem, z moją godnością człowieczą, zdolnościami. Pewnie, że człowiek nie jest nieomylny i całkiem bezstronnym sędzia w swojej sprawie, ale w miarę sił, mogę przecież i powinienem, i chcę mówić prawdę (list z 26 I 1987, s. 8).
Niewątpliwie, wernisaż twórczości artystycznej ks. Jana w Otwocku (1994) i przyjęcie go w poczet członków Polskiego Związku Artystów Plastyków (1995) był wielkim wydarzeniem w życiu kulturalnym lokalnego środowiska, w historii społeczności pallotyńskiej i życiu osobistym Artysty. Sukces ma zawsze wielu ojców, a klęska pozostaje sierotą. Niewątpliwie, do sukcesu ks. Jana przyczynił się wysiłek wielu ludzi. Głęboko w pamięci noszę wspomnienie momentu, kiedy to się zaczęło. Ksiądz Jan pozostał w cieniu otwockich sosen, w cieniu świata sztuki i pallotyńskiego światka, jako artysta niepokorny i niezależny. Przez całe swoje kapłańskie życie kontynuował to swoje artystyczne apostolstwo: pisał, rysował, malował, projektował wystroje, witraże i polichromie. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych nastąpiła pewna odwilż w stosunkach: władze lokalne – Kościół. Za czasów ks. S. Świerczka (1989-93), rektora i proboszcza miejscowej wspólnoty były one na tyle poprawne, że w uroczystościach religijnych uczestniczyli przedstawiciele otwockiego Ratusza. Przynależąc, jako kapelan sióstr w Anielinie do miejscowej wspólnoty, uczestniczyłem w uroczystościach odpustowych, w dzień Zielonych Świąt 1993. Wśród zaproszonych gości był obecny ówczesny prezydent miasta z delegacją. Wśród nich był przedstawiciel referatu kultury i sztuki miasta Otwocka. Podczas rozmowy w czasie uroczystego obiadu skierowałem jego uwagę na rozwieszone w refektarzu płótna: pokaźnych rozmiarów kopie wielkich mistrzów. Wskazałem też na obecnego wśród nas ich twórcę, ks. Jana Młyńczaka. Wrażenie było piorunujące. Nie wiedziałem, że trafiłem na znawcę sztuki, absolwenta tej samej uczelni, co ks. Jan, Warszawskiej ASP. Po wizycie gościa w pracowni ks. Jana, długiej i serdecznej rozmowie usłyszałem: „Proszę księdza, ks. Jan to wielki artysta! Przyjdzie czas, że pallotyni będą dumni, jeśli będą mieli choćby kawałek palety z jego podpisem”. Minęło wiele lat, a te słowa dźwięczą mi do dzisiaj równie zaskakująco, jak wtedy.
W kontekście wystawy pojawiła się też gorzka refleksja i pytanie, którego nie sposób dłużej ignorować: „To nic, że ks. Jan Młyńczak nie został na uczelni, ale wielka szkoda, że po uzyskaniu dyplomu ASP, nikt z jego przełożonych, z jego władz zwierzchnich duchownych nie zainteresował się wielkim artystą. Przez całe życie nikt nie zaproponował mu żadnej wystawy. Żadnej reklamy”. L. Orliński starał się to wytłumaczyć: „Bo sam ksiądz Jan nigdy nie upomniał się o pokazanie swej twórczości na zewnątrz. Należy do ludzi skromnych, serdecznych i pracowitych” (L. Orliński, Ksiądz Jan Młyńczak – nieznany malarz współczesny, tamże).
Zdaję sobie sprawę, że jego wybitna postać zasługuje na dogłębne studium i fachowe opracowanie. Jako współczesny artysta zasługuje na solidną monografię.
