Zbyt szybko poszybował do domu Ojca
Homilia wygłoszona podczas Mszy św. pogrzebowej za śp. ks. ppłka Marka Strzeleckiego SAC
W ostatnich dniach i tygodniach żyjemy wspaniałą encykliką papieża Benedykta XVI – Bóg jest Miłością. I czytamy w niej, że Bogu nie jest obojętny los człowieka. On w swoim Miłosierdziu pochyla się nad każdym człowiekiem i w każdym czasie. Każdego dnia Bóg na różny sposób przemawia do człowieka i świata. Są jednak dni i wydarzenia, poprzez które Bóg przemawia z całą mocą. Z pewnością dzień 7 lutego przejdzie do naszej historii jako szczególna mowa Boga poprzez tragiczną śmierć ks. kapelana ppłka Marka Strzeleckiego – pallotyna. Dla każdego z nas wiadomość o jego śmierci była porażająca. Po otrzymaniu wiadomości o śmierci ks. Marka trudno było nam w nią uwierzyć. Wielu z nas zamilkło i za Romanem Brandstaetterem w ciszy serca powtarzało jego modlitwę: „Panie, z mojej głowy zdejm szaleństwo wiedzy i zbaw mnie od pytań, od ciekawości, od nieskończonego dociekania tajemnic [...] abym mógł ufnie i spokojnie radować się tym, czego nie wiem i czego nigdy nie zrozumiem i czego nigdy wiedzieć nie będę...”.
Śmierć ks. Marka wywołała w nas szczególny ból i cierpienie, bo odszedł tak przedwcześnie (miał zaledwie 54 lata życia) i tak niespodziewanie dobry człowiek, kapłan, pallotyn, kapelan wojskowy, którego pokochaliśmy, z którym zżyliśmy się. Ks. Marek promieniował oddaniem, poświęceniem i umiłowaniem kapłaństwa i służby każdemu człowiekowi, a przy tym zawsze pogodny, uśmiechnięty, dobry, przyjacielski! I choć wiemy, że śmierć wpisana jest w ludzkie życie, choć uznajemy prawdę zawartą w Księdze Koheleta, że jest czas życia i śmierci, że na wszystko jest wyznaczona godzina pod słońcem; choć przyznajemy rację psalmiście, że dni człowieka są jak sen poranny, jak trawa, która rankiem rośnie i kwitnie, wieczorem więdnie i usycha, to jednak śmierć ks. Marka przyszła za wcześnie i pozostawiła w sercu tęsknotę. Opustoszało jego mieszkanie, nie zobaczymy go mówiącego językiem miłości i tak ciepło. Za psalmistą możemy powiedzieć: „Jak tkacz zwinął swoje życie, a Pan jego nić przeciął”.
Bóg Miłości ma swoje plany, które pisze miłosną ręką Miłosierdzia swego. To On zabiera człowieka w najlepszym dla niego czasie. Stojąc przy trumnie kapłana, pallotyna, kapelana, harcerza, wsłuchując się w Boże słowo, wznieśmy się ponad to, co ludzkie, co można zbadać czy przeniknąć przy pomocy ludzkiego rozumu i spójrzmy na rzeczywistość tajemnicy śmierci i jego człowieczeństwa oczyma wiary, do której nas nawoływał, którą nas karmił śp. ks. Marek.
„Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga” (Mdr 3, 1 nn.)
Tę podstawową prawdę przypomniał nam autor natchniony w pierwszym czytaniu. Przez śmierć zmarli należą już do Boga. Nikt i nic nie ma nad nimi władzy. Ileż w tych słowach nadziei. Nie lękajmy się. Bóg jest Bogiem miłości i miłosierdzia. Ks. Marek miał w sobie tyle optymizmu. Znał dobrze słowa z Listu św. Jana, tak bliskie św. W. Pallottiemu: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec. Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi”. Śmierć nie jest unicestwieniem: „zdało się oczom głupich, że pomarli, ... a oni trwają w pokoju... nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności... wierni w miłości będą przy Nim trwali”.
Bóg nasz jest Bogiem życia, nie śmierci. Śmierć nie jest końcem, życie nie kończy się grobem. Człowiek przez śmierć przechodzi do Boga żywego, Boga naszych pragnień, tęsknot i naszych nadziei. B. Pascal przypominał „my nie istniejemy, mamy dopiero nadzieję istnienia”. „Jam jest zmartwychwstanie i życie – powiedział Chrystus – kto we Mnie wierzy, choćby umarł żyć będzie”. Codziennie doświadczamy tajemnicy przemijania – jesteśmy tylko pielgrzymami na ziemi, a nasza ojczyzna jest w niebie.
„Jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim żyć będziemy” (Rz 6,3 nn.). Św. Paweł w drugim czytaniu przypomniał nam znaczenie chrztu św. Jest to zanurzenie w śmierci Chrystusa, to znaczy – chrzest wprowadza chrześcijanina w najgłębsze tajemnice ludzkiego bytu. Konsekracja, którą ks. Marek złożył w Stowarzyszeniu, „korzeniami sięga głęboko w konsekrację chrztu”. Głównym tytułem złożenia konsekracji jest dążenie do nadania swemu chrześcijańskiemu życiu maksymalnie radykalnego charakteru. Chodzi o „życie dla samego Boga”, o „dar z siebie (...) całkowity i nieodwołalny”. W takim świetle teologii konsekracji winniśmy spojrzeć na życie i postawę śp. ks. Marka.
Liturgia pogrzebowa wskazuje poprzez znaki na związek, jaki zachodzi między chrztem i konsekracją zakonną, a śmiercią. Pokropienie trumny jest przypomnieniem polania wodą w czasie chrztu, a zapalony Paschał symbolizuje Chrystusa Zmartwychwstałego. Śmierć zatem nie jest odejściem w nicość, jest wejściem do nowego życia. Stąd mamy w sercu nadzieję, gdy stoimy przy trumnie ks. Marka, gdy widzimy wiele dobra wpisanego w postać człowieka, kapłana, pallotyna, kapelana Wojska Polskiego.
Historia życia ks. Marka jest bardzo barwna i dobrze przygotowywała go do przyszłych funkcji, tak w Stowarzyszeniu Księży Pallotynów, jak i w szeregach kapelanów wojskowych. Będąc kilkuletnim brzdącem, wdrapał się na drzewo i zobaczył spadochroniarzy zbliżających się do lądowiska. Pomyślał, że też chciałby tak latać. To marzenie przetrwało. Do jego realizacji doszło dopiero w szkole średniej. W Toruniu spotkał instruktora zakochanego w modelarstwie, szybownictwie i spadochroniarstwie. Marek od razu odnalazł swoje miejsce. Od tego momentu swoje życie dzielił pomiędzy szkołę a Aeroklub Pomorski w Toruniu. 23 maja 1969 r. wykonał dwa pierwsze skoki. Licencję spadochronową uzyskał w Lisich Kątach koło Grudziądza. Gdy poszedł do wojska, trafił do tajnej jednostki – 14. batalionu szkolnego w Giżycku. To tam po raz pierwszy założył czerwony beret, który przez dwa lata nosił z dumą. Po pół roku otrzymał awans na stopień kaprala i przydział do jednostki specjalnej w Dziwnowie. Poznał tam wielu znakomitych oficerów pododdziałów specjalnych i wojsk powietrzno-desantowych. Zasadniczą służbę wojskową zakończył w kompanii specjalnej 4. Dywizji im. Jana Kilińskiego w Krośnie Odrzańskim na stanowisku pomocnika dowódcy grupy specjalnej. Po ukończeniu służby wojskowej w 1974 roku, powrócił do Aeroklubu. Skakał i pracował w Toruńskich Zakładach Młyńskich. W tym okresie – jak sam wspominał – krystalizował się też jego światopogląd. Podczas skoków, w powietrzu, gdy zagrożenie życia stawało się realne, dojrzewało w nim rozmyślanie o śmierci, o przemijaniu, o sensie życia, ale też utrwalała się jego wiara w Boga. Postanowił zdać maturę i zostać kapłanem – pallotynem. Kiedy zdawał maturę, miał już na koncie 80 skoków.
W 1979 roku, mając 27 lat, wstąpił w szeregi pallotyńskiej Rodziny. Koledzy nazwali go „Dziadkiem”, ponieważ był najstarszym nowicjuszem na roku. Zamknął za sobą dotychczasowe życie. Pozbył się dokumentów i świadectw. Zniszczył też książkę skoków, w której odnotowano ich aż 731. Pierwsze dwa lata w Seminarium wspomina jako pracę nad sobą, okres „regulowania wartkiej rzeki”. Wyznaje, że wielokrotnie śniły mu się wówczas samoloty i spadochrony.
Pierwsza jego praca to parafia w Ząbkowicach Śląskich (obecnie na terenie diecezji świdnickiej). Zostawił tam wiele serca – jak sam wspomina. Chciał dać z siebie jak najwięcej. Do dzisiaj ma w tej parafii wielu przyjaciół. To samo można powiedzieć o kolejnej parafii w Radomiu. Kolejne wyzwanie czekało go w Rynie na Mazurach. Był proboszczem i przełożonym domu pallotyńskiego. Panowało tam ogromne bezrobocie. Uczył ludzi organizowania się i wzajemnej pomocy.
Marzył jednak o pracy wśród żołnierzy, jak to czynił założyciel Pallotyńskiej Rodziny, św. Wincenty Pallotti. Trudno było mu nie pozwolić na ten rodzaj pracy. Dlatego w 1996 roku – jak słyszeliśmy na początku dzisiejszej Liturgii pogrzebowej – rozpoczął posługę kapelańską wśród żołnierzy i dla nich, w różnych miejscach i na różnych stanowiskach. Uczestniczył razem z bielskim batalionem w międzynarodowych ćwiczeniach „Dynamic Response” w Bośni i Hercegowinie. Po powrocie do kraju przeniesiono go do Bielska-Białej. To pod jego okiem batalion przygotowywał się do trudnej misji w Kosowie.
Tadeusz Dytko tak pisał o tej posłudze ks. Marka w Kosowie: „Jest jedynym polskim żołnierzem w siłach KFOR w Kosowie, który nigdy nie nosi broni. Jego orężem jest Słowo Boże. Nie rozstaje się natomiast z hełmem i kamizelką kuloodporną. Ksiądz Marek Strzelecki [...] zawsze pierwszy wyciąga rękę do powitania z żołnierzami. Ma na swoim koncie wiele setek skoków ze spadochronem. Ks. mjr Strzelecki w polskim obozie w Kosowie ma opinię człowieka o niespożytej wprost energii. Ciągle jest w ruchu. Odwiedza posterunki w terenie [...]. Mimo wojennych warunków zaplanowana Msza św. musi się odbyć. Tu, na misji, z dala od rodzin i bliskich, żołnierzom szczególnie potrzebne jest Słowo Boże [...] ksiądz Marek jest postacią niezwykle barwną, lubianą i cieszącą się szacunkiem. Dla wielu jest po prostu starszym, bardziej doświadczonym w żołnierskim rzemiośle kolegą”.
Sam Ksiądz Marek tak pisze o tej służbie: „Moja rola w Kosowie jest niełatwa. Nie ograniczam się wyłącznie do czynności liturgicznych. Jestem po trosze psychologiem, żołnierskim doradcą i kapelanem [...]. Żołnierze są otwarci i chętnie przychodzą do mnie z różnymi problemami. Jestem przecież z nimi na co dzień, dzielę ich dolę, mieszkam w takich samych warunkach. Zawsze chcę być blisko człowieka. To trudne, bo w wojsku stopień dystansuje ludzi. Moi koledzy oficerowie dziwią się czasem, że ja, ksiądz, także oficer, siadam z żołnierzami przy jednym stole, jem z nimi posiłek, a jak trzeba – to zagram w karty czy w szachy. W czasie rozmów z tymi dwudziestokilkuletnimi chłopcami bardzo często przypomina mi się moja własna młodość. Dziś patrzę na swoje życie inaczej [...]. Pan Bóg przygotowywał mnie do roli kapelana wojskowego. W życiu nie ma przypadków. To, co się dzieje, dokonuje się przy Bożej asystencji i za Bożym przyzwoleniem”.
Ks. Marek miał tego świadomość i codziennie doświadczał na sobie prawdy, że słowa: człowiek, kapłan, pallotyn, kapelan – brzmią dumnie, ale wypełnić je treścią nie jest rzeczą łatwą i ciągle staje przed nami to zadanie jako niedokończone. I rzeczywiście, był człowiekiem pełnym realizmu, ale nie godził się z tym, co nieludzkie i niewłaściwe dla apostołów tego czasu. Zabiegał, aby sprawy ludzkie otrzymały swoje miejsce w życiu i pracy każdego człowieka, którego spotykał, który przychodził do niego, czy też tego, dla którego był duszpasterzem. Był dobry i pełen rodzinności. Kochał każdego brata i każdą siostrę.
Jako kapłan i pallotyn był wierny przyjętym zobowiązaniom, był wierny nauce Kościoła. Był kapłanem żywej wiary, którą wyniósł z domu rodzinnego, a którą umacniał i rozwijał w sobie poprzez żywy kontakt z Bogiem. Wierni cenili jego posługiwanie. Można powiedzieć, że kochał kapłaństwo, kochał każde powołanie. Miał dar i wrodzoną umiejętność rozpoznawania ludzkich serc i rozmawiania z innymi. Chętnie sprawował sakramenty święte. Był przekazicielem darów Bożego Miłosierdzia. Cieszył się, gdy mógł usłużyć siostrom zakonnym, kapłanom, świeckim czy żołnierzom. Jako Pallotyn zawsze interesował się życiem Stowarzyszenia, jego rozwojem i działalnością. Był ubogim. Niewiele posiadał – jego pokój był skromny, ale gościnny. Każda jego czynność kapłańska była drogą do człowieka. Dawał swoje siły, czas, talenty, a nade wszystko – serce: „Niech zaniknie moje życie, życie Jezusa Chrystusa niech będzie moim życiem” – wołał św. Wincenty Pallotti. On podobnie, dawał siebie wszystkim i w każdym czasie nie patrząc na zdrowie. Służył swoimi talentami przy ołtarzu, w sakramentach, rozdając siebie – jakby powiedział J. Tuwim: „za krzywdę ludzi, za pychę niepokornych, za biednych, smutnych, opuszczonych, skrzywdzonych – za wszystkie sprawy świata”. Użyczał Chrystusowi swoich dłoni, głosu, serca, a nade wszystko siebie. Życiem swoim wołał: „żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”. Takie było kapłaństwo śp. ks. Marka, naszego Współbrata. Jego serce zostało wypełnione służbą!
„Ojcze chcę, aby ci których mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem”. (J 17,24) – tak zwraca się Jezus do Ojca w swej modlitwie arcykapłańskiej, podczas Ostatniej Wieczerzy. To jest nasza radość i nasza nadzieja. To jest nasze wyznanie wiary. Wierzymy, że zmarły ks. Marek poszybował daleko – do domu Ojca, gdzie mieszkań jest wiele.
Zgromadzeni na Mszy św. wielbimy Boga i dziękujemy Mu:
– za taki dar życia ks. Marka, za wszystkie jego talenty od Boga otrzymane,
– za jego kapłaństwo i wezwanie do Stowarzyszenia Księży Pallotynów, za wieloletnią pracę duszpasterską i kapelańską,
– za przezacnych Rodziców, Siostrę, Rodzinę, Wychowawców,
– za jego miłość kapłańską, za ofiarne posługiwanie i dzielenie się swoją wiarą,
– za wszystkie jego dzieła – za wszystko, czego wypowiedzieć się nie da!