Ks. Andrzej Kaim SAC (pełny tekst wspomnień został opublikowany w książce: A. Kaim, Łaska drogi. Światło i sól, Ząbki 2016, s. 111-132)
Indeks zmarłych według daty śmierci
Indeks zmarłych z podziałem na lata śmierci
Miejsca spoczynku polskich pallotynów wraz ze zdjęciami
Ci, co odeszli ze Stowarzyszenia
Więzi Kardynała Franciszka Macharskiego z pallotynami
Rocznice pallotyńskich wydarzeń
Ks. Stanisław Jurkowski SAC, duszpasterz polonijny we Francji
Liber mortuorum w latach 2020-2024. Przeszłość i przyszłość
1. Krótka historia strony Liber mortuorum
a) Pierwsze biogramy zmarłych pallotynów ukazały się na stronie internetowej WSD Ołtarzew w styczniu 2007 r. Autorem ich był ks. Janusz Dyl SAC, który tworzył je pod niezrealizowaną przez niego „Księgę zmarłych pallotynów”. W maju 2009 r., wraz z przebudową strony internetowej, zostały one zastąpione życiorysami, które również pochodziły z książki ks. Dyla pt. Pallotyni w Polsce w latach 1907-1947, Lublin 2001, s. 397-475. Te krótkie biogramy zostały doprowadzone do lat 1998-99 (nie były też kompletne i nie uwzględniały członków Regii Miłosierdzia Bożego). Od tego czasu ks. Stanisław Tylus SAC sporządził Indeks zmarłych według daty śmierci i dołączył wszystkie brakujące życiorysy zarówno z obu polskich prowincji, jak i Regii Miłosierdzia Bożego. Na stronie Seminarium ołtarzewskiego biogramy te istniały do 2013 r.
b) Nowe, obecnie istniejące biogramy zmarłych pallotynów, zostały napisane przez ks. Stanisława Tylusa SAC. W 2011 r. zostały one umieszczone na stronie http://www.pallotyni.pl, pod nazwą LIBER MORTUORUM. Początkowo były to tylko biogramy polskich pallotynów i przełożonych generalnych Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego oraz życiorysy pallotynek. Poszerzona i poprawiona ich wersja (ale bez pallotynek i przełożonych generalnych pallotynów) została opublikowana drukiem (Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów 1915-2012, Ząbki 2013, ss. 694).
c) W latach 2013-15 strona Liber mortuorum (http://pallotyni.eu/Liber.mortuorum/zmarli_index.php) została poszerzona o życiorysy pallotynów i pallotynek pochodzenia polskiego oraz ekspallotynów, którzy zmarli jako księża diecezjalni lub w innym instytucie życia zakonnego. Od listopada 2014 r. dołączone zostały też biogramy pallotynek pracujących w Polsce lub pochodzących z terenów polskich, jak również ich przełożone generalne. W 2015 r. rozszerzono zakres przedmiotowy strony o nowe kategorie: Słudzy Boży spoza Polski i Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich. Niezależnie od tego uaktualniane były kategorie Polskich pallotynów i Pallotynek, którzy odeszli do wieczności w okresie lat 2013-15. W celu szybszego znalezienia poszukiwanego biogramu przemodelowano Indeks zmarłych według daty śmierci oraz sporządzono nowy Alfabetyczny indeks zmarłych oraz Indeks zmarłych z podziałem na lata śmierci.
d) W listopadzie 2017 r. strona została umieszczona w domenie https://LiberMortuorum.pl/
skąd jej zawartość jest dostępna w serwisach takich jak: http://www.pallotyni.pl, http://sac.org.pl
e) W 2015 r. strona Liber mortuorum aktualizowana była kilkanaście razy. Pojawiło się na niej 88 nowych biogramów, głównie pallotynek (65). Tego roku, praktycznie w 50% istniejących biogramów, zostały wprowadzone liczne uzupełnienia i poszerzenia, a także poprawiono zauważone błędy. Zmiany w poszczególnych biogramach sygnalizowane są informacjami naniesionymi pod konkretnym biogramem. Pod określeniem Zmienione lub Uzupełnione biogramy autor ma na myśli nie tylko istotną lub większą partię zmian, ale i pewne drobne informacje, które pojawiały się niezależnie od ich zaznaczenia. W 2016 r. dodano 28 nowych biogramów, zaś w 2017 r. pojawiło się 14 biogramów.
2. Stan aktualny biogramów
a) W latach 2022-2023 strona Liber mortuorum poszerzyła się o łącznie o 24 biogramy, z których 23 to nowe biogramy polskich pallotynów: ks. Charchut Stanisław (†9 II 2022), ks. Daniel Leszek (†20 III 2022), ks. Tomasiński Tadeusz (†1 VI 2022), ks. Matuszewski Stanisław (†23 VI 2022), br. Mystkowski Mieczysław (†1 VII 2022), br. Szporna Wojciech (†5 X 2022), ks. Stasiak Władysław (†29 X 2022), ks. Bławat Anastazy (†1 I 2023), ks. Szczotka Marian (†28 I 2023), ks. Jurkowski Stanisław (†10 II 2023), ks. Czaja Piotr (†25 II 2023), ks. Szczepański Józef (†19 V 2023), ks. Bazan Tadeusz (†15 VI 2023), ks. Borowski Tomasz (†20 VI 2023), ks. Kantor Stanisław (†20 VI 2023), br. Kubiszewski Jan (†3 X 2023), ks. Wierzba Jacek (†21 XI 2023), ks. Kozłowski Józef (†26 XI 2023), ks. Rembisz Zbigniew (†7 XII 2023), ks. Bober Szczepan (†24 XII 2023). Ukazał się również jeden biogram przełożonych geberalnych i biskupów - bp Freeman Séamus (†20 VIII 2022).