Modlimy się za niego wdzięcznym sercem: „Bramy podnieście swe szczyty, unieście się odwieczne podwoje, aby mógł wkroczyć...” ten, który tu na ziemi był wiernym sługą Chrystusa, kochającym Go w braciach. „Ukaż mu, Panie, ścieżkę życia wiecznego, pełnię radości przy Tobie i wieczne szczęście po Twojej prawicy”, bo pragnął Ciebie, jak zeschła ziemia.
Żegnając Ciebie, Kochany Księże Marku, nasz umiłowany Współbracie, chciałoby się powiedzieć: za szybko poszybowałeś do domu Ojca, ale cieszymy się, że z nami byłeś, że promieniowałeś miłością, dobrem, służbą, że byłeś wierny do końca Bogu, Stowarzyszeniu, Ojczyźnie, zgodnie z konsekracją pallotyńską. Dziękuję Ci w imieniu Pallotyńskiej Rodziny za dobro, jakie zostawiasz: za pracę duszpasterską, za tyle lat wspaniałej posługi Ludowi Bożemu, za głoszenie słowa Bożego, za trud i oddanie, za wielkie serce. Pozostaniesz w naszej wdzięcznej miłości.
Pozostań z nami i wspieraj nas z wysokości. Módl się za Siostrę i Rodzinę naturalną – do której nie zdążyłeś dojechać 7 lutego, za Stowarzyszenie, za polskie prowincje Pallotynów, które zbliżają się do jubileuszu 100.lecia pobytu na ziemiach polskich, za Wojsko Polskie, za Ojczyznę. Proś Pana o nowe powołania, o wierność i gorliwość wzrastania w świętości, za niegasnącą i pełną miłość nas wszystkich tutaj obecnych, za nowe oblicze polskiej, pallotyńskiej i wojskowej ziemi. Proś Pana, abyśmy życiem pisali dalszy ciąg historii pallotyńskiej według charyzmatu św. W. Pallottiego.
Siostrze i Rodzinie składam wyrazy współczucia i uznania. Wiem, że i Wam będzie go brakować. Jestem wdzięczny JE Ks. Bpowi Polowemu Tadeuszowi Płoskiemu za przewodniczenie wczorajszej i dzisiejszej liturgii, JE Ks. Bpowi Stanisławowi Gębickiemu z Włocławka, Duchowieństwu Diecezjalnemu i Zakonnemu, Kapelanom Wojskowym, Siostrom Zakonnym, Oficerom i Żołnierzom, Przedstawicielom Parlamentu i Władz Cywilnych, Orkiestrze Wojska Polskiego, wszystkim za solidarne przygotowanie uroczystości pogrzebowej. Dziękuję Przyjaciołom, Pallotynom obydwu Prowincji, Siostrom Zakonnym, i wam wszystkim wiernym świeckim tutaj zebranym. Zdobyliśmy Orędownika w Niebie. Może taka śmierć była potrzebna nam wszystkim, zwłaszcza w tych niełatwych chwilach, gdy stawiacie sobie pytanie: czy warto oddać wszystko i poświęcić się Bogu.
„Naucz nas, liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca”. Przedwczesna śmierć ks. Marka jest z pewnością mocną mową Boga Miłości do nas wszystkich, abyśmy nauczyli się liczyć dni nasze. Warto je dobrze przeżyć: każdy dzień, godzinę, każdą chwilę, bo czas jest krótki. Ks. Marek ustami poety zdaje się za nas modlić: „Ojcze nasz, któryś w niebie i na ziemi powiedz im, że Królestwo Twoje już we drzwiach, że łzy obeschną, że krzyże zakwitną, groby wydadzą owoc życia... oczy przewidzą, uszy usłyszą, serca zapałają i z doliny wygnania wrócimy w ramiona Twoje Miłosierne, gdzie ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło to, co zgotował Bóg dla tych, którzy Go miłują”. Amen.
Ks. Czesław Parzyszek SAC wiceprowincjał
Warszawa-Kowal, 10 lutego 2006
**********
List kondolencyjny dla uczestników pogrzebowej Mszy św. w intencji ks. Marka Strzeleckiego dn. 10 lutego 2006
Rzym, 8 lutego 2006
Droga Rodzino, Księdza Marka Strzeleckiego,
Czcigodni kapelani Wojska Polskiego z Księdzem Biskupem Polowym na czele.
Drodzy Przyjaciele i Znajomi Księdza Marka,
Drodzy Współbracia Pallotyni z obu polskich Prowincji,
Z wielkim przejęciem i smutkiem przyjęliśmy informację o tragicznym wypadku i śmierci Księdza Marka Strzeleckiego. Wieść o tym nieszczęśliwym wydarzeniu dotarła do pallotyńskiego Domu Generalnego w Rzymie bardzo szybko i z wielu różnych źródeł. Chcemy o tym wspomnieć na początku tego listu, ponieważ ten fakt nam ukazuje, jak bardzo znanym, cenionym i lubianym człowiekiem był nasz Współbrat, Ksiądz Pallotyn Marek Strzelecki.
Nieoczekiwana śmierć pozostawia zawsze wiele bolesnych śladów i otwartych pytań. Szukamy w wierze słów pociechy, nadziei i umocnienia. Znając naszego Współbrata oraz podejmowa¬ne przez Niego zadania jako kapelana wojskowego, możemy być pewni, że wiele razy przygoto¬wywał się do trudnych i niebezpiecznych życiowych wydarzeń. Nie lękał się stanąć ze spadochro¬nem na progu wzbijającego się ku niebu samolotu. Nie lękał się poświęcenia dla drugiego człowie¬ka. Nie lękał się wyruszyć w nieznane. Możemy zatem żywić przekonanie, że Jego wiara, nadzieja i miłość pomogły Mu przejść z ziemi do Nieba.
Ksiądz Marek był człowiekiem służby: służby dla powierzonych Mu żołnierzy, wiernych, przyjaciół i swej pallotyńskiej Rodziny. Wykonując trudną misję służył umacnianiu Chrystusowego Królestwa Pokoju i Miłości na świecie. Modlimy się, aby Jezus Chrystus, Sługa Jahwe i Król Pokoju, przyjął Go do swojego wiecznego Królestwa wiecznego życia.
Przy Grobie naszego Założyciela, św. Wincentego Pallottiego, który z czasie swojego życia tak¬że się angażował w duszpasterstwo wśród żołnierzy, wypowiadamy sercem słowa Jego modlitwy: O Boże mój, Miłosierdzie moje! Wezwij i zleć wszystkim stworzeniom, by w każdej chwili mego życia, a zwłaszcza w godzinie mej śmierci, i przez całą wieczność obchodziły wspaniałą uro¬czystość Twego Miłosierdzia i aby ku czci Twojej śpiewali na wieki: „Radujmy się wszyscy w Panu, który przez śmierć swoją zniweczył śmierć, a przez zmartwychwstanie naprawił życie”.
W imieniu własnym i wspólnoty Zarządu Generalnego
Ks. Friedrich Kretz SAC, generał
**********
Wspomnienia o pracy duszpasterskiej ks. mjra Marka Strzeleckiego
1. Żołnierska codzienność
Wywiad o. Józefa Augustyna SJ z ks. mjrem Markiem Strzeleckim SAC
Jest Ksiądz kapelanem wojskowym, obecnie proboszczem garnizonu Łódź, ale towarzyszył Ksiądz polskim żołnierzom także poza granicami Polski – w krajach byłej Jugosławii i w Iraku.
Moja przygoda z misją pokojową rozpoczęła się w 1998 roku w Bośni i Hercegowinie, dokąd przybyłem razem z 18. Bielskim Batalionem Desantowo-Szturmowym. Następnie w ramach sił KFOR, niosących pokój zwaśnionym Albańczykom i Serbom, przebywałem w Kosowie. I wreszcie w roku 2004 wyjechałem do Iraku jako kapelan samodzielnej grupy powietrzno-szturmowej, działającej w ramach międzynarodowej dywizji Centrum Południe.
Czy żołnierze korzystają z posługi kapelana? Czy obecność Księdza w tych miejscach była potrzebna?
Każdy człowiek wierzący, niezależnie od tego, gdzie przebywa, powinien mieć możliwość kontaktu ze swoim kapłanem, bez względu na wyznanie. Dziś w polskiej armii każdy wierzący może spotkać się z duszpasterzem – w Polsce i poza jej granicami. Obecność księdza w wojsku oraz jego misja są doceniane. Żołnierze przychodzą do nas, kapelanów, i korzystają z naszej posługi, więc nasza obecność w wojsku ma sens. Mówię tu nie tylko o posłudze sakramentalnej. Często żołnierze przychodzą do nas jak do psychoanalityków. Chcą się podzielić swoimi problemami, tym, co ich martwi, boli. Kapłan jest im potrzebny nie tylko jako duszpasterz odprawiający niedzielną Mszę św., ale także jako człowiek.
Czy żołnierze polscy są ludźmi religijnymi?
Myślę, że wiara naszych żołnierzy to przeciętna wiara młodych Polaków, która jest raz lepsza, raz gorsza. To zależy od tego, z jakich rodzin się wywodzą. Hasło naszych przodków: „Stajemy jak ojce, by służyć Ci znów” jest w wielu przypadkach aktualne także dzisiaj. To nie jest tylko slogan. Rzeczywiście, wielu żołnierzy tak przeżywa swoją wiarę i religijność. „Bóg, Honor, Ojczyzna” wypisane na wojskowych sztandarach dla wielu młodych ludzi nie są pustymi słowami, ale oznaczają autentyczne wartości. Msza św. – co sami niejednokrotnie podkreślają – jest wpisana w ich służbę, nie wyobrażają sobie bez niej niedzieli. Dla wielu żołnierzy pobożność, religijność, udział w nabożeństwach nie jest jedynie dodatkiem do życia, ale jego integralną częścią.
Czy żołnierze nie wstydzą się okazywania swojej religijności?
W niektórych przypadkach zewnętrzne znaki wiary są postrzegane przez tzw. twardzieli jako przejaw braku zaufania do własnych sił i możliwości, jako szukanie pomocy u Boga. Z drugiej strony, mogę wskazać mnóstwo przykładów ludzi, którzy nie wstydzą się swojej wiary. Wierzą głęboko, że dzięki niej stają się mocniejsi, potrafią przekraczać granice swoich możliwości, podejmować wysiłek pracy nad sobą, by stawać się lepszymi, silniejszymi.
Wielu spośród żołnierzy, którzy wyjechali do Iraku, jako motyw swej decyzji podawało „chęć sprawdzenia się”. Co tak naprawdę mieli na myśli?
Myślę, że to pragnienie każdego mężczyzny – sprawdzić siebie, swoje umiejętności, sposób reagowania w sytuacjach ekstremalnych. Polscy żołnierze chcą zapewne sprawdzić się także w konfrontacji z żołnierzami amerykańskimi czy europejskimi. Chodzi tu zapewne także o konfrontację z zupełnie inną kulturą, religią, ale także – co też nie jest bez znaczenia – z zupełnie odmiennymi warunkami atmosferycznymi, nieprzystającymi do tego, z czym mamy do czynienia w Polsce. To jest badanie własnej wytrzymałości. Dziś przecież wśród młodzieży w ogóle modny jest tzw. survival – szkoła przetrwania. Podobnie chyba traktują to żołnierze. Poza tym mężczyzna zawsze chce imponować, pokazać sobie i innym, na co go stać, szuka mocnych wrażeń, przygód. Niestety, nierzadko kończą się one tragicznie. Jednak z drugiej strony, taka szkoła wielu ostudza zapędy, sprowadza na ziemię, sprawia, że nabierają szacunku do życia. Dochodzą do wniosku, że ważniejsze są inne wartości, chociażby rodzina.
Czy żołnierze cenią rodzinę? Czy wojsko nie jest formą ucieczki od niej?
Pozornie mogłoby się wydawać, że wojskowi uciekają od swoich rodzin. Wbrew temu, muszę powiedzieć, że żołnierze bardzo przeżywają rozłąkę z najbliższymi i żywo interesują się ich losem. Rodzina jest dla nich najważniejsza i dla niej zrobiliby wszystko.
Żołnierska codzienność – zwłaszcza kiedy mówimy o misjach pokojowych – to sytuacja ciągłego zagrożenia, konieczność uczestniczenia w akcjach, które niejednokrotnie kończą się tragicznie. Czy to niebezpieczeństwo śmierci stawia żołnierzy wobec pytania o sprawy ostateczne? Czy z traumatycznych przeżyć wyciągają jakieś wnioski dla życia osobistego?
Pierwszą reakcją żołnierzy, którzy doświadczają śmierci kolegi, jest przede wszystkim ogromna wściekłość z powodu ludzkiej bezradności, że niczego już nie można zrobić. Czy wyciągają wówczas także jakieś wnioski dla siebie? Z pewnością te przeżycia uświadamiają im kruchość ludzkiego istnienia. Dzięki temu dostrzegają, że życie na ziemi jest etapem przejściowym. W takich sytuacjach „zapotrzebowanie” na księdza wzrasta, częściej mówi się o Bogu, wierze. Początkowo na pewno rodzi się w nich potężny gniew, ale nie przeradza się on w nienawiść do ludzi stojących po drugiej stronie. Żołnierze z ogromnym heroizmem nieśli pomoc Irakijczykom. Polscy lekarze, pielęgniarki, piloci niejednokrotnie narażali własne zdrowie i życie, by pomóc drugiemu człowiekowi. Poza tym żołnierze, widząc ubóstwo tych ludzi, potrafili także dzielić się z nimi żywnością, wodą, odzieżą. Nie można więc na pewno mówić tu o jakiejś chęci odwetu czy zemsty. Nasi żołnierze robili, i myślę, że nadal będą robić wszystko, aby tym ludziom pomóc.
Irak to dla nas państwo o zupełnie innej kulturze i tradycji. Jak wyglądała konfrontacja polskich żołnierzy z tym odmiennym światem?
Zderzenie ze światem arabskim, muzułmańskim było dla nich niejednokrotnie szokiem. To jest rzeczywiście zupełnie inny świat, o tradycji i kulturze dla Polaków nie do zaakceptowania. Podam tu jako przykład stosunek do kobiety, jej całkowite podporządkowanie woli mężczyzny – męża, ojca czy najstarszego z rodu. W Iraku na porządku dziennym jest sytuacja, kiedy za swobodnie idącym mężczyzną podąża kobieta dźwigająca bagaż. Dla naszych dżentelmenów znad Wisły jest to nie do pomyślenia. W kulturze chrześcijańskiej kobieta ma zupełnie inną rolę do wypełnienia. Chrześcijaństwo wyemancypowało kobietę, nie sufrażystki w XIX wieku, ale właśnie Chrystus, który bardzo kobietę dowartościował.
Czy jednak to, co proponuje Irakijczykom kultura Zachodu, jest dla nich do przyjęcia?
Myślę, że to, co chce wprowadzić na tym terenie świat zachodni, nigdy nie będzie zaakceptowane przez Arabów. Nie tylko na płaszczyźnie religijnej i kulturowej, ale także w sferze politycznej. Amerykanie chcą wprowadzić w Iraku system demokratyczny oparty na konstytucji. Jednak demokracja w wydaniu amerykańskim w Iraku się nie sprawdzi. Irakijczycy mają zupełnie inną mentalność, ich świat opiera się na relacjach rodowych, plemiennych. Nie jest im potrzebna konstytucja, bo mają Koran, który reguluje każdą sferę życia – osobistą, rodzinną i społeczną. Zaakceptowanie wzorów europejskich czy amerykańskich jest tam niemożliwe właśnie dlatego, że wymagałoby całkowitej zmiany mentalności tych ludzi. Bardzo istotne jest więc pytanie o to, jak w system istniejący tam od wieków wkomponować demokrację. W świecie arabskim ważna jest przecież rola przywódcy religijnego. Jak układałaby się jego współpraca na przykład z merem miasta czy – na wyższym szczeblu – z rządem? To z pewnością nie będzie łatwe.