Tabela. Stan aktualny biogramów na koniec grudnia 2014-2024 r.
Kategorie pallotyńskich biogramów | XII | XII | XII | XII |
XII |
XII |
XII |
XII 2021 |
XII 2022 |
XII 2023 |
2024 |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
Polscy pallotyni | 368 | 377 | 387 | 395 | 401 | 404 | 419 | 431 | 442 | 455 | +3 |
Pallotyni polskiego pochodzenia (*) | 14 | 16 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | |
Przełożeni generalni i biskupi | 19 | 19 | 20 | 22 | 23 | 25 | 25 | 26 | 27 | 27 | |
Słudzy Boży spoza Polski | -- | 5 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | |
Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich (✺) | -- | 7 | 11 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | |
Ekspallotyni (**) | 23 | 23 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | |
Pallotynki (przełożone generalne i siostry pracujące w Polsce lub pochodzące z terenów polskich zostały oznaczone znakiem ☼) | 47 | 112 | 113 | 114 | 118 | 122 | 127 | 130 | 130 | 130 | |
Przyjaciele SAC i ci, co odeszli od Stowarzyszenia | -- | -- | 7 | 8 | 8 | 8 | 9 | 9 | 9 | 9 | |
Razem | 471 | 559 | 587 | 601 | 612 | 621 | 642 | 658 | 670 | 683 | +3 |
b) W latach 2018-2021 strona Liber mortuorum poszerzyła się o 24 nowych biogramów. W grupie Polskich pallotynów i Pallotynek znalazły się następujące biogramy: s. Speransa Joniec (†11 II 2018), s. Teresa Matula (†1 VI 2018), ks. Jerzy Maj (†24 VI 2018), br. Jan Bandoszek (†28 VII 2018), ks. Tadeusz Płonka (†24 VIII 2018), ks. Bogdan Kusznir (†26 VIII 2018), s. Majola Rataj (†6 XI 2018) , s. Jadwiga Waszczeniuk (†17 XI 2018), ks. Józef Świerkosz (†20 XII 2018) , ks. Andrzej Biernacki (†23 XII 2018), s. Władysława Sitarz (†27 IV 2019) , s. Helena Szaniawska (†22 VII 2019), ks. Witalij Wezdeckij (†24 VIII 2019), s. Martyna Gumul (†9 IX 2019), s. Estera Stachnik (†20 IX 2019), ks. Kazimierz Czulak (†29 IX 2019), br. Tadeusz Wojciechowski (†12 XII 2019), ks. Stanisław Kobielus (†3 I 2020), br. Jan Cuper (†18 II 2020), ks. Józef Żemlok (†16 III 2020) i ks. Józef Liszewski (†18 III 2020). ks. Żemlok Józef (†16 III 2020), ks. Liszewski Józef (†18 III 2020), ks. Kantor Wiesław (†5 V 2020), ks. Latoń Jan (†7 V 2020), s. Wołosewicz Wirginitas (†17 V 2020), s. Hetnał Maria (†14 VI 2020), s. Otta Agnieszka (†15 VII 2020), ks. Korycki Jan (†31 VII 2020), ks. Szewczul Jerzy (†6 X 2020), s. Smentoch Kryspina (†14 X 2020), s. Suchecka Zofia (†19 X 2020), ks. Domagała Stefan (†24 X 2020), ks. Dragiel Mirosław (†30 X 2020), ks. Pytka Kazimierz (†5 XI 2020), ks. Domański Ryszard (†10 XI 2020), ks. Młodawski Grzegorz (†22 XI 2020), ks. Lisiak Józef (†27 XII 2020), s. Klekowska Mariola (†27 XII 2020), ks. Dzwonkowski Roman (†30 XI 2020), s. Wojtczak Urszula (†9 I 2021), ks. Błaszczak Jerzy (†15 I 2021), ks. Rykaczewski Tadeusz (†9 II 2021), ks. Czulak Antoni (†23 IV 2021), ks. Daniel Edward (†17 IV 2021), s. Gojtowska Agnieszka (†27 V 2021), ks. Nowak Kazimierz (†14 V 2021), s. Pruszyńska Zefiryna (†1 V 2021), ks. Zając Jan (†4 VII 2021), ks. Kot Jan (†8 VII 2021), ks. Mugobe Banuni Ignace (†26 VII 2021), ks. Kończak Jan (†11 VIII 2021), ks. Stachera Kazimierz (†24 VIII 2021), ks. Orlikowski Stanisław (†9 X 2021) i br. Dziczkiewicz Franciszek (†21 X 2021). Grupę Przełożonych Generalnych i pallotyńskich biskupów reprezentują: bp Konrad Walter (†20 IX 2018), bp Thomas Thennatt (†14 XII 2018), bp Alojzy Orszulik (†21 II 2019) i abp Hoser Henryk (†13 VIII 2021).
c) W latach 2018-19 autor strony przeprowadził kwerendę materiałów zawartych w archiwum domu pallotyńskiego w Gdańsku (dom przy ul. Elżbietańskiej). Niezależnie od tego, trwała kwerenda materiałów w Archiwum Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Szerokiemu badaniu poddawane były materiały, które autor strony pozyskał wcześniej w Archiwum Generalnym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Rzymie, w Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu i w Archiwum Sekretariatu Prowincji Zwiastowania Pańskiego w Poznaniu. Wiele nowych informacji autor otrzymał od osób prywatnych i instytucji. Istniejące biogramy są systematycznie wzbogacane o fotografie, zarówno portretowe, jak i grupowe (sytuacyjne). Zdjęcia pochodzą głównie ze zbiorów Archiwum Prowincji Chrystusa Króla, ale i wielu osób prywatnych, którym pragnę jeszcze raz serdecznie podziękować
3. Zrealizowane plany z ubiegłych lat (zapowiadane i niezapowiadane)
a) Z dniem 12 stycznia 2015 r. zostały wymienione na stronie Liber mortuorum wszystkie dotychczasowe wersje życiorysów pallotynów polskich zmarłych do 2012 r. W ich miejsce wprowadzono biogramy zaczerpnięte z publikacji autora strony (Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów 1915-2012, Ząbki 2013). Inne kategorie pozostały bez zmian.
b) Zgodnie z zapowiedziami od sierpnia 2015 r. włączane są stopniowo do strony Liber mortuorum biogramy niemieckich pallotynów, działających przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich. Na chwilę obecną włączono biogramy 13 niemieckich pallotynów, umieszczając przy ich nazwisku symbol ✺.
c) Spośród nie sygnalizowanych wcześniej zmian na stronie Liber mortuorum pojawiła się od maja 2015 r. nowa grupa biogramów, to jest pallotyńskich sług Bożych spoza Polski. Obecnie w jej ramach można znaleźć 6 biogramów. Są to życiorysy: bł. Richarda Henkesa (†1945), bł. Elisabetty Sanny Porcu (†1857), Josefa Englinga (†1918), Josefa Kentenicha (†1968), Franza Reinischa (†1942) i bpa Heinricha Vietera (†1914).
d) Wśród nowych inicjatyw, nie sygnalizowanych wcześniej, należy wymienić dział Materiały źródłowe. Dział ma za zadanie poszerzać naszą wiedzę na temat życia i działalności zmarłego.
e) Dołączono również Miejsca spoczynku polskich pallotynów. Jest to alfabetyczny układ według miejsc pochówków, w których złożono zmarłych Współbraci. Obejmuje zarówno obszar Polski, jak i całego świata. Na końcu listy umieszczono też miejsca pochówków pallotynów z niemieckiej Prowincji Świętej Trójcy, spoczywających na ziemi polskiej, pallotynek i ekspallotynów. Pierwotna wersja została umieszczona 31 października 2015 r.
f) W styczniu 2016 r. umieszczono na stronie Liber mortuorum biogram ks. Antoniego Słomkowskiego †1982, kapłana archidiecezji gnieźnieńskiej, profesora i rektora KUL (i materiały źródłowe, którymi są jego wspomnienia na temat kontaktów z pallotynami), zapoczątkowując w ten sposób grupę przyjaciół SAC. Grupa aktualnie obejmuje 8 nazwisk i będzie ona stopniowo realizowana w najbliższych latach.