Czy nie jest tak, że cywilizacja zachodnia uważa, że znalazła najlepszy model funkcjonowania dla całego świata i na siłę chce go wszędzie wprowadzać?
Nie ma rozwiązania, które byłoby dobre dla wszystkich. Nie można przecież odrzucać tradycji danego narodu, doświadczenia wypracowanego przez pokolenia w ciągu wielu wieków. Myślę, że każda społeczność musi mieć możliwość wyboru. Nie można niczego narzucać, nawet jeśli nam się wydaje, że to, co mamy do zaproponowania, jest lepsze. Trzeba jednak pamiętać o wolności i suwerenności danego państwa. Ostatecznie, moim zdaniem, Irakijczycy sami powinni opowiedzieć się za modelem dla własnego kraju i on niekoniecznie musi pasować do naszego. Może być zbieżny w niektórych punktach, ale nie musi być identyczny.
Czy w Iraku mieszkają chrześcijanie?
Tak, ale jest ich niewielu. Chrześcijanie stanowią tam około 10% ogółu mieszkańców.
Chrześcijanie otoczeni morzem muzułmanów... Jak układa się ich współżycie na co dzień?
Można powiedzieć, że chrześcijaństwo w Iraku ma charakter podziemny, katakumbowy; bardzo niebezpieczne jest dla chrześcijanina uzewnętrznianie swojej religijności. Nie można na przykład oznaczyć krzyżem budynków, ponieważ grozi to ich wysadzeniem w powietrze. Chrześcijanie są przez Irakijczyków utożsamiani z Amerykanami, a więc z wrogiem, dlatego przyznanie się do wiary w Chrystusa graniczy z heroizmem. Chrześcijanom w Iraku żyje się naprawdę bardzo trudno, niejednokrotnie stają się oni autentycznymi męczennikami za wiarę.
W tych warunkach trudno mówić o dialogu międzyreligijnym.
Niestety, taki dialog jest obecnie niemożliwy. Irakijczycy interwencję Amerykanów i wojsk sprzymierzonych traktują jako wojnę religijną. Zresztą sam prezydent George W. Bush mówił o obecności wojsk w Iraku jako o nowej krucjacie. Dlatego można mówić jedynie o pomocy humanitarnej. Natomiast dialog między światem chrześcijańskim a muzułmańskim został zerwany, i to na wiele lat.
W Iraku chrześcijanie niejednokrotnie giną za wiarę, a w Europie chrześcijaństwo jest lekceważone. Na ile potrafimy dzisiaj być świadkami naszej wiary?
Nieraz zadaję sobie to pytanie. Czy potrafimy przyznać się do Chrystusa? Nasuwa mi się w tym kontekście wydarzenie z życia Ludwiga van Beethovena, który polecił swoim uczniom skomponować muzykę do wyznania wiary, do łacińskiego Credo. Jeden z uczniów napisał muzykę piano, bardzo spokojną, cichą. To jednak nie spodobało się Beethovenowi, ponieważ według niego Credo winno być wyraziste, donośne, by dotarło do każdego, nie piano, a forte. W Europie dziś brakuje tego donośnego przyznania się do chrześcijaństwa. Ludzi potrafiących przyznać się do Boga, do wartości, które ukazał nam Chrystus, lekceważy się i krytykuje. Europa w ten sposób deprecjonuje swoją bogatą tradycję i przekreśla korzenie, z których się wywodzi.
„Życie Duchowe” (ZIMA 45/2006)
**********
2. Latający kapelan
Jest jedynym polskim żołnierzem w siłach KFOR w Kosowie, który nigdy nie nosi broni. Jego orężem jest Słowo Boże. Nie rozstaje się natomiast z hełmem i kamizelką kuloodporną. Ksiądz Marek Strzelecki – w kraju porucznik – w Kosowie nosi dystynkcje majora, ale zawsze pierwszy wyciąga rękę do powitania z żołnierzami. Ma na swoim koncie wiele setek skoków ze spadochronem.
Ks. mjr Strzelecki w polskim obozie w Kosowie ma opinię człowieka o niespożytej wprost energii. Ciągle jest w ruchu. Odwiedza posterunki w terenie, gdzie od lipca stacjonują polscy żołnierze. Mimo wojennych warunków zaplanowana Msza św. musi się odbyć. Tu, na misji, z dala od rodzin i bliskich, żołnierzom szczególnie potrzebne jest Słowo Boże. W społeczności żołnierskiej 6. Brygady Desantowo-Szturmowej, ale przede wszystkim 18. bielskiego Batalionu Desantowo-Szturmowego, ksiądz Marek jest postacią niezwykle barwną, lubianą i cieszącą się szacunkiem. Dla wielu jest po prostu starszym, bardziej doświadczonym w żołnierskim rzemiośle kolegą.
Ksiądz Marek o sobie
– Moja rola w Kosowie jest niełatwa. Nie ograniczam się wyłącznie do czynności liturgicznych. Jestem po trosze psychologiem, żołnierskim doradcą i kapelanem. Ponadto raz na trzy tygodnie odprawiam Mszę św. dla około 50 polskich rodzin w Macedonii. Żołnierze są otwarci i chętnie przychodzą do mnie z różnymi problemami. Jestem przecież z nimi na co dzień, dzielę ich dolę, mieszkam w takich samych warunkach. Zawsze chcę być blisko człowieka. To trudne, bo w wojsku stopień dystansuje ludzi. Moi koledzy oficerowie dziwią się czasem, że ja, ksiądz, także oficer, siadam z żołnierzami przy jednym stole, jem z nimi posiłek, a jak trzeba – to zagram w karty czy w szachy. W czasie rozmów z tymi dwudziestokilkuletnimi chłopcami bardzo często przypomina mi się moja własna młodość. Dziś patrzę na swoje życie inaczej. Musiałem wiele doświadczyć, by wreszcie, po latach przerwy, wrócić do wojska i skoków ze spadochronem. Pan Bóg przygotowywał mnie do roli kapelana wojskowego. W życiu nie ma przypadków. To, co się dzieje, dokonuje się przy Bożej asystencji i za Bożym przyzwoleniem.
Marzenia niepokornego chłopca
Będąc kilkuletnim brzdącem, wdrapał się na drzewo i zobaczył spadochroniarzy zbliżających się do lądowiska. Pomyślał, że też chciałby tak latać. To marzenie przetrwało. Do jego realizacji doszło dopiero w szkole średniej, i to na skutek... konieczności opuszczenia technikum mechanicznego we Włocławku za wagary, za niepokorę. Trudno go było utrzymać w ryzach szkolnej dyscypliny. Do wszystkiego miał indywidualne podejście. Nie był grzecznym dzieckiem, choć do chuliganów trudno go było zaliczyć. Na szczęście z Włocławka trafił do technikum w Toruniu. Tam spotkał instruktora zakochanego w modelarstwie, szybownictwie i spadochroniarstwie.
Marek od razu odnalazł swoje miejsce. Od tego momentu swoje życie dzielił pomiędzy szkołę a Aeroklub Pomorski w Toruniu. 23 maja 1969 r. wykonał dwa pierwsze skoki. Licencję spadochronową uzyskał w Lisich Kątach koło Grudziądza. Kiedy zdawał maturę, miał już na koncie 80 skoków.
W pododdziałach specjalnych
Bilet do wojska odebrał z radością. Miał 20 lat. Mimo niewysokiego wzrostu był bardzo sprawny fizycznie i miał twardy charakter. Nie przypadkiem trafił do tajnej jednostki – 14. batalionu szkolnego w Giżycku. To tam po raz pierwszy założył czerwony beret, który przez dwa lata nosił z dumą. Po pół roku otrzymał awans na stopień kaprala i przydział do jednostki specjalnej w Dziwnowie. Poznał tam wielu znakomitych oficerów pododdziałów specjalnych i wojsk powietrzno-desantowych, z którymi do dzisiaj się przyjaźni. Zasadniczą służbę wojskową zakończył w kompanii specjalnej 4. Dywizji im. Jana Kilińskiego w Krośnie Odrzańskim na stanowisku pomocnika dowódcy grupy specjalnej.
– Dzisiaj służba wojskowa jest zupełnie inna – wspomina ks. Marek. – Wtedy panowała surowa, bezwzględna dyscyplina, ślepe posłuszeństwo. W pododdziałach specjalnych indoktrynacja polityczna nie była jednak aż tak znacząca. Mieliśmy inne cele. Nie polityka świadczyła o naszym duchu bojowym, lecz wyszkolenie.
Z tamtego okresu najchętniej wspomina chwile, kiedy jego grupę wyrzucono na spadochronach w Bory Tucholskie. Przez trzy tygodnie musieli sobie radzić sami: zbudować bazę, zdobywać pożywienie, działać z zaskoczenia, będąc cały czas w marszu bojowym.
Tę prawdziwą szkołę przeżycia opuścił w 1974 roku. Powrócił do Aeroklubu. Skakał i pracował w Toruńskich Zakładach Młyńskich. W tym okresie krystalizował się też jego światopogląd.
– W pewnym momencie rozeszły się moje drogi z Panem Bogiem – wyznaje. – Oddaliłem się od Niego, kiedy mój bliski przyjaciel, kapłan, porzucił Kościół dla dziewczyny. Wtedy zwątpiłem. Moja wiara była krucha. Dopiero podczas skoków, w powietrzu, gdy zagrożenie życia stawało się realne, dojrzewało we mnie rozmyślanie o śmierci, o przemijaniu, o sensie życia.
„Dziadek” u pallotynów
Dwa lata się wahał. Przełom nastąpił podczas dni skupienia w Ołtarzewie, na które został zaproszony przez wuja, księdza Zakrzewskiego. W 1979 roku, mając 27 lat, wstąpił do seminarium. Koledzy nazwali go „Dziadkiem”, ponieważ był najstarszym studentem na roku. Zamknął za sobą dotychczasowe życie. Pozbył się dokumentów i świadectw. Zniszczył też książkę skoków, w której odnotowano ich aż 731. Księża wykładowcy zastanawiali się, czy były kapral pododdziałów specjalnych przystosuje się do nowego trybu życia. Jako jedyny wśród studentów otrzymał od prowincjała zgodę na pobudkę o 5.00 rano. Miał codziennie godzinę na poranny rozruch, bieganie i ćwiczenia fizyczne. Pierwsze dwa lata w seminarium wspomina jako pracę nad sobą, okres „regulowania wartkiej rzeki”. Wyznaje, że wielokrotnie śniły mu się wówczas samoloty i spadochrony.
Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk kardynała Józefa Glempa 10 maja 1986 roku. Po wakacjach wyjechał na rok do Ząbkowic Śląskich. – Zostawiłem tam wiele serca – opowiada. – Chciałem dać z siebie jak najwięcej. Do dzisiaj mam w tej parafii wielu przyjaciół.
Przez kolejne trzy lata ksiądz Marek pracował w Zjednoczeniu Apostolstwa Katolickiego w Ołtarzewie, będąc jednocześnie wicerektorem w domu zakonnym. Kolejne wyzwanie czekało go w Rynie na Mazurach. Był proboszczem i przełożonym domu zakonnego w parafii, gdzie panowało ogromne bezrobocie. Uczył ludzi organizowania się i wzajemnej pomocy.
Czerwony beret po raz drugi
W 1992 r. bp Sławoj Leszek Głódź organizował duszpasterstwo wojskowe. Jego sekretarzem został pallotyn ks. Jan Domian. To on wspomniał mu kiedyś o pewnym pallotynie, który był skoczkiem spadochronowym. Biskup Głódź miał pewne plany w stosunku do ks. Strzeleckiego, ale przełożeni zakonni nie wyrazili na tę propozycję zgody. Oddelegowanie go do Ordynariatu Polowego WP udało się dopiero wówczas, gdy prowincjałem został ks. Czesław Parzyszek. Latem 1996 r. ksiądz Marek Strzelecki, jeszcze jako cywil, został skierowany do 6. Brygady Desantowo-Szturmowej w Krakowie. Kilka miesięcy czekał na decyzję, jaki stopień ma naszyć na pagonach. Przez rok chodził jako szeregowiec. W końcu dostał dystynkcje podporucznika. W 1998 r. uczestniczył razem z bielskim batalionem w międzynarodowych ćwiczeniach „Dynamic Response” w Bośni i Hercegowinie. Po powrocie do kraju przeniesiono go do Bielska-Białej. To pod jego okiem batalion przygotowywał się do trudnej misji w Kosowie.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój
Ksiądz Marek ma w Kosowie do dyspozycji piękną kaplicę pod namiotem, w której codziennie rano sprawuje Eucharystię. Później odwiedza kompanie w terenie. Dociera do najodleglejszych miejsc, jak choćby górska wioska Suszice, w której w lipcu ostrzelano załogę polskiego posterunku. Kaplica jest darem Amerykanów. Kiedy kpt. Curtowi Prisse'owi, dowódcy amerykańskiej grupy ze Special Forces, zmarł w USA ojciec, tylko Polacy złożyli mu kondolencje, a ksiądz Marek odprawił za zmarłego Mszę św. Wzruszony do łez kapitan postanowił się odwdzięczyć. Wykonał kilka telefonów i załatwił piękny obszerny namiot na kaplicę. Ponadto – obdarzony talentem plastycznym – wykonał krzyż stojący przed kaplicą, a także płaskorzeźby wewnątrz.
– W Kosowie trudno jest o pojednanie, bo szowinizm narodowy jest ponad religią – mówi ks. mjr Strzelecki. – I to jest najsmutniejsze. My jesteśmy strażnikami tego kruchego, co prawda, ale jednak pokoju. Bałkany są jeszcze jednym dowodem na to, do czego może doprowadzić systematyczne niszczenie przez władze państwowe religii i odrębności narodowej.
Tadeusz Dytko (www.opoka.org.pl)
Indeks zmarłych według daty śmierci
Indeks zmarłych z podziałem na lata śmierci
Miejsca spoczynku polskich pallotynów wraz ze zdjęciami
Ci, co odeszli ze Stowarzyszenia
Więzi Kardynała Franciszka Macharskiego z pallotynami
Rocznice pallotyńskich wydarzeń
Ks. Stanisław Jurkowski SAC, duszpasterz polonijny we Francji
Liber mortuorum w latach 2020-2024. Przeszłość i przyszłość
1. Krótka historia strony Liber mortuorum
a) Pierwsze biogramy zmarłych pallotynów ukazały się na stronie internetowej WSD Ołtarzew w styczniu 2007 r. Autorem ich był ks. Janusz Dyl SAC, który tworzył je pod niezrealizowaną przez niego „Księgę zmarłych pallotynów”. W maju 2009 r., wraz z przebudową strony internetowej, zostały one zastąpione życiorysami, które również pochodziły z książki ks. Dyla pt. Pallotyni w Polsce w latach 1907-1947, Lublin 2001, s. 397-475. Te krótkie biogramy zostały doprowadzone do lat 1998-99 (nie były też kompletne i nie uwzględniały członków Regii Miłosierdzia Bożego). Od tego czasu ks. Stanisław Tylus SAC sporządził Indeks zmarłych według daty śmierci i dołączył wszystkie brakujące życiorysy zarówno z obu polskich prowincji, jak i Regii Miłosierdzia Bożego. Na stronie Seminarium ołtarzewskiego biogramy te istniały do 2013 r.
b) Nowe, obecnie istniejące biogramy zmarłych pallotynów, zostały napisane przez ks. Stanisława Tylusa SAC. W 2011 r. zostały one umieszczone na stronie http://www.pallotyni.pl, pod nazwą LIBER MORTUORUM. Początkowo były to tylko biogramy polskich pallotynów i przełożonych generalnych Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego oraz życiorysy pallotynek. Poszerzona i poprawiona ich wersja (ale bez pallotynek i przełożonych generalnych pallotynów) została opublikowana drukiem (Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów 1915-2012, Ząbki 2013, ss. 694).