g) Uzupełniono i poszerzono biografie w kategorii Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich i Pallotyńscy słudzy Boży spoza Polski. Kontynuowane będą dalsze prace nad uzupełnianiem i poszerzaniem dotychczasowych biogramów, bowiem kwerenda materiałów archiwalnych dostarcza wiele nowych i nieznanych do tej pory informacji.
h) Na początku 2016 r. dołączono do strony Liber mortuorum zestawienie chronologiczne, które zostało zatytułowane: Rocznice pallotyńskich wydarzeń przypadających w 2016 roku. Autor strony zestawił wydarzenia, jakie dokonały się w latach: 1916 (100 lat temu), 1941 (75 lat temu), 1966 (50 lat temu) i 1991 (25 lat temu). W 2020 r. w miejsce w.w. Rocznic pojawi się Kalendarium pallotyńskie, które autor systematycznie publikuje na swoim profilu FB - https://www.facebook.com/profile.php?id=100012227057005.
i) Spośród innych planów zrealizowanych planów było zakończenie Kalendarium dziejów Regii Miłosierdzia Bożego (1946-2019).
5. Uwagi i prośba o materiały
Wszystkich zainteresowanych biogramami zmarłych pallotynów lub pallotynek proszę o ewentualne spostrzeżenia i uwagi dotyczące treści biogramu lub innych kwestii. Ponadto zachęcam Wszystkich do przekazywania fotografii, informacji lub materiałów (jeśli trzeba, oczywiście do zwrotu) na adres e-mailowy: stansac@wp.pl lub listownie na adres: Pallotyński Instytut Historyczny, ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa.
Stroną techniczną Liber mortuorum już od 15 lat (od 2009 r.) zajmuje się Pan Donat Jaroszewski. Za lata współpracy, cierpliwość i wszelaką pomoc w tym zakresie jestem Mu bardzo wdzięczny.
Warszawa 28 I 2024
Stanisław Tylus SAC
Publikacja Leksykon polskich pallotynów zawiera 356 biogramów polskich pallotynów zmarłych w latach 1915-2012. W książce został zastosowany układ alfabetyczny. Do biogramów zostały dołączone fotografie portretowe. Pod każdym biogramem została zamieszczona literatura, zawierająca bibliografię przedmiotową. Publikację zamyka indeks osobowy.
Podstawę źródłową niniejszej pracy stanowią akta osobowe zgromadzone w: Archiwum Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie, Archiwum Sekretariatu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie, Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu, Archiwum Generalnym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Rzymie i Archiwum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W pracy zostały uwzględnione „Wiadomości Polskiej Prowincji SAK” (do 1993), „Wiadomości Prowincji Chrystusa Króla” (1993-2012), „Annuntianda. Biuletyn Prowincji Zwiastowania Pańskiego SAK” (1994-2012). Pomocne okazały się katalogi stowarzyszenia i prowincji polskich, czasopisma wydawane przez pallotynów i kroniki poszczególnych domów. Nie bez znaczenia były również relacje ustne żyjących członków stowarzyszenia i przedstawicieli rodzin zmarłych.
Zmarli współbracia tworzyli pallotyńską historię i byli nieomal wszechobecni w wielu dziedzinach polskiej kultury XX-XXI w., np. w nauce, literaturze i wszelkiego rodzaju piśmiennictwie oraz w działalności edukacyjnej, wychowawczej i wydawniczej, a także w pracach na rzecz emigracji, misji i apostolstwa świeckich. Pośród nich są postacie bardzo znane, które wywarły duży wpływ na dzieje Kościoła polskiego, m.in.: ks. Alojzy Majewski, ks. Wojciech Turowski czy Sł. B. ks. Stanisław Szulmiński, albo przeszły do historii Polski dzięki wielkiej miłości do Ojczyzny, jak Bł. ks. Józef Stanek czy ks. Franciszek Cegiełka i wielu innych.
Jednak w Leksykonie znajdują się nie tylko ci najwięksi, ale wszyscy, którzy żyli i działali w polskich strukturach stowarzyszenia w kraju i poza nim. O każdym z nich, nawet najskromniejszym bracie, kleryku czy nowicjuszu, możemy dowiedzieć się wszystkiego, co można było wydobyć ze źródeł i opracowań.