c) W latach 2013-15 strona Liber mortuorum (http://pallotyni.eu/Liber.mortuorum/zmarli_index.php) została poszerzona o życiorysy pallotynów i pallotynek pochodzenia polskiego oraz ekspallotynów, którzy zmarli jako księża diecezjalni lub w innym instytucie życia zakonnego. Od listopada 2014 r. dołączone zostały też biogramy pallotynek pracujących w Polsce lub pochodzących z terenów polskich, jak również ich przełożone generalne. W 2015 r. rozszerzono zakres przedmiotowy strony o nowe kategorie: Słudzy Boży spoza Polski i Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich. Niezależnie od tego uaktualniane były kategorie Polskich pallotynów i Pallotynek, którzy odeszli do wieczności w okresie lat 2013-15. W celu szybszego znalezienia poszukiwanego biogramu przemodelowano Indeks zmarłych według daty śmierci oraz sporządzono nowy Alfabetyczny indeks zmarłych oraz Indeks zmarłych z podziałem na lata śmierci.
d) W listopadzie 2017 r. strona została umieszczona w domenie https://LiberMortuorum.pl/
skąd jej zawartość jest dostępna w serwisach takich jak: http://www.pallotyni.pl, http://sac.org.pl
e) W 2015 r. strona Liber mortuorum aktualizowana była kilkanaście razy. Pojawiło się na niej 88 nowych biogramów, głównie pallotynek (65). Tego roku, praktycznie w 50% istniejących biogramów, zostały wprowadzone liczne uzupełnienia i poszerzenia, a także poprawiono zauważone błędy. Zmiany w poszczególnych biogramach sygnalizowane są informacjami naniesionymi pod konkretnym biogramem. Pod określeniem Zmienione lub Uzupełnione biogramy autor ma na myśli nie tylko istotną lub większą partię zmian, ale i pewne drobne informacje, które pojawiały się niezależnie od ich zaznaczenia. W 2016 r. dodano 28 nowych biogramów, zaś w 2017 r. pojawiło się 14 biogramów.
2. Stan aktualny biogramów
a) W latach 2022-2023 strona Liber mortuorum poszerzyła się o łącznie o 24 biogramy, z których 23 to nowe biogramy polskich pallotynów: ks. Charchut Stanisław (†9 II 2022), ks. Daniel Leszek (†20 III 2022), ks. Tomasiński Tadeusz (†1 VI 2022), ks. Matuszewski Stanisław (†23 VI 2022), br. Mystkowski Mieczysław (†1 VII 2022), br. Szporna Wojciech (†5 X 2022), ks. Stasiak Władysław (†29 X 2022), ks. Bławat Anastazy (†1 I 2023), ks. Szczotka Marian (†28 I 2023), ks. Jurkowski Stanisław (†10 II 2023), ks. Czaja Piotr (†25 II 2023), ks. Szczepański Józef (†19 V 2023), ks. Bazan Tadeusz (†15 VI 2023), ks. Borowski Tomasz (†20 VI 2023), ks. Kantor Stanisław (†20 VI 2023), br. Kubiszewski Jan (†3 X 2023), ks. Wierzba Jacek (†21 XI 2023), ks. Kozłowski Józef (†26 XI 2023), ks. Rembisz Zbigniew (†7 XII 2023), ks. Bober Szczepan (†24 XII 2023). Ukazał się również jeden biogram przełożonych geberalnych i biskupów - bp Freeman Séamus (†20 VIII 2022).
Tabela. Stan aktualny biogramów na koniec grudnia 2014-2024 r.
Kategorie pallotyńskich biogramów | XII | XII | XII | XII |
XII |
XII |
XII |
XII 2021 |
XII 2022 |
XII 2023 |
2024 |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
Polscy pallotyni | 368 | 377 | 387 | 395 | 401 | 404 | 419 | 431 | 442 | 455 | +3 |
Pallotyni polskiego pochodzenia (*) | 14 | 16 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | 18 | |
Przełożeni generalni i biskupi | 19 | 19 | 20 | 22 | 23 | 25 | 25 | 26 | 27 | 27 | |
Słudzy Boży spoza Polski | -- | 5 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | 6 | |
Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich (✺) | -- | 7 | 11 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | 13 | |
Ekspallotyni (**) | 23 | 23 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | 25 | |
Pallotynki (przełożone generalne i siostry pracujące w Polsce lub pochodzące z terenów polskich zostały oznaczone znakiem ☼) | 47 | 112 | 113 | 114 | 118 | 122 | 127 | 130 | 130 | 130 | |
Przyjaciele SAC i ci, co odeszli od Stowarzyszenia | -- | -- | 7 | 8 | 8 | 8 | 9 | 9 | 9 | 9 | |
Razem | 471 | 559 | 587 | 601 | 612 | 621 | 642 | 658 | 670 | 683 | +3 |
b) W latach 2018-2021 strona Liber mortuorum poszerzyła się o 24 nowych biogramów. W grupie Polskich pallotynów i Pallotynek znalazły się następujące biogramy: s. Speransa Joniec (†11 II 2018), s. Teresa Matula (†1 VI 2018), ks. Jerzy Maj (†24 VI 2018), br. Jan Bandoszek (†28 VII 2018), ks. Tadeusz Płonka (†24 VIII 2018), ks. Bogdan Kusznir (†26 VIII 2018), s. Majola Rataj (†6 XI 2018) , s. Jadwiga Waszczeniuk (†17 XI 2018), ks. Józef Świerkosz (†20 XII 2018) , ks. Andrzej Biernacki (†23 XII 2018), s. Władysława Sitarz (†27 IV 2019) , s. Helena Szaniawska (†22 VII 2019), ks. Witalij Wezdeckij (†24 VIII 2019), s. Martyna Gumul (†9 IX 2019), s. Estera Stachnik (†20 IX 2019), ks. Kazimierz Czulak (†29 IX 2019), br. Tadeusz Wojciechowski (†12 XII 2019), ks. Stanisław Kobielus (†3 I 2020), br. Jan Cuper (†18 II 2020), ks. Józef Żemlok (†16 III 2020) i ks. Józef Liszewski (†18 III 2020). ks. Żemlok Józef (†16 III 2020), ks. Liszewski Józef (†18 III 2020), ks. Kantor Wiesław (†5 V 2020), ks. Latoń Jan (†7 V 2020), s. Wołosewicz Wirginitas (†17 V 2020), s. Hetnał Maria (†14 VI 2020), s. Otta Agnieszka (†15 VII 2020), ks. Korycki Jan (†31 VII 2020), ks. Szewczul Jerzy (†6 X 2020), s. Smentoch Kryspina (†14 X 2020), s. Suchecka Zofia (†19 X 2020), ks. Domagała Stefan (†24 X 2020), ks. Dragiel Mirosław (†30 X 2020), ks. Pytka Kazimierz (†5 XI 2020), ks. Domański Ryszard (†10 XI 2020), ks. Młodawski Grzegorz (†22 XI 2020), ks. Lisiak Józef (†27 XII 2020), s. Klekowska Mariola (†27 XII 2020), ks. Dzwonkowski Roman (†30 XI 2020), s. Wojtczak Urszula (†9 I 2021), ks. Błaszczak Jerzy (†15 I 2021), ks. Rykaczewski Tadeusz (†9 II 2021), ks. Czulak Antoni (†23 IV 2021), ks. Daniel Edward (†17 IV 2021), s. Gojtowska Agnieszka (†27 V 2021), ks. Nowak Kazimierz (†14 V 2021), s. Pruszyńska Zefiryna (†1 V 2021), ks. Zając Jan (†4 VII 2021), ks. Kot Jan (†8 VII 2021), ks. Mugobe Banuni Ignace (†26 VII 2021), ks. Kończak Jan (†11 VIII 2021), ks. Stachera Kazimierz (†24 VIII 2021), ks. Orlikowski Stanisław (†9 X 2021) i br. Dziczkiewicz Franciszek (†21 X 2021). Grupę Przełożonych Generalnych i pallotyńskich biskupów reprezentują: bp Konrad Walter (†20 IX 2018), bp Thomas Thennatt (†14 XII 2018), bp Alojzy Orszulik (†21 II 2019) i abp Hoser Henryk (†13 VIII 2021).
c) W latach 2018-19 autor strony przeprowadził kwerendę materiałów zawartych w archiwum domu pallotyńskiego w Gdańsku (dom przy ul. Elżbietańskiej). Niezależnie od tego, trwała kwerenda materiałów w Archiwum Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Szerokiemu badaniu poddawane były materiały, które autor strony pozyskał wcześniej w Archiwum Generalnym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Rzymie, w Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu i w Archiwum Sekretariatu Prowincji Zwiastowania Pańskiego w Poznaniu. Wiele nowych informacji autor otrzymał od osób prywatnych i instytucji. Istniejące biogramy są systematycznie wzbogacane o fotografie, zarówno portretowe, jak i grupowe (sytuacyjne). Zdjęcia pochodzą głównie ze zbiorów Archiwum Prowincji Chrystusa Króla, ale i wielu osób prywatnych, którym pragnę jeszcze raz serdecznie podziękować
3. Zrealizowane plany z ubiegłych lat (zapowiadane i niezapowiadane)
a) Z dniem 12 stycznia 2015 r. zostały wymienione na stronie Liber mortuorum wszystkie dotychczasowe wersje życiorysów pallotynów polskich zmarłych do 2012 r. W ich miejsce wprowadzono biogramy zaczerpnięte z publikacji autora strony (Tylus Stanisław, Leksykon polskich pallotynów 1915-2012, Ząbki 2013). Inne kategorie pozostały bez zmian.
b) Zgodnie z zapowiedziami od sierpnia 2015 r. włączane są stopniowo do strony Liber mortuorum biogramy niemieckich pallotynów, działających przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich. Na chwilę obecną włączono biogramy 13 niemieckich pallotynów, umieszczając przy ich nazwisku symbol ✺.
c) Spośród nie sygnalizowanych wcześniej zmian na stronie Liber mortuorum pojawiła się od maja 2015 r. nowa grupa biogramów, to jest pallotyńskich sług Bożych spoza Polski. Obecnie w jej ramach można znaleźć 6 biogramów. Są to życiorysy: bł. Richarda Henkesa (†1945), bł. Elisabetty Sanny Porcu (†1857), Josefa Englinga (†1918), Josefa Kentenicha (†1968), Franza Reinischa (†1942) i bpa Heinricha Vietera (†1914).
d) Wśród nowych inicjatyw, nie sygnalizowanych wcześniej, należy wymienić dział Materiały źródłowe. Dział ma za zadanie poszerzać naszą wiedzę na temat życia i działalności zmarłego.
e) Dołączono również Miejsca spoczynku polskich pallotynów. Jest to alfabetyczny układ według miejsc pochówków, w których złożono zmarłych Współbraci. Obejmuje zarówno obszar Polski, jak i całego świata. Na końcu listy umieszczono też miejsca pochówków pallotynów z niemieckiej Prowincji Świętej Trójcy, spoczywających na ziemi polskiej, pallotynek i ekspallotynów. Pierwotna wersja została umieszczona 31 października 2015 r.
f) W styczniu 2016 r. umieszczono na stronie Liber mortuorum biogram ks. Antoniego Słomkowskiego †1982, kapłana archidiecezji gnieźnieńskiej, profesora i rektora KUL (i materiały źródłowe, którymi są jego wspomnienia na temat kontaktów z pallotynami), zapoczątkowując w ten sposób grupę przyjaciół SAC. Grupa aktualnie obejmuje 8 nazwisk i będzie ona stopniowo realizowana w najbliższych latach.
g) Uzupełniono i poszerzono biografie w kategorii Niemieccy pallotyni działający przed 1945 r. na obecnych ziemiach polskich i Pallotyńscy słudzy Boży spoza Polski. Kontynuowane będą dalsze prace nad uzupełnianiem i poszerzaniem dotychczasowych biogramów, bowiem kwerenda materiałów archiwalnych dostarcza wiele nowych i nieznanych do tej pory informacji.
h) Na początku 2016 r. dołączono do strony Liber mortuorum zestawienie chronologiczne, które zostało zatytułowane: Rocznice pallotyńskich wydarzeń przypadających w 2016 roku. Autor strony zestawił wydarzenia, jakie dokonały się w latach: 1916 (100 lat temu), 1941 (75 lat temu), 1966 (50 lat temu) i 1991 (25 lat temu). W 2020 r. w miejsce w.w. Rocznic pojawi się Kalendarium pallotyńskie, które autor systematycznie publikuje na swoim profilu FB - https://www.facebook.com/profile.php?id=100012227057005.
i) Spośród innych planów zrealizowanych planów było zakończenie Kalendarium dziejów Regii Miłosierdzia Bożego (1946-2019).
5. Uwagi i prośba o materiały
Wszystkich zainteresowanych biogramami zmarłych pallotynów lub pallotynek proszę o ewentualne spostrzeżenia i uwagi dotyczące treści biogramu lub innych kwestii. Ponadto zachęcam Wszystkich do przekazywania fotografii, informacji lub materiałów (jeśli trzeba, oczywiście do zwrotu) na adres e-mailowy: stansac@wp.pl lub listownie na adres: Pallotyński Instytut Historyczny, ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa.
Stroną techniczną Liber mortuorum już od 15 lat (od 2009 r.) zajmuje się Pan Donat Jaroszewski. Za lata współpracy, cierpliwość i wszelaką pomoc w tym zakresie jestem Mu bardzo wdzięczny.
Warszawa 28 I 2024
Stanisław Tylus SAC
Publikacja Leksykon polskich pallotynów zawiera 356 biogramów polskich pallotynów zmarłych w latach 1915-2012. W książce został zastosowany układ alfabetyczny. Do biogramów zostały dołączone fotografie portretowe. Pod każdym biogramem została zamieszczona literatura, zawierająca bibliografię przedmiotową. Publikację zamyka indeks osobowy.
Podstawę źródłową niniejszej pracy stanowią akta osobowe zgromadzone w: Archiwum Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie, Archiwum Sekretariatu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie, Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu, Archiwum Generalnym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Rzymie i Archiwum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W pracy zostały uwzględnione „Wiadomości Polskiej Prowincji SAK” (do 1993), „Wiadomości Prowincji Chrystusa Króla” (1993-2012), „Annuntianda. Biuletyn Prowincji Zwiastowania Pańskiego SAK” (1994-2012). Pomocne okazały się katalogi stowarzyszenia i prowincji polskich, czasopisma wydawane przez pallotynów i kroniki poszczególnych domów. Nie bez znaczenia były również relacje ustne żyjących członków stowarzyszenia i przedstawicieli rodzin zmarłych.
Zmarli współbracia tworzyli pallotyńską historię i byli nieomal wszechobecni w wielu dziedzinach polskiej kultury XX-XXI w., np. w nauce, literaturze i wszelkiego rodzaju piśmiennictwie oraz w działalności edukacyjnej, wychowawczej i wydawniczej, a także w pracach na rzecz emigracji, misji i apostolstwa świeckich. Pośród nich są postacie bardzo znane, które wywarły duży wpływ na dzieje Kościoła polskiego, m.in.: ks. Alojzy Majewski, ks. Wojciech Turowski czy Sł. B. ks. Stanisław Szulmiński, albo przeszły do historii Polski dzięki wielkiej miłości do Ojczyzny, jak Bł. ks. Józef Stanek czy ks. Franciszek Cegiełka i wielu innych.
Jednak w Leksykonie znajdują się nie tylko ci najwięksi, ale wszyscy, którzy żyli i działali w polskich strukturach stowarzyszenia w kraju i poza nim. O każdym z nich, nawet najskromniejszym bracie, kleryku czy nowicjuszu, możemy dowiedzieć się wszystkiego, co można było wydobyć ze źródeł i opracowań.